L I T W A
PrzodkÓw . Ich wierzenia i Ich BÓstwa
Przodkowie LitwinÓw
Historycy są zgodni co do tego, że Bałtowie ukształtowali się równocześnie ze Słowianami i że stanowili początkowo wspólnotę plemienną, przywędrowali na wschodnie wybrzeże Bałtyku koło V w. p.n.e. ze swojej pierwotnej siedziby w dorzeczu górnej Dźwiny i górnego Dniepru. Część zasiedliła wówczas Mazury i Suwalszczyznę, czesc poszła dalej na Północ, zajmując tereny dzisiejszej Litwy, Łotwy i Żmudzi. Z tej Kultury (zwanej Kulturą kurhanów zachodnio bałtyjskich) z czasem wyodrębniło Się kilka plemion. Bylo na plemię Prusów i. Jaćwingów. Na Północy byli do m.in. Kurowie, Zelowie, Zemgalowie, Łatgalowie. Plemiona miały podobny rodzaj organizacji społecznej, podobną religię, jednak różniły je zwyczaje pogrzebowe, trochę inaczej wglądały ich stroje, broń czy biżuteria. Zdecydowanie najważniejszym wspólnym elementem był język bałtyjski. Znaczy nie to że wszyscy mówili tak Samo. Stosunkowo wcześnie dokonał Się podział na dwie główne grupy językowe: zachodnio bałtyjską do której należał m.in. język staropruski, jaćwiecki czy kuroński, i wschodnio bałtyjską, z której wykształcił Się Żmudzki, Litewski i łotewski. Do dziś tylko te dwa ostatnie przetrwały.
O Bałtach wiadomo niewiele. Ponieważ nie posługiwali się pismem i bardzo długo opierali się chrystianizacji, właściwie aż do czasów kronikarza Henryka Łotysza (przełom XII i XIII w.) nie mieli własnej historiografii. Z wcześniejszych czasów znane są tylko wzmianki na ich temat, pojawiające się w tekstach łacińskich, ruskich, polskich i skandynawskich. Bałtami zainteresowani byli bliżsi i dalsi sąsiedzi a to z powodu bursztynu czyli złota Bałtyku.
|
Plemiona Bałtów były ZE soba związane pogaństwem. Prusowie najpierw ,potem i inni Bałtowie, bardzo bali się wprowadzanej na tych ziemiach nowej religii tj. chrześcijaństwa. Widzieli w niej zagrożenie dla własnej tożsamości kulturowej i religijnej. Innym elementem łączącym Bałtów były czczone przez nich bóstwa na cześć których odbywały się święte obrzędy i modlitwy. Ważną rolę odgrywały amulety, które miały zapewnić boskie błogosławieństwo i ochronę. Bałtowie zostali ochrzczeni przez niemieckich misjonarzy, wspomaganych przez krzyżowców. W praktyce jednak ludność pozostawała długo jeszcze PRZY starych wierzeniach (więcej http://archiwum.polityka.pl/art/bałtowie-z-bliska, 361053.html) |
Prusowie
Prusowie –
ludy bałtyckie zamieszkujące w średniowieczu tereny między Pomorzem, Mazowszem,Litwą a Bałtykiem (wybrzeże Bałtyku między dolną Wisłą a dolnym Niemnem)..
Nazwa krainy – Prusy została przejęta od nazwy ludu. Nazwa Prusowie (Bruzi) została pierwszy raz wymieniona przez tzw. Geografa Bawarskiego. W połowie IX wieku lud ten zasiedlał ziemie między Wisłą a Niemnem. Przybyli na ten obszar zapewne około VI-V w p.n.e. z obszaru środkowej Rusi z dorzeczy rzek Dniepr i Wołga.
Jako lud Prusowie nigdy nie stworzyli organizacji państwowej i pozostając na etapie związków plemiennych byli łatwym przeciwnikiem dla sąsiadów. Prusowie jako poganie czcili siły natury: ciała niebieskie, jak Słońce czy Księżyc, zjawiska atmosferyczne, jak piorun czy grzmot, a także zwierzęta i rośliny. Miejscami kultu były święte gaje, miejsca składania ofiar bogom. Prusowie wierzyli też w demony i bóstwa, kultywowali kult przodków. Ze znanych dziś bóstw pruskich należy wymienić bóstwo żeńskie Kurko (Kurche), bogini stworzenia i urodzaju, oraz bóstwo męskie Perkuna (Perkunis), boga wojny, władcę burzy i grzmotów. Wierzyli w życie pozagrobowe. Utrzymywali, że dusze zmarłych snują się po ich rodzimych okolicach.
Najwyższą władzą pruską był wiec. Na nim decydowano o sprawach obrony, wyprawach wojennych ustalano podział prac. W okresach wojen, na wiecach, wybierano wodzów.
Wojska zwoływane były przez gońców. Dużą rolę odgrywały grodziska, stanowiące miejsca schronień podczas wojen i rozruchów. Prawo oparte było na zasadach rodowych. Dziedziczenie odbywało się wyłącznie w linii męskiej.
W życiu politycznym główną rolę stanowili możni - nobiles. Najwięcej było pospólstwa (wolni) - z takimi samymi prawami jak możni. Niewolników pozyskiwano w trakcie wojen. Prusowie byli przede wszystkim rolnikami. Uprawiali rolę, zbierali grzyby, zioła, jagody, orzechy, hodowali konie, krowy, owce, świnie. Zakładali barcie.
ludy bałtyckie zamieszkujące w średniowieczu tereny między Pomorzem, Mazowszem,Litwą a Bałtykiem (wybrzeże Bałtyku między dolną Wisłą a dolnym Niemnem)..
Nazwa krainy – Prusy została przejęta od nazwy ludu. Nazwa Prusowie (Bruzi) została pierwszy raz wymieniona przez tzw. Geografa Bawarskiego. W połowie IX wieku lud ten zasiedlał ziemie między Wisłą a Niemnem. Przybyli na ten obszar zapewne około VI-V w p.n.e. z obszaru środkowej Rusi z dorzeczy rzek Dniepr i Wołga.
Jako lud Prusowie nigdy nie stworzyli organizacji państwowej i pozostając na etapie związków plemiennych byli łatwym przeciwnikiem dla sąsiadów. Prusowie jako poganie czcili siły natury: ciała niebieskie, jak Słońce czy Księżyc, zjawiska atmosferyczne, jak piorun czy grzmot, a także zwierzęta i rośliny. Miejscami kultu były święte gaje, miejsca składania ofiar bogom. Prusowie wierzyli też w demony i bóstwa, kultywowali kult przodków. Ze znanych dziś bóstw pruskich należy wymienić bóstwo żeńskie Kurko (Kurche), bogini stworzenia i urodzaju, oraz bóstwo męskie Perkuna (Perkunis), boga wojny, władcę burzy i grzmotów. Wierzyli w życie pozagrobowe. Utrzymywali, że dusze zmarłych snują się po ich rodzimych okolicach.
Najwyższą władzą pruską był wiec. Na nim decydowano o sprawach obrony, wyprawach wojennych ustalano podział prac. W okresach wojen, na wiecach, wybierano wodzów.
Wojska zwoływane były przez gońców. Dużą rolę odgrywały grodziska, stanowiące miejsca schronień podczas wojen i rozruchów. Prawo oparte było na zasadach rodowych. Dziedziczenie odbywało się wyłącznie w linii męskiej.
W życiu politycznym główną rolę stanowili możni - nobiles. Najwięcej było pospólstwa (wolni) - z takimi samymi prawami jak możni. Niewolników pozyskiwano w trakcie wojen. Prusowie byli przede wszystkim rolnikami. Uprawiali rolę, zbierali grzyby, zioła, jagody, orzechy, hodowali konie, krowy, owce, świnie. Zakładali barcie.
W średniowieczu Prusy zasiedlone były przez lud Prusów i blisko spokrewnionych z nimi Jaćwingów.
W XIII wieku Prusy zostały podbite przez zakon krzyżacki, a w następnych stuleciach uległa przekształceniom etnicznym: mieszkańcy składali się z ludności napływowej z Niemiec, Polski i Litwy(także w małym stopniu Ślązacy, Czesi, Rusini, Holendrzy, Szwedzi, Duńczycy, Szwajcarzy, Francuzi,Salzburczycy i inni) oraz resztek zasymilowanych autochtonów. Język pruski przetrwał najdłużej do 1627roku na Sambii. Prusy dzieliły dzieje państwa zakonnego: w 1466 (pokój toruński) część zachodnią (Warmia i północnePowiśle) wcielono do Korony, a reszta (Prusy Zakonne, od 1525 Prusy Książęce) stała się jej lennem. W1701 Fryderyk I uzyskał tytuł króla w Prusach. W 1772 całość weszła w skład monarchii Hohenzollernów(prowincja Prusy Wschodnie). W 1923 Kłajpeda została przyłączona do Litwy, a w 1945 pozostałą część podzielono między Polskę a Rosję (wówczas republikę ZSRR). Prusy składają się z nastepujących krain historycznych: ziemia chełmińska, część Żuław Wiślanych,Warmia, Prusy Górne, Mazury (dawn. ziemia Sasinów i Galindia), Barcja, Natangia, Sambia, Litwa Mniejsza (zwana też Pruską Litwą lub Małą Litwą, dawn. Nadrowia i Skalowia). Obecnie znajduje się w granicach 3 państw: Polski, w województwach: warmińsko-mazurskim,pomorskim i kujawsko-pomorskim Rosji: obwód kaliningradzki i Litwy . |
*** |
Romowe. Romuwa . Centrum kultu bóstw bałtyjskich Miejsce to założone zostało przez Brutenusa, na obszarze zwanym Nadrowią. Był on bratem Widewuta i obaj uważani byli za legendarnych ojców-założycieli porządku kultowego i królewskiego na terenie Prus. W samym środku osi Romowe stał święty dąb, na którym znajdowały się figurki:
Perkunsa, Patolla oraz Potrimpusa. Jak pisze Piotr z Duisburga Romowe było siedzibą Krywe (Crywo Cyrwaito).
Vogt dowodzi, że Romowe leżało w Sambii, Toeppen wreszcie trzyma się zdania Dusburga, podług którego Rpmowe położone było w Nadrowii, przenosząc zdanie to ponad inne dla tego, że ma powagę świadectwa prawie naocznego. Dusburg bowiem pisał kronikę swą w czasach, gdzie jeszcze żyło wielu, którzy bywali w Romowem i ofiary składali.
Wśród „świętego“ lasu, na obszernej płaszczyźnie, znajdował się ten przybytek bogów. W środku stał dąb święty, niezmiernej grubości i wysokości. Do koła drzewa był obwód sześciokątny z kamieni; część jego tylna najbardziej była do dębu zbliżona. W przedniej znajdował się szeroki otwór. Przed dębem ku ścianie otwartej stały ołtarze do palenia ofiar i utrzymywania ognia świętego. W wyciętych framugach olbrzymiego pnia umieszczone były posągi bogów. Do koła świątyni rozciągał się plac, na którym gromadził się lud. Na placu tym leżało nagromadzone drzewo do utrzymania ognia świętego przeznaczone. Plac dokoła otaczały domy kapłanów. Wnijście tworzyła brama przodowa. Po prawej ręce bramy był dom arcykapłana, po lewej gospoda, czyli dom gościnny. Trzech bogów tu czczono. Pierwszym z nich i najpotężniejszym był Perkun, bóg ognia. Przedstawiony był w postaci męża gniewnego, z twarzą czerwoną, kędzierzawą brodą i koroną z płomieni na głowie. Na cześć jego palił się przed dębem ciągły ogień, podsycany kłodami z poświęconych dębów. Ofiary składano w płodach, zwierzętach i ludziach. Uważano to jako szczególną łaskę bogów, kiedy kto wskutek porażenia gromem umierał; było to bowiem znakiem, że go Perkun do grona bogów powołał. Najwyższym życzeniem kapłanów było przeto taką śmiercią ze świata schodzić. Czczono Perkuna nie tylko jako boga ognia, ale i dawcę słońca, deszczu i zdrowia. Popiół z świętego ogniska leczył choroby, a woda z jezior jemu poświęconych działała cudownie.
|
Obok niego umieszczony był w framudze posąg Potrympa. Przedstawiony on był jako dorodny młodzieniec, z wieńcem z kłosów na głowie. Był to dawca szczęścia, bóg urodzaju, opiekun rolnictwa. Palono na jego cześć snopki zboża i kadzidła; ofiarowywano mu także i dzieci. Poświęconym był mu wąż, w urnie się chowający a kłosami przykryty, o którym mieli najpilniejsze staranie kapłani. Kiedy mu chciano złożyć ofiarę, kapłani trzy dni przed tem musieli się do tego przygotować, poszcząc, ciało umartwiając i w ogień ofiarny kadzidła sypiąc. Trzeci posąg przedstawiał Pikulla (Pekolo, Patello, Patollo, Potollos), boga śmierci i zniszczenia, w postaci starca z długą brodą, z głową białą chustą obwiązaną. Jego godłami były trzy trupie czaszki, człowieka, konia i krowy. Przy ofierze palono dlań łój. Ofiary składano mu w zwierzętach i ludziach, a krwią ofiar podlewano dąb, co miało się do ciągłej jego zieloności przyczyniać. Był to bóg najstraszliwszy, nieubłagany, okrutny. Dla przebłagania jego furyi istniały liczne miejsca ofiarne, w których nieustannie ogień na jego cześć płonął; śladem tego są liczne nazwy miejscowości dzisiejszych, których nazwisko oczywiście od nazwy bożka pochodzi, n. p. Potollen, Pokellen, Patollen, Bakollen, Pokolln. Wstęp do wnętrza świątyni był wzbroniony. Dla książąt i możnych czyniono czasem wyjątek i dozwalano im wejść do środka i rozmawiać z krywe-krywejtą. Ale posągów bóstw ich oko nie ujrzało, bo dąb święty obwieszony był ze wszech stron zasłonami. Poza domami kapłanów roztaczał się las kilkumilowego obszaru. I ten las był święty. Obcym nie wolno było doń wstąpić, kto zakaz przekroczył padał ofiarą, a krew jego zraszała korzenie świętego dębu. Taż sama kara czekała tego, ktoby się drzewo w gaju świętym ściąć, zwierzę lub ptaka zabić, a nawet uschłe drzewa i chrust zabrać poważył. Najwyższy kapłan zwał się krywe-krywejtą. Był on nie tylko pierwszym kapłanem, ale i sędzią i mężem potężnego wpływu. Godność jego równała się królewskiej. Rzadko pokazywał się ludowi, ogłaszając mu wolę i rozkazy bóstwa przez usta kapłanów. Tak kapłani, jak wszelki czciciel bogów winien mu był bezwzględne posłuszeństwo. Urząd ten ważny piastował zawsze jeden z najstarszych kapłanów. Pozbawić go godności nie było można, ale wolno było złożyć ją dobrowolnie. Wtedy jednak dłużej żyć nie był powinien i obowiązkiem było, bogom się ofiarując, na stosie spłonąć. Tak kończyło wielu z nich, że doszedłszy wieku takiego, w którym życie ciężarem się staje, przecinali pasmo życia śmiercią ogniową, skarbiąc sobie w ten sposób łaskę bogów. Temuż krywe-krywejcie przy boku i do pomocy stali liczni kapłani. W Romowem było ich trzy klasy. Najwyższą byli t. z. wajdeloci albo krywejci. Liczba ich prawdopodobnie nie przechodziła dwunastu, stanowili oni najbliższe otoczenie i radę krywe-krywejty. Po nich następowali sygoni albo sygonici, (signassen po lit. błogosławieństwo), kapłani, którzy między innemi błogosławieństwa udzielali ludowi i pieczę mieli nad świętym gajem. Jeden z nich właśnie zabił św. Wojciecha (Vita S. Adal. mówi: Igneus Siggo, sacerdos idolorum… lictor ferox…; a dalej pisze, że zabił „ex debito“, z obowiązku). Trzecią wreszcie klasę stanowili t. z. starzy (choć co do wieku młodsi od tamtych, ale także już w latach). Byli to właściwi kapłani ofiarni. Obowiązkiem ich było przygotowanie, poświęcenie i dokonanie ofiary. Tym do pomocy byli jeszcze kapłani niższych stopni. W R. jednak samem było ich niewielu. Pełnili oni obowiązki po innych przybytkach bogów, po kraju rozsianych. Tutaj tylko najgodniejsi służbę czynili. Pisali o Romowem: Vogt, Geschichte Preussens I, i dodatek II; Narbut, Dzieje narodu litewskiego; Toeppen, Geogr. v. Preussen. Porów. Rumowe. Ad. N.
Rāmawa (Romowe, Romuva, niem. Romeywierder Romayne) to , starożytne sanktuarium.
- Centrum kultu pogańskiego przy ujściu Niewiaży do Niemna .Obecnie nie istniejące. Okoliczne lasy zwane były świętym Heiligenwald. Do Romowe ciągnęły wyprawy krzyżowe dla chrztu rycerstwa. Po podbiciu Prus, święty ogień z Rāmawa został przeniesiony w okolice Wilna, kiedy również Litwa uległa chrześcijaństwu, ogień trafił gdzieś na terytorium obecnej Białorusi. Są wzmianki, że wieczny ogień płonął w Mińsku jeszcze w latach 20 XX wieku, a próba jego zlikwidowania przez władze wywołała opór ludności. Ostatecznie zlikwidowano ogień, czy został przeniesiony dalej, nie wiadomo.
Litwa wag XIII-Tym Wieku Jerzy Dragiewicz
http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/plain-content?id=118642
- Centrum kultu pogańskiego przy ujściu Niewiaży do Niemna .Obecnie nie istniejące. Okoliczne lasy zwane były świętym Heiligenwald. Do Romowe ciągnęły wyprawy krzyżowe dla chrztu rycerstwa. Po podbiciu Prus, święty ogień z Rāmawa został przeniesiony w okolice Wilna, kiedy również Litwa uległa chrześcijaństwu, ogień trafił gdzieś na terytorium obecnej Białorusi. Są wzmianki, że wieczny ogień płonął w Mińsku jeszcze w latach 20 XX wieku, a próba jego zlikwidowania przez władze wywołała opór ludności. Ostatecznie zlikwidowano ogień, czy został przeniesiony dalej, nie wiadomo.
Litwa wag XIII-Tym Wieku Jerzy Dragiewicz
http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/plain-content?id=118642
Żmudź
Żmudzini w wiekach XIV i XV postrzegani byli jako odrębna grupa etniczna – tak pisał o nich Długosz, podkreślając zarazem bliskie związki Żmudzinów z Litwinami i Jaćwingami. Tak też przedstawiała Żmudzinów dyplomacja polska i litewska rozprzestrzeniając dramatyczną skargę Żmudzinów na zakon krzyżacki w 1404. Żmudzinów od Litwinów różniły w tym czasie głównie stosunek do chrześcijaństwa, które Litwini przyjęli szybciej i chętniej, oraz znaczna rusycyzacja elit litewskich, wyobcowująca Żmudzinów zajmujących ziemie odległe od wpływów ruskich.
litewski wiersz z 1529:
Polsza kwitniet łacinoju,
Litwa kwitniet ruszczinoju,
Bez toj w Polsze nie priebudiesz,
Bez siej w Litwie błaznom budiesz.
komentuje używanie języka ruskiego jako urzędowego w Wielkim Księstwie.
Polsza kwitniet łacinoju,
Litwa kwitniet ruszczinoju,
Bez toj w Polsze nie priebudiesz,
Bez siej w Litwie błaznom budiesz.
komentuje używanie języka ruskiego jako urzędowego w Wielkim Księstwie.
Po przyłączeniu Żmudzi do Litwy w 1410 podjęto próby chrystianizacji mieszkańców. W 1413 oficjalnie ogłoszono przyjęcie katolicyzmu przez Żmudzinów. Był to ostatni naród Europy, który przyjął chrześcijaństwo, jeśli nie liczyć plemion tajgi i tundry skrajnej północy i północnego wschodu Europy. Napotkało to opór wśród ludności żmudzkiej, kojarzącej katolicyzm z wrogimi Krzyżakami i przywiązanej do wiary przodków. W 1418 i 1441 Żmudzini wszczęli powstania antychrześcijańskie i antylitewskie.
Auksztota
Auksztota (lit. Aukštaitija),
kraina historyczna i region etnograficzny na Litwie, na Nizinie Środkowolitewskiej i Pojezierzu Wileńskim, w dorzeczu górnej i środkowej Wilii, nad Niewiażą, Świętą i Muszą, Kiedyś osiedlali się w tej krainie dawne plemiona dzisiaj nazywane Litwinami
kraina historyczna i region etnograficzny na Litwie, na Nizinie Środkowolitewskiej i Pojezierzu Wileńskim, w dorzeczu górnej i środkowej Wilii, nad Niewiażą, Świętą i Muszą, Kiedyś osiedlali się w tej krainie dawne plemiona dzisiaj nazywane Litwinami
Pierwotni Litwini i Ich BÓstwa, wierzenia i obrzędy,
Prawdy i mity
Niektóre żródła podają że nazwa Litwa (Lietuva)
nie została jednoznacznie wyjaśniona. Przyjmuje się, że pochodzi ona od nazwy rzeki Lietauka, niewielkiego dopływu Wilii, co oznaczałoby "ludzi znad rzeki", bądź "kraj nad rzeką"
Nazwa geograficzna krainy została po raz pierwszy zapisana w formie Litua w ok. 1008-1009 r., w czasie gdy umarł pierwszy misjonarz Brunon z Kwerfurtu Bonifacy apostoł Rusi (ur. ok.974 w rodzinie grafów niemieckich w Kwerfurcie, zm. 14 lutego lub 9 marca 1009 w strefie przygranicznej Prus, Rusi i Litwy).
Nazwa Litwini jest nazwą pochodną od Litwy krainy geograficznej położonej nad morzem baltyckim
Ktorą zamieszkiwały grupy plemienne (zwane Bałtami) , wśród których najważniejszą grupę stanowili Auksztoci i Żmudzini.
Przodkow Baltów (przez starożytnych zwanych Wenedami. ) niektórzy badacze doszukują się z przybyłych ze wschodu na przełomie III i II tysiąclecia p.n.e.- indoeuropejczykow jeszcze inni badacze mowia też o ich drugiej fali napływu w późniejszych czasach.
nie została jednoznacznie wyjaśniona. Przyjmuje się, że pochodzi ona od nazwy rzeki Lietauka, niewielkiego dopływu Wilii, co oznaczałoby "ludzi znad rzeki", bądź "kraj nad rzeką"
Nazwa geograficzna krainy została po raz pierwszy zapisana w formie Litua w ok. 1008-1009 r., w czasie gdy umarł pierwszy misjonarz Brunon z Kwerfurtu Bonifacy apostoł Rusi (ur. ok.974 w rodzinie grafów niemieckich w Kwerfurcie, zm. 14 lutego lub 9 marca 1009 w strefie przygranicznej Prus, Rusi i Litwy).
Nazwa Litwini jest nazwą pochodną od Litwy krainy geograficznej położonej nad morzem baltyckim
Ktorą zamieszkiwały grupy plemienne (zwane Bałtami) , wśród których najważniejszą grupę stanowili Auksztoci i Żmudzini.
Przodkow Baltów (przez starożytnych zwanych Wenedami. ) niektórzy badacze doszukują się z przybyłych ze wschodu na przełomie III i II tysiąclecia p.n.e.- indoeuropejczykow jeszcze inni badacze mowia też o ich drugiej fali napływu w późniejszych czasach.
***
Litwini, osiadli między Niemnem, Jurą i Dźwiną;
zwali się oni wszyscy Letuwami i czuli się jednym narodem, chociaż dzielili kraj nad górnym Niemnem,
"wysoki" (Auksztotę), od kraju nad dolnym tegoż biegiem "niskiego" (Żemoity, polskie Żmóć, później mylnie Żmódź i Żmudź, Żmudź pisane)
Ponieważ jednak losy dziejowe Żmudzi i Auksztoty, okalającej Żmudź wcale nieszerokim, a dziś już znacznie zwężonym pasem, zupełnie się rozbiegły, należy je rozpatrywać z osobna.
zwali się oni wszyscy Letuwami i czuli się jednym narodem, chociaż dzielili kraj nad górnym Niemnem,
"wysoki" (Auksztotę), od kraju nad dolnym tegoż biegiem "niskiego" (Żemoity, polskie Żmóć, później mylnie Żmódź i Żmudź, Żmudź pisane)
Ponieważ jednak losy dziejowe Żmudzi i Auksztoty, okalającej Żmudź wcale nieszerokim, a dziś już znacznie zwężonym pasem, zupełnie się rozbiegły, należy je rozpatrywać z osobna.
Litwini Auksztoty, gÓrni,
występują w dziejach najpierw tak jak Jaćwińgowie, jako szczep barbarzyński, najezdniczy i okładany lekką daniną przez wielkich książąt kijowskich; kraj był tak ubogi, że wedle późniejszego podania korą i winnikami z liści dębowych lub miotełkami brzozowymi haracz ów opłacał. Lecz właśnie stosunki z Rusią dokazały, czego szczep litewski nigdzie indziej sam nie wytworzył, powstały bowiem rychło zarodki wyższej władzy, wynoszącej się ponad "królików", czyli starszych rodowych, sprzęgającej siły całego, acz drobnego, kraiku skutecznie, najpierw w obronie własnej, później w napadach na ziemie obce. Kiedy właściwie władza starszego księcia litewskiego "się zawiązała", dojrzeć nie możemy; czy nie w r. 1132, gdy klęskę zadano oddziałowi kijowskiemu, wracającemu z łupem litewskim? Już bowiem w drugiej połowie XII wieku zaciężył wpływ litewski nad okalającą Rusią, Białą i Czarną, nad Połockiem i Mińskiem, nad Nowogródkiem i Grodnem. Różnią się też znacząco napady litewskie na Ruś od podobnych współczesnych wypraw jaćwińskich: gdy te tylko łupy zabierały, owe prócz łupów (znacznych, szczególniej gdy napad kierowano na bogate ziemie handlowe republik, Pskowa i Wielkiego Nowogrodu) rozszerzały samą ziemię kosztem owych zagrabionych, niezgodnych i dlatego bezsilnych ksiąstewek ruskich. Czysto łupieski charakter miały natomiast wyprawy litewskie na Polskę XIII i XIV wieku o i na późniejsze Inflanty, którym Litwini tak się dawali we znaki, że ludzie, opuściwszy domy, z kryjówek i lasów ani wychylać się nie śmieli; przeprawiając się przez Dźwinę (u Grodziska, Carogradu) rzucali się Litwini na Ruś, Łotwę, Liwów "i uciekała Ruś, mówi współczesny kronikarz, przez lasy i wsie przed obliczem choć nielicznej Litwy, jak uciekają zające przed obliczem str 959d39j zelców, a Liwowie i Łotwa byli pokarmem i pożywieniem Litwy i jako owce w paszczy wilków, gdy są bez pasterza".
Trwałe zdobycze na ziemiach ruskich umożliwiała tylko władza, zjednoczona w jednej ręce. I rzeczywiście, gdy w r. 1219 "książęta" litewscy i żmudzcy ofiarowali pokój panującym na Wołyniu i Haliczu Romanowiczom, Danielowi i Wasylkowi, wymienia kronika między litewskimi jednego "starszego", Żwinbuta. Usunięcia, wszelkiej niezawiślejszej władzy dokonał jednak nie Żwinbut, lecz spółczesny mu Mindowg i podstępem, i przemocą, przekupstwem i zdradą, zabójstwami i rugowaniem z siedzib; liczny ród Riuszków np. (aż siedmiu występuje w owym przymierzu z r. 1219) widzimy później w służbie Mindowga; ród Bulów on wymordował "i począł panować jeden: w całej ziemi litewskiej, i począł bardzo hardzieć, i uniósł się sławą i wobec siebie nie cenił nikogo"'. Dalsze losy Mindowga, ciągłe walki na zewnątrz, rozbicie groźnej koalicji sąsiedzkiej przejściem na chrześcijaństwo, przymierzem z rycerzami mieczowymi i kosztem Żmudzi im poświęconej, zaburzenia o to odstępstwo, zabójstwo wreszcie Mindowga (chrześcijanina czy apostaty?) w r. 1263 pomijamy , gdyż mimo chwilowego upadku idea jedności odtąd nie zaginęła, podjęta z nowymi siłami za Trojdena, Witena, Giedymina i jego dzielnych synów, Olgierda i Kinstuta; na niej oparło się wreszcie potężne państwo litewsko-ruskie, sięgające od Dźwiny do Czarnego Morza, od Bałtyku po Okę i Dniepr, którego drobny odłam tylko stanowiła Litwa etnograficzna. Zwycięski pochód Litwy tej ułatwiło nie tylko rozdrobnienie Rusi zachodniej, lecz i pogrom tatarski, uniemożliwiający jakikolwiek odruch energiczniejszy.
***
Pod despotyczną władzą królów (wielkich książąt) szczupłe zasoby małego kraju cudownie rosły, po każdej klęsce, np. po napadzie tatarskim, większe niż przedtem. W ubogiej dotąd ziemi coraz częściej pojawiają się kupcy, rękodzielnicy, koloniści ze wschodu i zachodu; zabudowują się pierwsze miasta, choć nie otaczane murami; już Mindowg posiadał znaczne bogactwa, głównie z łupów ruskich, i hojnie nimi w swych celach szafował; już kreacja Giedymina, Wilno, z kościołami i cerkwią, sprawiało wrażenie europejskiego miasta. Mimo nadzwyczajnego rozrostu, terytorialnego i materialnego, nie rzucają Litwini dawnej wiary, języka, zwyczaju, chociaż jak wszyscy poganie nie bronią obcym czcić własnego boga i na ziemi litewskiej: prawosławni i katolicy przewijają się więc swobodnie na dworze wielkoksiążęcym w Trokach, Krewie, Wilnie i Kownie; ruskie księżniczki, żony Giedyminowiców, zostają przy wierze; pogaństwo nie narzuca się nikomu, samo w sobie zdaje się tak trwałym, że jeszcze Kiejstut, jak prawdziwy Litwin, ceniący wyżej wiarę niż ziemię, nosił się z myślą rzucenia niewdzięcznego, trapionego od nieprzyjaciół kraju i ruszenia gdzieś za świat, kędy by starym trybem spokojnie żyć mógł. Pogaństwo to oblane jest światłem historii, zobaczmyż, czy choć tu zbierzemy obfitsze i pewniejsze wskazówki.
Wiadomości o pogańskiej Litwie zamąciła wcześnie hipoteza, sprowadzająca jej dzieje i podania na fatalne manowce. Już w XV wieku uderzały pozorne łacińskie wyrazy i brzmienia w mowie litewskiej; takie deus i diewos(bóg), pekus (bydlę), ignis i ugnis (ogień), dentes i duntis (zęby), noctes i naktis (noce); lucus i łaukas (pole) itp. wydawały się łacińskimi, włoskimi, zgrubiałymi na obcej ziemi, w słowiańskim otoczeniu (jakby np. rumuńskie), samą nazwę Litua, Lituani, tłumaczono dlatego przez l'Italia, l'Italiani. I urosła bajka, że Litwini, to Włosi-Rzymianie, uchodzący przed Cezarem (z Pompejuszem czy za Nerona) na morze, zagnani nad Niemen i Dźwinę; obok słów rzymskich odkryto i wierzenia rzymskie: kult węży to kult Eskulapa itp. Tak poczęła się konstrukcja pierwotnej historii i mitologii litewskiej (przesłankę jej znajdziemy już w owym Romow - Roma Dusburga, zob. wyżej), jaką przejął już Długosz do swych Dziejów, lecz nie on ją wymyślił, gdyż nie umiał po litewsku; posądziłbym rączej rodowitego Litwina, znającego łacinę, a zamierzającego marny dotąd naród swój podnieść w oczach Europy rozmiłowanej w starożytności, np. owego niechętnego Polakom Jerzego Butryma, "który w państwach kato-lickich długie lata straciwszy, w dowcip i rozum obfitował" i na Litwie rolę odgrywał (Długosz pod r. 1431, tom XIII, s. 482).
***
Nie potrzebujemy objaśniać, dlaczego te baśni, te podania o Libonie lub Palemonie i jego następcach (fałszerze nie znający litewskiego języka łatali luki rodowodów nazwami miejscowości; tak powędrowali Szwentorog, Kiernus, Kukowojtis i inni z topografii do genealogii) o litewsko-rzymskiej mitologii dla nas nie istnieją. Należy czerpać wiedzę ze źródeł nie zmąconych, takimi są ruskie. i kilka łacińskich relacji współczesnych; kilka szczegółów zachował Długosz, chociaż je zwykłą swą manierą okrasił.
O Mindowgu i jego Litwinach zapisał ruski kronikarz, bardzo im niechętny, co następuje: "chrzest Mindowga, rzymski, był obłudny; składał on ofiary dalej bogom swoim po kryjomu, pierwszemu Nonadiejowi i Telaweli, i Diwiriksowi, zajęczemu bogu, i Medeinowi. Gdy Mindowg wyjeżdżał w pole, a wybiegał zając na pole, nie wchodził on więcej w zarośla ani miał różdżki ułomić i bogom swoim ofiarował i ciała martwych palił, i pogaństwo swe jawnie czynił". Innym razem opowiada on, jak Litwini, opóźniwszy się i nie zastawszy już łupów, tylko spalone grodzisko i psy po nim, "spluwali mówiąc po swojemu jarda, wzywając bogów swoich, Andaja i Diwiriksa, i wszystkich bogów swoich tj. czartów wspominając".
O wiele ciekawszym, niż to suche wyliczenie kilku niezrozumiałych nazw, jest opowiadanie innego ruskiego kronikarza, przytaczającego mit litewski o paleniu zwłok, dodającego również nazwy bóstw, zgodnych po części z przytoczonymi powyżej.
Wzór obłędu pogan, którzy Sowiego bogiem nazywają:
"Sowi był człowiekiem. Gdy ułowił dzikiego wieprza, wyjął z niego dziewięć śledzion i dał je upiec synom; ci zjedli je. I rozgniewał się na nich, i kusił się o zejście w otchłań; przez ośmioro wrót nie trafił, dopiero przez dziewiąte dopełnił swej woli za pomocą syna (co mu drogę wskazał). Gdy na tego bracia się o to gniewali, wyprosił się u nich: pójdę i odszukam ojca mego. I przyszedł w otchłań. Gdy ojciec z nim wieczerzał, sporządził mu łoże i pogrzebał go w ziemi. Gdy nazajutrz wstali, zapytał, czy miał dobry pokój, lecz on zastękał: och, objadły mnie robaki i gady. Na drugi dzień sporządził mu znowu wieczerzę i włożył go w drzewo i położył go. Nazajutrz opytał; on zaś rzekł: wiele pszczół i komarów zjadło mnie, biedaż, jak spałem! W następny dzień znowu uczynił wielki stos i wrzucił go na ogień; nazajutrz opytał, czy dobrze spoczywał, a on rzekł: spałem słodko, jak dziecię w kolebce.
O wielka obłuda diabła, jaką wwiódł w litewski ród i do Jaćwińgów, i Prusów, i Jemów, i Liwów, i do wielu innych szczepów, zwanych Sowicą, wierzących, jakoby Sowi był przewodnikiem dusz ich do otchłań - a był on w lata Abimelecha; - ci to i teraz palą martwe ciała swe na stosach, jako Achil i Ksant, i inni z rzędu Helleni. Tę obłudę wwiódł między nich Sowi, składać ofiarę obmierzłym bogom, Andajowi i Perkunowi, tj. gromowi, i Żworunie, tj. suce, i Telaweli kowalowi, co to ukował słońce, że świeciło po ziemi, i wrzucił je na niebo. Ta obłuda obmierzła przyszła do nich od Hellenów" itd.
Pomijamy mit sam, do którego wrócimy, dalej wplątanie Greków jako ojców wszelkiego pogaństwa i liczenie od Abimelecha. Nadzwyczajnym bogactwem, misternym wyrobieniem, fantazja mistyczna litewska chyba się nie odznaczała.
"Sowi był człowiekiem. Gdy ułowił dzikiego wieprza, wyjął z niego dziewięć śledzion i dał je upiec synom; ci zjedli je. I rozgniewał się na nich, i kusił się o zejście w otchłań; przez ośmioro wrót nie trafił, dopiero przez dziewiąte dopełnił swej woli za pomocą syna (co mu drogę wskazał). Gdy na tego bracia się o to gniewali, wyprosił się u nich: pójdę i odszukam ojca mego. I przyszedł w otchłań. Gdy ojciec z nim wieczerzał, sporządził mu łoże i pogrzebał go w ziemi. Gdy nazajutrz wstali, zapytał, czy miał dobry pokój, lecz on zastękał: och, objadły mnie robaki i gady. Na drugi dzień sporządził mu znowu wieczerzę i włożył go w drzewo i położył go. Nazajutrz opytał; on zaś rzekł: wiele pszczół i komarów zjadło mnie, biedaż, jak spałem! W następny dzień znowu uczynił wielki stos i wrzucił go na ogień; nazajutrz opytał, czy dobrze spoczywał, a on rzekł: spałem słodko, jak dziecię w kolebce.
O wielka obłuda diabła, jaką wwiódł w litewski ród i do Jaćwińgów, i Prusów, i Jemów, i Liwów, i do wielu innych szczepów, zwanych Sowicą, wierzących, jakoby Sowi był przewodnikiem dusz ich do otchłań - a był on w lata Abimelecha; - ci to i teraz palą martwe ciała swe na stosach, jako Achil i Ksant, i inni z rzędu Helleni. Tę obłudę wwiódł między nich Sowi, składać ofiarę obmierzłym bogom, Andajowi i Perkunowi, tj. gromowi, i Żworunie, tj. suce, i Telaweli kowalowi, co to ukował słońce, że świeciło po ziemi, i wrzucił je na niebo. Ta obłuda obmierzła przyszła do nich od Hellenów" itd.
Pomijamy mit sam, do którego wrócimy, dalej wplątanie Greków jako ojców wszelkiego pogaństwa i liczenie od Abimelecha. Nadzwyczajnym bogactwem, misternym wyrobieniem, fantazja mistyczna litewska chyba się nie odznaczała.
Nie odbiegła ona daleko od prymitywnego uczłowieczenia przyrody
- np. Medinis. znaczy Leśny (bóg);
przejrzystość tej nazwy zdaje się dowodzić, że i same bóstwo nie porzuciło wcale gruntu, na jakim się wylęgło; że osiedlano ducha w Iesie, między drzewa i zwierzęta, jemu przyznawana gwar i szum leśny, siłę i przebiegłość zwierza, strach, jaki las wywołuje, płody, w jakie obfituje.
Drugi bóg, Perkun, również pierwotna personifikacja gromu: i tu więc zjawisko i tego, kto je wywołuje, jeszcze jedną nazwą objęto. Czy Perkun był najwyższym bogiem? Pierwsze źródło nie wymieniło go, drugie nie na naczelnym miejscu; zawsze jednak był władcą nie tylko gromu, lecz i innych zjawisk atmosferycznych: śnieżycy , wiatru, mrozu, jak fińskie Ukko. Inne współczesne źródło, opowiadając o napadzie zimowym Litwinów na Ozylię (w r. 1219), dodaje: "przeprawili się oni (na wyspę) po lodzie osterhafu (Zatoki Ryskiej), czego Perkun, ich bożek, im wtedy użyczył, gdyż nigdy osterhaf tak twardo nie zamarza". O dawności bóstwa świadczy i zapożyczenie nazwy przez Finów i Długosz o kulcie i nazwie niby łacińskiej Perkuna ("quasi percussorem") wspomina, równając go wedle interpretatio romans naturalnie z Jowiszem.
Przy takiej pierwotnej personifikacji zjawisk przyrody nie zdziwi nas, jeśli obok lasu i piorunu i tęczę odnajdujemy; przynajmniej Diwiriksa na razie lepiej wytłumaczyć nie umiemy.
Litwin i dziś zowie tęczę "rózgą powietrza" orarykszte, inna jej nazwa waiworykszte (rózga biedy w narzeczach, i welinis, stroublis, radunis z ruskiego); mogła się więc niegdyś zwać i dieworikstem, rózgą boga (Perkuna).
Fińskie i syberyjskie szczepy zwą tęczę "łukiem" Ukka albo innego gromownika, z którego on strzały (pioruny) puszcza na świat (i złych duchów); zowią i samą tęczę strzałą;
Litwin poszedł dalej i nazwał ją rózgą, jaką chłoszcze Piorun, co mu się nawija; dlatego strach przed nim i gdyperkunija albo debesis (chmura) wschodzą, śpiewają jeszcze dziś pastuszkowie: "słoneczko, mateńko, na naszą stronę; czarne chmurki, na stronę Gudów" lub "chmurko, na bok, unieś prosiaka Gudów, jeśli nie prosiaka, to koziołka", albo: "słoneczko, mateńko, zlituj się nad nami; chmuro, ojczeńku, powędruj na Prusów" itd. Litwin niegdyś prosił, aby Piorun bił nie w niego, lecz w Guda, jak w psa rudego; Estończyk błaga w modlitwie (zapisanej w r. 1644) Perkuna, aby odpychał czarne grube chmury ponad wielkie bagna, wysokie lasy i szerokie puszcze. Co niegdyś prawdziwą modlitwą było, zmalało dziś do żartobliwej piosenki pastuszej. Nie upieramy się zresztą wcale przy naszym tłumaczeniu Diwiriksa jako tęczy.
Z innym mitem, również nadzwyczaj prymitywnym, godnym Czerwonoskórych (i powtarzającym się rzeczywiście u nich), zapoznaje nas Telawel, kowal słońca;
Słońce to Litwinów więc, nie ów helios promienny greckich i aryjskich mitów, lecz bryła żółtego kruszcu, ukuta przez boga (olbrzyma) kowala i rzucona na niebo, aby lepiej świeciła; po ziemi bowiem ginął nadto blask jej. Dalszy ciąg tego mitu przekazał nam w półtora wieku później misjonarz Hieronim z Pragi w relacji, jaką w "Bibliotece Warszawskiej" w r. 1892, I, s. 465 i 466 przełożyliśmy.
"Puściwszy się w głąb Litwy, znalazł (Hieronim) szczep, służący słońcu i oddający osobliwszą cześć młotowi żelaznemu niezwykłe j .wielkości. Gdy zapytał kapłanów, cóż by ta cześć znaczyła? odpowiedzieli: niegdyś to nie widziano słońca przez kilka miesięcy, które najpotężniejszy król pojmał i w więzieniu arcysilnej twierdzy zawarł; potem to znaki zodiaku pomogły słońcu, rozbiły olbrzymim młotem wieżę, uwolniły słońce i zwróciły je ludziom; zasługuje więc na cześć narzędzie, przez które śmiertelni światło odzyskali".
Język mityczny przedstawia nieraz zjawisko, powtarzające się stale, jako jednorazowy wypadek w dziejach nieba i ziemi; może więc i w tym litewskim micie, chociaż to ani pewne, ani konieczne, zimowe przygaśnięcie blasku i ciepła słonecznego przedstawione jest jako zawarcie jego w twierdzy lodowej przez olbrzymów północy, wrogów Litwy i ludzi; więc burze wiosenne - to trzask owego olbrzymiego młota, którym twierdzę rozkruszono (mit można zresztą i inaczej tłumaczyć); typ tego młota; zesłany na ziemię, odbiera Cześć należną jego władcy; sporządził go zaś pewnie ów bóg-kowal, co i słońce ukuł. Tak więc centrem mitów solarnych litewskich nie słońce, jak u aryjskich narodów, lecz bóg-kowal, co je i ukuć miał, i wyswobodzić nauczył. Hieronim przypisuje wprawdzie wyswobodzenie znakom zodiakowym, ale to chyba uczona pomyłka. Słońce jako martwa bryła, zawieszenie tej bryły na niebie, oswobodzenie (z wieży), powtarza się nieraz w motywach fińskiej mitologii, gdzie kowal Ilmarinen odgrywa rolę litewskiego Telaweli (przypuszczają omyłkę w pisowni, zamiast Kalweli tj. kowala) ~.
W estońskim micie o stworzeniu świata wykuł Ilmarinen sklepienie, rozpiął je namiotem, przyczepił doń srebrne gwiazdy i księżyc, z hali Starca (Boga) uniósł światło (słońce) i umocnił na niebie osobliwszym mechanizmem, że samo wschodzi i zachodzi. W runach (pieśniach) fińskiej Kalewali śpiewają zaś o kowalu Ilmarinen: Loubi, pani ciemnej i zimnej Pohjoli (niby Laponii), zawzięta nieprzyjaciółka Kalewali (niby Finlandii), jej ludu i bohaterów, porwała słońce i księżyc i ukryła w skale; Ilmarinen ukuł nowe, lecz okazały się nieprzydatnymi; bohater-śpiewak, Wainamoinen, ruszył więc po nie do Pohjoli, pobił wrogów, lecz nie mając (młota?) do rozbicia skały, wrócił do Kalewali po narzędzie, tj. do Ilmarinen; koniec odmienny.
Nie pozostało jednak słońce martwą bryłą; sam rodzaj żeński jego nazwy (litewski język bowiem nie posiada nijakiego) wywołał lub ułatwił nową personifikację, słońca-matki, wywodzącej ożywczymi promieniami wszystko na ziemi, więc i ludzi. Około nowego pojęcia nie zorganizował się żaden nowy mit; jest to raczej sposób tylko mówienia o słońcu-mateczce, nie jakaś określona postać mityczna z własnymi kształtami i dziejami; i w "synach i córkach słońca" nie widzimy żadnych mitycznych obrazów; nazywają tak nieraz i sieroty, zdane na wolę i opiekę nieba. Gdy pyta w pieśni sokół płaczące w ogródku dziewczę o przyczynę, powie dziewczę: "nie mam mateczki, aby gromadziła wyprawę, nie mam ojczeńka, aby część wydzielał, nie mam sióstr, aby kosę plotły, nie mam braci, aby przeprowadzali - słońce-mateczka wyprawę skupiła, księżyc-ojczulek cząstkę wydzielił, gwiazda-siostrzyczka kosę plotła, plejady (w litewskim rodzaju męskiego) brat przeprowadził". Inna piosenka (pastuszków) brzmi: "słoneczko, mateczko, ogrzej, ogrzej; twoje małe dziateczki zmarzły, zmarzły, siedząc na kamyczkach, trzymając jabłuszko złote".
Cała ta koncepcja słońca-matki wydaje się nowożytna, zupełnie obca aryjskim, jak fińskim motywom.
O zajęczym bogu kroniki wołyńskiej nie wiemy na pewno, czy to osobny (czwarty) w liczbie jej bogów, czy tylko tłumaczenie, objaśnienie jednego z tych bogów (Diwiriksa albo raczej Medeina, z którego naturą, jako leśnego, dobrze by licował).
W pierwszym razie może być "bóg zajęczy" identycznym ze Żworuną drugiego źródła ruskiego. Żworuna, litewskie żwerine "zwierzęca" (bogini, pani, matka), tłumaczona jest przez "sukę", czy że sama tę postać przybierała, czy że psy ją otaczały, psy właściwe i psy-zwierzęta leśne, jakie i św. Jerzemu towarzyszą.
Lecz Żwerine powtarza się i na niebie; tak, zwierzęcą, nazywają wszędzie, Czesi, Francuzi itd., gwiazdę wieczorną, gdyż za jej wejściem dziki zwierz, wilcy z łożysk się ruszają. Ostatniego nazwiska, Andaja czy Andija, identycznego zdaje się z Nonadejem, dotąd pewniej wytłumaczyć nie potrafiliśmy.
W pierwszym razie może być "bóg zajęczy" identycznym ze Żworuną drugiego źródła ruskiego. Żworuna, litewskie żwerine "zwierzęca" (bogini, pani, matka), tłumaczona jest przez "sukę", czy że sama tę postać przybierała, czy że psy ją otaczały, psy właściwe i psy-zwierzęta leśne, jakie i św. Jerzemu towarzyszą.
Lecz Żwerine powtarza się i na niebie; tak, zwierzęcą, nazywają wszędzie, Czesi, Francuzi itd., gwiazdę wieczorną, gdyż za jej wejściem dziki zwierz, wilcy z łożysk się ruszają. Ostatniego nazwiska, Andaja czy Andija, identycznego zdaje się z Nonadejem, dotąd pewniej wytłumaczyć nie potrafiliśmy.
Oto główne bożyszcza Auksztoty, górnej Litwy;
posiadają one święte gaje, lasy, wody (w topografii powtarza się nieraz nazwa szwenta lub szwentupe "święta rzeka"); im składają ofiary z ludzi, bydła, produktów, dla nich płonie ogień na kilku lub kilkunastu miejscach (po grodach) lub w wieży na jakiejś wyniosłości nad rzeką, strzeżony i podsycany przez ofiarnika; główny ołtarz w wileńskim (zamkowym) kościele Św. Stanisława miano założyć na tym samym miejscu, "na którym palono ogień, mniemając mylnie, że wieczny". Raz donoszą, (pod r. 1384), że w Bendzigole Litwini, nie spodziewając się napadu Witowta z Krzyżakami, stali przed dwoma "świętymi domami" (ognia, zgromadzeni dla ofiary), uważając nadjeżdżających nieprzyjaciół za swoich.
U ognia takiego wróżono; opowiada Hieronim misjonarz, że kapłanów ognia "radzili się o życiu chorych przyjaciele; oni nocą do ognia przystępowali, rano zaś, odpowiadając pytającym, twierdzili, że widzieli cień chorego u świętego ognia; grzejąc się cień dawał znaki śmierci lub życia. Lice zwrócone ku ogniowi wróżyło życie choremu, śmierć zaś, gdy plecami się obracał; po czym radzili, by brał się do zapisów i rozporządzał swym dobytkiem" tj. kapłan wywoływał, zaklinał cień-duszę chorego i wróżył ze sposobu zjawienia.
Taka wieża ogniowa - to jedyne, co świątynię pogańską, klasyczną przypominało; zresztą czcił Litwin bożków tylko w przyrodzie; jego ałkas oznaczało gaj święty, lecz w języku, z jakiego Litwin to słowo wziął, świątynię (dziś ałkas to tylko nazwa uroczysk; u Łotyszów elkas i bożka oznacza, co poszło z języka biblijnego). Jak zaś bogowie w "ałku" mieszkali, opowiada ów misjonarz Hieronim: gdy przyszedł do takiego ałku, pouczywszy lud w obłędnej jego wierze, namówił go, aby ałk wyciął i sam na czele pracującego w zawód tłumu stanął.
"Dotarli tak do środka gaju, gdzie prastary dąb nad wszystkie drzewa za święty i za właściwą siedzibę bogów uważano; przez chwilę nikt się weń uderzyć nie ważył (opuszczamy cud o Litwinie ciężko zranionym przy zwalaniu drzewa i uleczonym na koniec). Wyrąbano cały las.
W tej krainie było więcej lasów, równą czcią świętych, gdy zaś Hieronim wyruszył ku ich wycinaniu, przybył do Witowta wielki tłum niewieści z płaczem i krzykiem, skarżył się, że wyrąbano święty gaj i odebrano dom boży, w którym zwykli byli błagać pomocy bożej, skąd deszcze i pogodę otrzymywali; nie wiedzą więcej, gdzie szukać boga, któremu siedzibę zabrano. Jest kilka mniejszych gajów, w których zwykli czcić bogów; i te chce Hieronim zniszczyć, jakieś nowe świętości wprowadzając, a ojczysty zwyczaj wykorzeniając; proszą więc i błagają, aby nie dozwolił niszczyć miejsc i obrzędów kultu przodków. Za kobietami następują mężczyźni i twierdzą, że nie mogą znieść nowego obrzędu, i mówią, że opuszczą raczej ziemię i ogniska ojczyste niż przyjętą od przodków wiarę".
Oprócz głównych bóstw istniały mniejsze, prywatne;
i tak czcili Litwini "węże; każdy gospodarz miewał w kącie domu swego węża, leżącego na sianie, któremu dawał pokarm (mleko) i składał ofiary.
Hieronim kazał wszystkie pozabijać i przyniesione spalić; między nimi znalazł się jeden, większy nad inne, którego przesuwany nieraz ogień w żaden sposób spalić nie zdołał".
Kult wężów przetrwał misjonarstwo Hieronima; hodowany wąż zapewniał dobrobyt, skalsę, gospodarstwa; w końcu ustąpił innemu przesądowi.
Długosz, uznawszy w kultach litewskich dalszy ciąg rzymskich,
utożsamiwszy kult Perkuna, ognia, lasów i wężów z kultem Jowisza, Wulkana, Sylwana i Eskulapa, streszcza raz jeszcze rzecz o pogaństwie litewskim, opowiadając o nawróceniu w r. 1387. Ognia, jakim wiecznym mniemano i w Wilnie chowano, strzegł kapłan, zwany w ich języku zniczem (żinczius, mylnie znicz, nie ogień, świętość, lecz wieszczbiarz, słowiański przyrostek utworzył słowo litewskie), ofiarnik, błagający i radzący się bóstwa o przyszłych przygodach, wydający fałszywe odpowiedzi, jakoby je od bóstwa otrzymał - i podsycał pilnym dodawaniem drew. Król kazał ogień zgasić wobec patrzących na to pogan; kazał świątynię i ołtarz, gdzie składano ofiary, rozrzucić, lasy wyciąć i ich gaje wyłamać; nadto żmije i gadziny, jakie w każdym domu niby bożki domowe się znajdowały, pozabijać i wytępić. Poganie płakali tylko i biadali przy klęsce, burzeniu i niszczeniu fałszywych swych bogów i bóstw, nie śmiejąc ani mruknąć przeciw rozkazowi królewskiemu. Gdy zaś widzieli powodzenie chrześcijan wobec druzgotania ołtarza i wizerunków, gdy spostrzegli, że się bogowie ich nie mścili, odezwał się w poganach zmysł praktyczny. Jeden ze Żmudzinów (ale to samo możemy przyjąć i o Litwinach) wystąpił w. imieniu innych i oświadczył: skoro nasi bogowie, których cześć i świętości myśmy przyjęli od przodków, przez ciebie i twoich żołnierzy obalani, jak mdli i ospali, od boga polskiego są zwyciężeni, opuszczamy naszych bogów i ich świętości i przystępujemy do boga polskiego i twego, jako do mocniejszego. Tak załatwiono rzecz publicznie; w głębi duszy zaś pozostał lud litewski na razie pogańskim i opierał się jeszcze w kilkanaście lat później propagandzie misjonarskiej Hieronima; i tu język stanowił walną przeszkodę do skutecznego szerzenia chrześcijaństwa.
***
Poeta polsko-łaciński, Mikołaj Husowczyk,
gdzieś na Białorusi zrodzony, co się opisaniem barwnym łowów (na żubry) litewskich, niby walki byków, w literaturze uwiecznił, a Witolda nachwalić się nie mógł, prawiąc cuda o srogości jego przeciw niesprawiedliwym sędziom, o hartowaniu młodzieży litewskiej igrzyskami wojennymi, ławami, przebywaniem rzek wpływ itd. i świadcząc ponownie o nadzwyczajnym, trwałym wrażeniu tej imponującej figury dziejowej, w innym dziełku, w legendzie łacińskiej o św. Jacku, wydanej po łacinie roku 1525, prawi o Litwinach co następuje (wiersz 540-548): "niedaleko od nas czczą ludzie wężów i składają ofiary wysokim drzewom, w rzeki wrzucają płody i czczą bóstwo rzeczne, widząc je jak igra w skłębionej fali i żeby nie wydawała się ich wiara różną i powstałą z trafu, rozlega się głos straszmy w szmerze wodnym; od woli bóstwa, wierzą oni, zawisły losy dogodności i płodności trzody - nie mówiąc o innych szaleństwach ludu".
***
Podobnie pisze Zygmunt August do biskupa Maciejowskiego: "świeżą jest rozsada chrześcijaństwa na Litwie, gdyż poza Wilnem, a najbardziej na Żmudzi, aby przemilczeć o innych zabobonach, lud niewykształcony i prosty czci za bogów lasy, dęby, lipy, rzeki, kamienie, wreszcie węże i im publicznie i prywatnie ofiary i całopalenia oddaje" (Listy Hozjusza I, 429). Że to nie przesada, zobaczymy niżej, gdzie o kulcie kamieni świadectwa jezuickie, wiarogodne przytoczymy.
***
Poznaliśmy więc dawnych bogów litewskich.
Mimo woli uderza nas, że odwrotnie jak z pruskimi rzecz się miała: źródła XIII wieku bogów po imieniu nie wymieniają, źródła zaś XV imion (prócz Perkuna) nie wyliczają, tylko same przedmioty przyrody, czczone jako bogi. O bogach tych Litwin od wieków zapomniał. Frazesy: "piorun bije, gdzie diabeł podchodzi" lub przysłowie: "kryje się jak diabeł od pioruna" i "żeby cię piorun ubił" itp., niczego nie dowodzą; napełniają mu za to świat nowe pokusy i obłudy, te same, jakie w pruskiej Litwie poznaliśmy: ajtwar, kauki, łaumy(przezywają tak i wszelką niezdarę), dejwy (kamieniami dejw nazywają kamienie dawnych grobowców, ułożone rzędem). Jucewicz podaje kilka mitów o belemnitach, tęczy, bursztynie itd., bardzo ciekawych, gdyby były autentyczne; jego dziwswits rybaków bałtyckich, czeltice - syreny itd., to tylko liche wymysły, godne Narbutta i Veckenstedta. Co o skarbach zaklętych, kwiecie paproci itd., opowiadają, wzięli od Słowian; śladem Polaków przedstawiają diabła jako Niemczyka itd. Ciekawsze są jego nazwy; o najzwyklejszej, welnas, mówimy niżej, inne kapszis, kełmas (przypomina dziwnym trafem fińską nazwę złego ducha) itd., rzecz o czarownicach, topielcach itp. również świeżej daty i obca.
***
Główne zarysy kultu były, jak z opisów i wzmianek po kronikach wynika, takie jak i u Prusów, lecz możemy je dopełnić niektórymi szczegółami. I tak ofiarę wołu i złożoną nad nią przysięgę opisują źródła niemieckie i węgierskie pod 15 sierpnia 1351 r.
Kiejstut z Litwinami, obowiązawszy się przyjąć chrzest i zawrzeć przymierze z Polską i Węgrami, w zamian za koronę, za zwrot ziem od Krzyżaków i obronę przed nimi, poprzysiągł to takim sposobem: w polu (gdzieś na Wołyniu), przed namiotem Ludwika Węgierskiego, wobec wojska, przyprowadzono czerwonego wołu, powalono i przywiązano do dwu palów; nożem "litewskim" ugodził go Kiejstut w główną arterię; krew trysła obficie, znak dobrej wróżby; krwią tą on sam i reszta Litwinów mazali twarz i ręce, wołając po litewsku: "na rogatego wejrzyj nasz panie i na nas".
Wezwawszy tak uwagę bogów, kazał Kiejstut głowę odciąć i przeszedł trzy razy, on i Litwini, między głową a tułowiem - niech tak w ich krwi brodzą, jeśli umowy nie dotrzymają - lecz mimo uroczystej przysięgi umknęli niebawem Kiejstut i Litwini z orszaku Ludwika, korzystając z ciemnej nocy.
W r. 1381 wymaga Kiejstut w Wilnie hołdu wierności "wedle swego zwyczaju i obrządku, z pokropieniem krwią zbitego na ofiarę zwierzęcia".
***
Wróżył i wieszczył zaś Litwin przy każdej nadarzającej się sposobności. I tak siedział np. około r. 1243 Litwin Łongwin, pojmany zdradą, w Rydze za stołem z rycerzami; jedząc, opatrzył łopatkę (wieprzową czy. inną) i (z barwy jej i struktury włókien) wywróżył sobie wielki zawód: Litwini, rzekł, w biedzie; zabito mi brata, a wojsko nawiedzało dwór mój, wczoraj i dziś. - I rzeczywiście, nie zawiodła go tym razem kość, bo nadbiegł rychło goniec z pomyślną dla rycerzy wieścią: "mamy bogaty zastaw, niewiasty i dzieci, konie i bydło, zabito też wielu, brat Łongwina napadł naszą straż tylną, lecz zabito go; komu tego na Litwie żal, niech płacze, nie będzie mu to sromotą".
Gdy Łongwin wieść usłyszał, w rozpacz wpadł i byłby się obwiesił, gdyby go nie ustrzeżono, bo spodziewano się po nim bogatego okupu a
Dowmont Olszański, któremu Mindowg żonę odebrał, chcąc się pomścić, odłączył swój oddział od wojska litewskiego, ciągnącego przeciw Brańskowi, pod pretekstem: wróżba nie dozwoliła mi pójść z wami.
U Piotra z Dusburga (piszącego w r. 1326) Litwini, np. w r. 1290, zbliżając się pod Ragnetę, "rzucali los wedle swego obrzędu i dowiedzieli się, że wyprawa się nie poszczęści, więc natychmiast wrócili".
Tegoż roku uprowadza Litwin Jeżbut plon obfity z Polski; między Łekiem a Narwią uczynili Krzyżacy na niego zasadzkę i odchodzili już, znużeni długim a próżnym czekaniem, gdy w pobliżu odezwał się Litwin, idący na przedzie i rzucający losy: biada, źle nam wypadnie nasze przedsięwzięcie. Dowódca go zgromił, aby milczał, lecz on nie zaprzestał biadania, aż Krzyżacy wpadli i jednych wymordowali, inni uciekli i na puszczy albo się z rozpaczy wieszali, albo od głodu i pragnienia ginęli. Innym razem (latem r. 1323), dla słoty, nie zaskoczyła partia krzyżacka litewskich żeńców w polu i wróciła, pojmawszy konie; Litwini gonili ich, lecz gdy się zbliżyli do miejsca zasadzki, jeden z nich rzucił losy wedle zwyczaju pogańskiego i głośno zawołał: uchodźmy, bo tu zasadzka niemiecka. Jak losy rzucano, wiemy np. o Jagielle: Grzegorz z Sanoka, pisząc mu wiersz pośmiertny, prawi o nim: "nie wiedziałeś o tym (tj. o chrzcie twoim i poślubinach Jadwigi) nic, gdyś wstając rano z łoża, rzucając liczył kawałki różdżki lub kłosa" (cetno czy licho). - Takie rzucanie losów zwało się burti, burtą - los, a burtnikiem - losujący[1].
Jako prawdziwy Litwin, był Jagiełło tak przesądny, że raziło to nawet wcale nieskrupulatne otoczenie jego.
Stryjkowski (tłumacząc Długosza) pisze o nim:
A niźli na dwór wyszedł, trzykroć się uwinął
W koło na jednej nodze, by go zły raz minął.
Długosz dodaje: i trzykroć połamawszy źdźbło, na ziemię rzucał, nigdy nie zdradzając, dlaczego i po co; zgolone z brody włosy kładł między palce i polewał wodą; może i wychodzenie wiosną na noc do gaju dla słuchania słowików było u niego również pogańskim zwyczajem (witaniem wiosny), nie kaprysem romantycznym.
Najważniejszą ofiarę doroczną odprawiano w jesieni, po zebraniu wszelkich planów. W początkach października schodzono się do ałków, gajów uświęconych, z żonami, dziećmi, czeladzią, i ofiarowywano bogom woły, kozły i inne zwierzęta przez trzy dni, paląc i rzeząc ofiary, po czym ucztowano hojnie; piły i kobiety. Tych ofiar nikt nie ważył się zaniechać; tu miewały Pojedyncze miejscowości i rody własne ogniska. Przy zwycięskim powrocie z wyprawy wojennej ofiarowywano również część łupu, palono bogom najznamienitszego jeńca. O zmarłych nie zapominano; do żglisk, gdzie po lasach zwłoki palono, przystawiano niby stołki z kory dębowej, kładziono na nich potrawy w formie sera i wylewano miód na żglisko (opowiada Długosz o Żmudzinach wprawdzie, lecz tyczy się to i Litwy).
Wróżył i wieszczył zaś Litwin przy każdej nadarzającej się sposobności. I tak siedział np. około r. 1243 Litwin Łongwin, pojmany zdradą, w Rydze za stołem z rycerzami; jedząc, opatrzył łopatkę (wieprzową czy. inną) i (z barwy jej i struktury włókien) wywróżył sobie wielki zawód: Litwini, rzekł, w biedzie; zabito mi brata, a wojsko nawiedzało dwór mój, wczoraj i dziś. - I rzeczywiście, nie zawiodła go tym razem kość, bo nadbiegł rychło goniec z pomyślną dla rycerzy wieścią: "mamy bogaty zastaw, niewiasty i dzieci, konie i bydło, zabito też wielu, brat Łongwina napadł naszą straż tylną, lecz zabito go; komu tego na Litwie żal, niech płacze, nie będzie mu to sromotą".
Gdy Łongwin wieść usłyszał, w rozpacz wpadł i byłby się obwiesił, gdyby go nie ustrzeżono, bo spodziewano się po nim bogatego okupu a
Dowmont Olszański, któremu Mindowg żonę odebrał, chcąc się pomścić, odłączył swój oddział od wojska litewskiego, ciągnącego przeciw Brańskowi, pod pretekstem: wróżba nie dozwoliła mi pójść z wami.
U Piotra z Dusburga (piszącego w r. 1326) Litwini, np. w r. 1290, zbliżając się pod Ragnetę, "rzucali los wedle swego obrzędu i dowiedzieli się, że wyprawa się nie poszczęści, więc natychmiast wrócili".
Tegoż roku uprowadza Litwin Jeżbut plon obfity z Polski; między Łekiem a Narwią uczynili Krzyżacy na niego zasadzkę i odchodzili już, znużeni długim a próżnym czekaniem, gdy w pobliżu odezwał się Litwin, idący na przedzie i rzucający losy: biada, źle nam wypadnie nasze przedsięwzięcie. Dowódca go zgromił, aby milczał, lecz on nie zaprzestał biadania, aż Krzyżacy wpadli i jednych wymordowali, inni uciekli i na puszczy albo się z rozpaczy wieszali, albo od głodu i pragnienia ginęli. Innym razem (latem r. 1323), dla słoty, nie zaskoczyła partia krzyżacka litewskich żeńców w polu i wróciła, pojmawszy konie; Litwini gonili ich, lecz gdy się zbliżyli do miejsca zasadzki, jeden z nich rzucił losy wedle zwyczaju pogańskiego i głośno zawołał: uchodźmy, bo tu zasadzka niemiecka. Jak losy rzucano, wiemy np. o Jagielle: Grzegorz z Sanoka, pisząc mu wiersz pośmiertny, prawi o nim: "nie wiedziałeś o tym (tj. o chrzcie twoim i poślubinach Jadwigi) nic, gdyś wstając rano z łoża, rzucając liczył kawałki różdżki lub kłosa" (cetno czy licho). - Takie rzucanie losów zwało się burti, burtą - los, a burtnikiem - losujący[1].
Jako prawdziwy Litwin, był Jagiełło tak przesądny, że raziło to nawet wcale nieskrupulatne otoczenie jego.
Stryjkowski (tłumacząc Długosza) pisze o nim:
A niźli na dwór wyszedł, trzykroć się uwinął
W koło na jednej nodze, by go zły raz minął.
Długosz dodaje: i trzykroć połamawszy źdźbło, na ziemię rzucał, nigdy nie zdradzając, dlaczego i po co; zgolone z brody włosy kładł między palce i polewał wodą; może i wychodzenie wiosną na noc do gaju dla słuchania słowików było u niego również pogańskim zwyczajem (witaniem wiosny), nie kaprysem romantycznym.
Najważniejszą ofiarę doroczną odprawiano w jesieni, po zebraniu wszelkich planów. W początkach października schodzono się do ałków, gajów uświęconych, z żonami, dziećmi, czeladzią, i ofiarowywano bogom woły, kozły i inne zwierzęta przez trzy dni, paląc i rzeząc ofiary, po czym ucztowano hojnie; piły i kobiety. Tych ofiar nikt nie ważył się zaniechać; tu miewały Pojedyncze miejscowości i rody własne ogniska. Przy zwycięskim powrocie z wyprawy wojennej ofiarowywano również część łupu, palono bogom najznamienitszego jeńca. O zmarłych nie zapominano; do żglisk, gdzie po lasach zwłoki palono, przystawiano niby stołki z kory dębowej, kładziono na nich potrawy w formie sera i wylewano miód na żglisko (opowiada Długosz o Żmudzinach wprawdzie, lecz tyczy się to i Litwy).
Palenie zwłok - to jedna z cech dawnej Litwy.
Jeszcze trupy Olgierda i Kiejstuta płonęły na stosach, wśród wielkiej pompy; trup Olgierda, wedle współczesnej kroniki liwońskiej, spłonął z rozmaitymi rzeczami i osiemnastu wierzchowcami, wedle Długosza "z najlepszym koniem, w sukni z purpury i złota, w kaftanie sadzonym perłami i kamieńmi, z pasem srebrnym i złoconym"; trup Kiejstuta, wedle kroniki Wiganda, płonął z końmi, odzieżą, zbroją, ptakami i psami łowczymi; na żglisku otworzyła się przepaść, głęboka na półtora chłopa, pochłaniając popioły, lecz cud ten nie wywołał wrażenia. Przy jednym i drugim obchodzie nie palono już jednak ludzi, zwolniał więc stary rygor pogański. Nawet trup żony Witowta miał jeszcze w Ejragole spłonąć. Starano się, jeśli zwłok (np. z pola bitwy) nie dostawiono w całości, choćby nad głową dokonać uroczystego zwyczaju. Uzasadnieniem jego był ów wyżej przytoczony etiologiczny mit o Sowim, najobszerniejszy, przekazany z litewskiej przeszłości. Co nazwa "Sowi" i zwanych od niego "Sowicą" oznacza, nie rozstrzygamy[2]; nazywają go przewodnikiem zmarłych, bo odnalazł drogę na świat drugi za dziewiątymi wrotami, odchodząc synów w gniewie: tylko jeden z nich nie zjadł był śledziony z cudownego wieprza (ofiary zmarłych) i wskazał mu tym drogę; gdy się sam za ojcem udał, ten go ugościł i poczuł, jak zmarłych chować należy: nie między robactwem ziemnym, nie w brzęku pszczół i komarów około drzewa trumny, ale na stosie ogniowym.
Był więc świat drugi, świat nie słońca, zieleni i ludzi, lecz ciemny, chłodny i szary, świat zmarłych, Welów. Ciało zostaje do spalenia, lecz wel (duch) uchodzi daleko do przodków; ci otworzą mu wrota welów, posadzą go na ławie welów; sieroca dusza pusta nie siędzie na tej ławie do ugoszczenia, ale musi zbierać, 0o pod stoły i ławy okruchem spadnie. Swiat welów a świat żywych są jakby sobie przeciwne; z niedowierzaniem i trwogą słucha żywy głosu welów i widzi ich we śnie; Wel z nienawiścią śledzi żywego, czy mu w czym nie uchybi, np. przy pominkach, i mści się za każdą urazę nieurodzajem, rozdarciem bydła, chorobą, pożarem, lecz i strzeże tego. Weli litewscy to ruska naw; nawska wielkanoc na Rusi, toż samo, co wielkanoc welów na Litwie; nie chciało też chrześcijaństwo duchów i dusz swych welami nazywać, ale dla złego ducha, diabła (welinas, welnias) nazwa ta w sam raz przypadła. Weli nie zamieszkiwali wyłącznie innego świata, pełne ich są lasy, zwierzęta ich słuchają; na pomrokach wstępują między godujących i biorą udział w uczcie; i przy innych obchodach welów wspominają, odlewają im z miodu i piwa; kawałków upadłych na ziemię nie podnoszono, zostawiając je welom.
Służba Welom zaczynała się od raudy, płaczu, żalu żywych za umarłym (prozą, nie wierszem), pytaniami i wyrzutami, dlaczego ich porzucił. Raudowali najbliżsi i dalsi krewni: Gdy Mindowgowi umarła kochana jego Marta, posłał po jej siostrę, żonę Dowmonta Olszańskiego, aby przyjechała siostrę "korzyć" (opłakiwać). Raudują i dziś jeszcze na Litwie i Żmudzi, jak i na całej Rusi; raudowali niegdyś i w Prusiech, a chociaż opis ceremonii pogrzebowej u Jana Maleckiego miesza mało sudowskich (?), a wiele ruskich wyrazów i obrzędów, mimo to przytaczamy je tutaj".
Umarłego, omytego, ubranego (biało), obutego, sadzają w krześle i przy stypie raudują; kobiecie dają igłę z nicią, by się po dalekiej drodze obszyć mogła, mężczyźnie zapasowy ręcznik na szyję. Przy prowadzeniu zwłok konni otaczają wóz i krzeszą w powietrzu szablami, odganiając welów; do trumny lub grobu. wkładają pieniądz, chleb i kruż piwa jako strawne. W pewne dnie schodzą się na pomroki, prosząc na nie zmarłego; przy stole siedzą milcząc, mężczyźni i kobiety oddzielnie, nie używając nożów (potrawy pokrajano przedtem); z każdego dania rzucają pod stół i odlewają z napoju; po uczcie wymiata ofiarnik dusze, jak pchły, po czym dopiero raudujący rozmawiają i wychylają pełne kruże, kobiety zarówno jak i mężczyźni, całując się przy tym, kto do kogo pije. Hieronim Malecki (syn) dodaje kilka ważnych szczegółów; jeden jakby przypomina ów zwyczaj staropruski, u Wulfstana opisany, i sport narodowy gonitw a nagród T. Na granicy wsi wbijają uczestnicy pogrzebu pal i kładą na nim szeląg; konni z orszaku pogrzebowego gonią; pierwszy chwyta szeląg i pokazuje go, po czym, wrzeszcząc i krzesząc nożami, wracają do zwłok; u granicy okrążają drogę trzykrotnie, krzyczą i zawodzą; ci, co na koniach lub wozach odprowadzają zwłoki aż do grobu (żona tylko do granicy wsi); powróciwszy palą cośkolwiek dla zmarłego (dla kobiety np. kitę lnu itp.) - przeżytek dawnego palenia zwłok, w grobach "po górkach, murowanych w glinie, zwanych kapernami, gdzie jeszcze znachodzimy popioły i kości w garnkach i co zmarłym dawali". Gospodarz, czując się bliskim zgonu, sam wyznacza ilość beczek piwa "dla wsi i przyjaciół"; wychyliwszy pół beczki, piją wszyscy do zmarłego i raudują; pominki urządzają bogatsi sarni, ubożsi składkowo, schodząc się z kościoła i cmentarza w karczmie.
Raudowanie wychodzi dziś powoli ze zwyczaju; obrzędowe znaczenie zmalało już tak, że krążą w ustach ludu śmieszne raudy (po starym wilku itp.), że zamiast opłakiwać i błagać zmarłego, robią mu wyrzuty i przeklinają go. Raudują kobiety, wyjątkowo mężczyźni; obok płaczu (wyciskanego i cebulą, jeśli się łzy nie toczą same) słyszeć można śmiech między otaczającymi płaczkę, nieraz umyślnie najmowaną. Formy raud dosyć są jednostajne: córka dziękuje nieboszczce matce za wychowanie, za niestrudzoną pracę około domu i dzieci i z żalem pyta, na czyją opiekę ją teraz zostawiła: "nie zejdziemy się już nigdy, ani na jarmarku, ani na odpuście, nas biedne sieroty ostry wiatr przeszyje, srogie deszcze zamoczą, nikt się za nas nie ujmie; ty nie ujrzysz wschodu jutrzenki, wschodu słońca". Podobnie zawodzi żona za mężem pracownikiem, matka za córką lub synem, którzy ją zawiedli: "moja biała lilio, czerwona różo, woniejący goździku, zielona ruto, jakież ci sprawiam wesele"; lub: "ty mój oraczu, kosarzu itd., ludzcy synowie po łąkach z kosami się uwijają, mego dziecięcia kosy rdzewieją" itp.
W pogańskich tych płaczach nie ma już zazwyczaj żadnych ściśle pogańskich wspomnień; przepełnione są natomiast szczegółami wiejskiego i familijnego bytu, opisywaniem grabu i trumny (dworu bez drzwi i okien, z białymi deszczkami i szarą ziemią); tym bardziej odbijają od nowożytnej całości wzmianki o Welach. Żona np., płacząc za mężem, gdy sama biedna zostaje, obiecuje mu wielką pociechę, każe mu "tam" pokłonić się do nóg jej ojcu i matce, "o uchwyćcie swego zięcia, mego męża; za białe ręce, o zastąpcie go przed drzwiami Welów; o otwórzcie drzwi Welów, wszak wy wcześniejsi, wszak wy chytrzejsi; o otwórzcie drzwi Welów, o posadźcie na ławie Welów w przeznaczany szereg". Podobne zwroty powtarzają się nieraz, dosłownie; popadły nawet raz, niewłaściwie, w pieśń weselszą; zmarłych, męża, brata, córkę, syna zowią gościem, narzeczoną, zięciem Welów; zmarła matka nie tak silna, nie tak rozumna, proszą więc rodu, by się zebrał w jednej górce, osadził mateczkę na "przeznaczonej" ławie Welów (w jednej piosence mowa o "przeznaczonych" Welach, które nas strzec będą, by nas wilki nie napadły itd., w zbiorze pieśni braci Juszkiewiczów III, nr 1247). Nic dziwnego, że miejscami Wele utożsamiają się z wiedźmami, Łaumani i diabłem. Mówią np., jeżeli położnica bez światła leży, przyjdą Wele i odmienią dziecko; gdy deszcz pada a słońce świeci, Welów wesele się odprawia itp.
Tyle co do mogilnego życia i kultu zmarłych. Tu przesądy pogańskie. najdłużej i najżywiej przetrwały; w dalsze domysły, z jakimi postaciami mitycznymi pokrewnych narodów zestawiać Welów, umyślnie się nie zapuszczamy, unikając bezdroża, na jakie inni (np. p. Wesełowskij) popadli. Obok dramatu śmierci domaga się inny dramat wiejskiego życia, weselny, osobnej uwagi. Z góry zdawałoby się, że ten dramat, ulegając mniejszemu nadzorowi kościelnemu, zachowa więcej szczegółów dawnych, może pogańskich, pierwotnych, niż dramat pogrzebowy, kontrolowany w całym przebiegu przez kościół; i rzeczywiście, twierdzą powszechnie, że obrzędy weselne to niewyczerpana kopalnia rysów pierwotnych, aryjskich, co naszym zdaniem wcale mylne; nigdzie bowiem nie szerzą się tak łatwo nowomodne zwyczaje jak właśnie tutaj. Fiński Estończyk np. zapożyczył weselne obrzędy całkowicie od aryjskich sąsiadów, stał się niby Aryjczykiem; Litwini z polskiego szlacheckiego wesela przyjął najwybitniejsze epizody, owe długie oracje i dziękowania, schodzące w nowym otoczeniu z panegirycznych na komiczne lub pobożne tony: moda wprowadziła do jego pieśni i ceremoniału weselnego rutę i boże drzewko (zastępujące wprost pannę młodą i pana młodego w języku dajn); lecz rośliny te, obce florze litewskiej, dostały się na Litwę dopiero w XV lub XVI wieku z ościennych krajów, gdzie od dawna jako silne afrodizjaka (ruta dla kobiet tylko) - słynęły. Wobec takich jasnych dowodów wpływu mody, zapożyczeń, naśladowań, wiara macza w pierwotność obrzędów weselnych tym bardziej się zachwieje, jeśli zważymy, że podstawy tych obrzędów, pierwotne a dzisiejsze, zupełnie są odmienne, czego przy obrzędach pogrzebowych nie ma; że miłośnicy tradycji narodowych zbyt wielki nacisk kładą na obojętne, przypadkowe drobnostki. Pukaniny np. ze strzelb, okradania sąsiadów i składania kradzionych rzeczy w darcie dla młodej pary i wielu innych figlów i zabaw nie myślimy z owymi amatorami wywodzić wprost z czasów pierwotnych, pogańskich.
***
Jakby dla ostrzeżenia o zmienności mody czy zwyczaju na tym polu służyć może fakt,
że Litwin nie ma nawet osobnych wyrazów dla nazwania żony i kobiety, wesela i ślubu; żonę i kobietę zwie słowem urobionym od "macierzy" lub "samą", a wesele i ślub nazywa tylko z ruska lub polska.
Że Litwin pierwotnie przyszłą żonę wykradał, porywał gwałtem, albo ją u ojca kupował (jak Prusowie czynili), rozumie się samo przez się; porywał ją i wtedy, gdy kałymu (ceny za żonę, wyraz wschodni) płacić nie mógł albo nie chciał; porywał zaś, umówiwszy się z nią, tak że ona tylko pozornie opór stawiała, niby jej głowę zasłaniano, aby drogi, powrotu, nie spamiętała, niby gwałtem na wóz rzucano i z wozu zsadzano i strzeżono pilnie, by nie uciekła. Słowianka wychodzi za mąż, Litwinka "wybiega" za nim; panna na zamężciu lub narzeczona zowie się więc "zbiegiem" (nutaką); mężczyzna zaś "wodzi" kobietę (żeni się), "wodzem" więc zowie się narzeczony. W ekspozycji dramatu nabrał z czasem wielkiego znaczenia dziewosłęb, drużba (pirszlis),prowadzący umowę i targi; w dramacie samym, po żegnaniu kątów rodzicielskich i po pochodzie weselnym, przyjęcie młodej w domu męża, wprowadzenie jej do ogniska nowego, otoczono symbolicznymi obrzędami, wróżącymi pomyślność i płodność.
Po tych ogólnych uwagach przytaczamy opis "sudowskiego" (jaćwińskiego) wesela z Hieronima Maleckiego - prosimy porównać z tym opis prusko-litewskiego wesela u Pretoriusza albo wielońskiego wesela u braci Juszkiewiczów (ogłoszony w "Wiśle" w przekładzie polskim), aby się przekonać, jak w przeciągu wieku albo trzech wieków szczegóły się zupełnie zmieniły. W opisie Maleckiego musimy to i owo opuścić. Podczas gdy Jan Malecki zapewnia, że "młodą" porywają gwałtem, nie "młody", lecz dwaj krewni jego, i że dopiero po porwaniu umawiają się z rodzicami "młodej", Hieronim Malecki o porwaniu nie wspomina; "młody" musi ojcu panny dać za nią od marki srebrem do dziesięciu albo wołu, albo zboża, jej zaś płaszcz kupić. Narzeczona sprasza znajome, by z nią płakały, żegna się z domowymi, z bydłem, ze świętą panienką (Agatą, tj. ogniem): "kto was będzie teraz doglądał, nogi umywał, drewien dokładał" itd. Narzeczony posyła po nią wóz; na granicy (jego wsi) przybiega ktoś z jego drużyny, z pękiem płonącym w jednej, a kubłem piwa w drugiej ręce, okrąża wóz trzykrotnie ze słowami: "jakeś w domu ojcowskim ognia strzegła, tak go we własnym będziesz" i daje jej się napić. Woźnica, keleweż, ustrojony, zeskakuje przed domem narzeczonego, by dopadł stołka we drzwiach, z poduszką i ręcznikiem; lecz drużyna narzeczonego czyha nań, z okrzykiem: keleweż przyjechał, wybiega i tworzy koło, przez które się, popychany i bity, przedzierać musi, jeśli zaś pierwszy stołka dopadnie, zabiera ręcznik i siada spokojnie. Przyjmują teraz narzeczoną; keleweż wstaje, ona zasiada, częstują ją trunkiem, prowadzą około ogniska, keleweż przynosi znowu stołek, sadzają ją powtórnie, myją jej nogi i skrapiają tą wodą wszystkich i wszystko (łoże, bydło, sprzęty); zawiązują jej oczy, mażą usta miodem i prowadzą przed wszystkie drzwi zagrody. Prowadzący ją woła: trącaj! Ona trąca nogami, a idący za nią osypuje ją z worka wszelakim nasieniem (zboża i lnu) mówiąc: "będziesz wierzyła w bogów naszych, nasi bogowie wszystkiego ci dostarczą" (słowa z fantazji p. Maleckiego, osypywanie samo prastara symbolika). Potem zdejmują jej zawiązkę, siadają do stołu, jedzą, piją, wreszcie do późna tańczą. Przed układaniem obcina jej jedna z jej rodu warkocze, kobiety nasadzają jej apglobtę (białą zasłonę z wieńcem), którą (jako marti, młoda) tak długo nosi, póki syna nie urodzi (powicie córki nie zgładza jeszcze dziewictwa); potem układają parę, przynosząc im symboliczne potrawy.
Już w sto lat później, nie mówiąc o naszych czasach, zmienia się ten ceremoniał zupełnie. Porywanie i sprzedawanie dziewczyny przypominają tylko frazesy pewne lub szczegóły, np. chowanie się dziewczyny za przybyciem drużby, ukrywanie narzeczonej pod płachtą z innymi (drużba musi odgadnąć, która narzeczoną); otwieranie drogi lub wrot w domu młodej po długich ceremoniach i pytaniach, wykupywanie młodej, jej posagu itd.; zatrzymał się, szczątkowo, przejazd przez lub pod ogień; młodą oprowadzają po całym gospodarstwie i wszędzie (nawet w studnię lub w ognisko) rzuca ona grosze lub kładzie ręczniki itp., Iecz w gruncie zagłuszyły pieśni, tańce, oracje i rozdawanie upominków (chustek itp.) niemal zupełnie inne, znaczące niegdyś, szczegóły. Że się wesele jesienią, a "dziewiczy wieczór" w soboty odprawiały i odprawiają, ma to przyczynę ekonomiczną (tylko jesień dostarcza zasobów do fetowania rodziny i gości na cały tydzień); obserwowanie miesiąca (nowiu i pełni) ma na całym świecie sympatyczne znaczenie; między najrozmaitszymi zabawami, łączonymi z obchodem weselnym, znajdujemy i wzmiankę o ulubionym sporcie narodowym, gonitwach. Pretoriusz wyraźnie poświadcza, że młodzież im niegdyś hołdowała przez czas bawienia młodej pary za dnia w kleci (zimnej i niewygodnej, jak u Rusi, z umysłu), kiedy teraz już tylko obdzieraniem i rozbijaniem "połogu" (wozu weselnego obwieszonego chustami i wieńcami, obtykanego świecami), tańcami i śpiewami się zabawiają. Tańce obce, hejduk, mikita i inne, znane w Polsce w XVI i XVII wieku, dziś zastąpione są modniejszymi: pannie młodej w "połogu" i później nasadzał dziewierz (brat narzeczonego) własny kapelusz na wieńce (aksamitny i ruciany) i welon.
Zatrzymaliśmy się dłużej przy szczegółach obchodów weselnych XVI i XVII wieku wobec wagi, jaką nie całkiem słusznie - dziś im folkloryści przypisują; na zakończenie tłumaczymy dajnę, śpiewaną i dzisiaj, przypominającą tonem swym czasy bardzo odległe: "Tej nocy przez noc dworek dudnił; wstała mateczka wcześnie nad rankiem; poszła mateczka w ogród ruciany; znachodzi ruty obcięte, wieniec pleciony, z rucianych gałązek bukiet wiązany: odchodzi mateczka do stajni; wstawajcie, wstawajcie synowie, gońcie za siostrą! Mateczko, stara główko, jakąż drogą pogonimy? Synowie, jeźdźcy, po gościńcu, gdzie siostrę uwięziono, ruty rozrzucano. Przyjechali na zieloną łąkę, konie paść; gdzie siostrę uwięziono, ruty rozrzucano. Przyjechali do wody ciekącej, konie poić; przyjechali do zielonego lasu, ogień zapalony, około ognia, ogieńka, młodzież skakała. Za lasem, za zielonym, stoi pstry dworek, w tym dworku, w tym pstrym, siedzi nasza siostra. Siostro, goździczku, wróć do mateczki! Bracia, jeźdźcy, już więcej nie wrócę. Pótym nosiła wieńce, wstążki jedwabne, lecz teraz chustę i białą zasłonę".
***
Obrzędy zachowywane przy chrzcinach, przesądy o nowo narodzonych, o porywaniu ich przez Łaumy itp., przejęli Litwini od sąsiadów. Wyróżnia się tylko obchód, zwany apgelami, o którym już Pretoriusz, choć nazwy samej nie wspomina, wyraźnie pasze. W kilka tygodni po narodzinach przychodzi kuma, trzyma główkę dziecięcia nad miską z piwem (ałem) i zasłoną białą matki, ścina parę włosków do zasłony i wrzuca grosze (apgeli) do piwa; wykręcają chustę, piwo wypijają z matką, włoski zakopują pod chmielem z życzeniami: "jak chmiel się wywija, niech i dziecko wywinie się z przygody i nieszczęścia; jak chmiel się kręci,. niech mu się tak włoski kręcą" itp. Dziś obrzęd ten prawie całkiem wyszedł z pamięci.
****
Zaznaczywszy, o ile materiał przechowany dozwolił, co w obrzędach pogrzebowych, weselnych i chrzestnych pierwotną Litwę przypomina, nie wyczerpaliśmy bynajmniej innych szczegółów jej bytu. Byt ten różni się od bytu pruskiego lub żmudzkiego tym, że wcześniej i głębiej wpłynęła nań kultura ościenna, że na dworze np. takiego Mindowga lub Giedymina życie płynęło trybem nowym, obcym, przetwarzało całkiem życie bojarów i oddziaływało jeszcze dalej, na lud prosty; lecz tej strony umyślnie nie tykamy, ograniczamy się wyłącznie do szczegółów rodzimych, niezależnych od wpływów ościennych.
Takich szczegółów dostarczają nam nieco jeszcze a opisy XV wieku, choć czasem i sprzeczne z sobą. Przesadnymi wydają się nam ich skargi na klimat, na lato, chwilowe tylko i pozorne, nie dające zbożu należy dojrzeć i wyschnąć tak, że sztucznie nad ogniem. pory swej dochodzić musi; na silne mrozy, od których wielu nosy odpadają! Wszędzie w tych opisach spotykamy prostotę starolitewskiego bytu: jeden dach krył gospodarza, czeladź i bydło; jednaka niewykwintność w odzieży (po prostu, zawsze szaro, zawsze w barankach nosił się sam Jagiełło zimą i latem); w zwyczafach (najmilsze mu było wylegiwanie do późna, używanie łaźni, gdzie "w cieple na zwierzchnicy zieje" i woła chłostając się winnikiem po litewsku "a je je je"; największą, właściwie jedyną jego namiętnością, prócz skłonności do Wenery i gruszek, były łowy; dla nich zaniedbywał, jak Ludwik XVI, wszystkiego innego, z czego dojeżdżacze i psiarze umieli korzystać). W pokarmach i napojach oszczędność litewska była znana, tylko dla gościa robiono wyjątek, raczono go piwem (domowego wyrobu, lekkim a odurzającym tzw. ałus, nazwa germańskiego pochodzenia) i miodem. Kobiety chętnie do rogów i czasz z napojem (taure i kausze) się garnęły; biesiadom takim towarzyszyły śpiewy ojczyste i huczenie w długie trąby, charakterystyczne dla Litwy (później do nich i nazwę Litwinów, choć mylnie, odnoszono).
Gospodarkę większą odprawiano niewolnikami.
Czasy, kiedy to Litwina samego w pług wprzęgano (jeszcze po księciu Romanie miało krążyć przysłowie: "Romanie, Romanie, lichym się karmisz, Litwą orzesz"), zmieniły się rychło; teraz Litwa sama była zasobna w ludzi niewolnych, nie mogących się z niewoli nigdy wydobyć; byli to brańcy wojenni, zakupieni, zrodzeni w niewoli, dłużnicy niewypłacalni, zasądzeni; bogactwo bojarów zależało od ilości niewolników, wedle niego pełnili służbę wojenną, niewolnikami uposażono i córki. Kobiety zajmowały inne, mniej zawisłe stanowisko niż u Prusów; rozrządzały gospodarstwem same, zajęte głównie przędzeniem; zależność dziewicy (ogłaszającej wedle bajecznego podania każdy ruch swój za dnia dzwonkami, wiszącymi u sukni, nie wychodzącej nocą bez pochodni) wetowały mężatki: wedle Eneasza Sylwiusza miały przynajmniej w XV wieku panie litewskie cicisbeów "pocieszycieli małżeństwa" jawnie, z dozwoleniem mężów, którym za to zwyczaj kochanki zabraniał . Plotka Eneasza osławiła na trzy wieki niemal Litwinkę, gdyż tradycja literacka, choć faktami nie stwierdzona, wykorzenić się nie dała. Gilbert de Lannoy, bawiący w roku 1413 i 1414 w Wilnie i Trokach, opisuje ubiór kobiet litewskich jako prosty, przypominający mu pikardzki; mężczyźni zaś noszą, jak i Łotysze, włosy długie i rozrzucone na plecach . Długosz natomiast opowiada o krótkim ubiorze i krótkim strzyżeniu włosów i brody; jeszcze w siedemnastym wieku zmuszali, wedle Pretoriusza, niemieccy panowie Litwina do krótkiego noszenia włosów, ale to było oznaką niewoli; Eneasz zaś zapewnia, że Litwin (czy nie Białorusin raczej?) prędzej głowy niż brody się pozbędzie,. że Witowt, gdy zakaz noszenia brody nie poskutkował, własną dał zgolić, by się tylko od tłumu różnić; tu jak i indziej, łatwowierny Eneasz plotkę lub anegdotę za prawdę udaje !. Jeszcze większe dziwy opowiada on o nieskrępowanej niczym samowoli wielkiego księcia. Wobec niesfornej wolności Jaćwińgów, Prusów i Żmudzinów, uderza rzeczywiście absolutyzm litewski. Jak niegdyś Gotów, wzmocniło i ich "erga reges obsequium", wyrosłe w walkach i stosunkach z Rusią. Że jeszcze Witowt w okrutnej grozie naród utrzymywał, poświadcza Długosz ; wedle Eneasza jeździł on z napiętym łukiem, by każdego zaraz ustrzelić, co mu się w czymkolwiek nie spodobał, choć i dla żartu; innym "kazano się wiesić samym; mówiąc, wichli się, by się pan nie gniewał"; nieposłusznych zaszywano w skóry i rzucano niedźwiedziom na rozdarcie; o hodowaniu niedźwiedzi po dworach wiemy choćby z opisu zamordowania ks. Zygmunta . Lecz za to świadczy o rychłym wznoszeniu się Litwy ponad poziom pruski i żmudzki choćby litewska terminologia danin, składanych w naturze, później pieniędzmi; nazwy te przekroczyły rychło etnograficzne granice Litwy, np. dziaklo, dań zbożowa, mezlawa, dań od bydła i inne powtarzają się w tej (zruszczonej) formie na litewskiej Rusi. Co ciekawsze, specjalizowano wcześnie zajęcia (jak na Rusi i wszędzie, wyróżniano np. takich rojtiników, koniarzy i in.) i doprowadzono w niektórych do wielkiej zręczności; szczególniej słynęli litewscy dojlidy, (cieśle, stolarze), nazwę ich przyjęło nawet ruskie tłumaczenie Biblii Skoriny. Obok pierwotnej chaty - szałasu wznoszą się coraz liczniejsze przybudowania, kłunie, jawje, pircie, stodoły, kleci, brogi itd., w chacie samej wydzielają się osobne pomieszczenia; lecz w dalsze szczegóły nie wchodzimy Wymienimy jeszcze jeden, niby mitologiczny: między mordercami Kiejstuta spotykamy Lisicę, pełniącego (u Jagiełły) urząd żybinty,"zapalającego ognisko i światło". Żybintów, opalających i oświetlających zamek książęcy, znachodzimy w Połocku i indziej; ostatni zaś tłumacz Długosz zrobił z Lisdcy "Kapłana bogini Żywie", gdy on tylko łuczywo (litewskie żybury),gładkie i równej długości przysposabiać miał.
Wiązankę[3] szczegółów, rzucających światło na byt starolitewski, można by dopełnić charakterystyką fizyczną i moralną ludu, nieufnego, upornego, skrytego, i wodzów jego, szczególniej owych wielkich, pierwszych Giedyminowiczów, na których rasa jakby się wysiliła, nie wydając więcej ani bohaterów, ani mężów stanu, co by się z nimi równali, lecz oddaliłoby nas to zbyt od właściwego celu, kreślenia pierwotnych stosunków i wierzeń szczepu. Dla nich zebrał się na Auksztocie plon obfitszy niż między Jaćwińgami i Prusami; zobaczmy teraz czy na Żmudzi, zacofanej wobec Auksztoty, nie znajdzie się jeszcze więcej i jeszcze wyrazistszych szczegółów.
[1] Niemieckie źródła średniowieczne wspominają nieraz o takim rzucaniu wiórów ("wertinde seine spane nach littouwischen wane"). W drugiej połowie XVIl wieku, opowiada niemiecki sprawozdawca, jest między nimi (Litwinami) wielu różnorodnych czarowników. Tak zwani burtnicy mają trzy drewienka, wycięte z bożego drzewka (Artemisia arbotanum), długie na staw palca; rzucają nimi z. ręki i wedle tego, jak padną, dobrą czy niedobrą stroną na wierzch, wróżą czy ten, komu co skradziono, kradzież odzyska, czy bydło zdychać będzie, czy jaka tam sprawa wnet się poprawi, używając przy tym słów; tacy burtnicy u nich bardzo pospolici. Pretoriusz, wyliczający najrozmaitsze kategorie wróżbitów (z których niejedną raczej sam wymyśli, właśnie takich burtników nie wymienił. Rzecz z nazwą; dostała się nawet do sąsiedniej Rusi. Kaznodzieje franciszkanie w Wilnie coraz słuchaczy swych o burtowanie gromili, np. franciszkanin Mikołaj Sokolnicki około roku 1510.
2] Nazwa może wcale nie litewska, mimochodem przypominamy nazwy księcia litewskiego z rodu Rjuszków w r. 1219, Plikosowa, tj. łysy "sowa" (por. nazw kraiku Plikabartów, tj. Łysych Bortów).
[3] Tu można by nadmienić, że znaki litewskie, przed chrześcijańską (ruską) Pogonią, nosiły "głowy ludzkie z czarnymi włosami; takie powiewały np. nad wieżami Bełzkiemi roku 1332, nim chorągwi węgierskiej króla Ludwika ustąpiły. Szczegóły bytu wielkoksiążęcego, z dworu Giedymina otoczonego radą przyboczną, przyjmującego postów w osobnej sali, pomijamy, jako wpływy obcej kultury.
http://www.scritube.com/limba/poloneza/LITWA-WACIWA-Przyczyny-odmienn25934.php
Zaznaczywszy, o ile materiał przechowany dozwolił, co w obrzędach pogrzebowych, weselnych i chrzestnych pierwotną Litwę przypomina, nie wyczerpaliśmy bynajmniej innych szczegółów jej bytu. Byt ten różni się od bytu pruskiego lub żmudzkiego tym, że wcześniej i głębiej wpłynęła nań kultura ościenna, że na dworze np. takiego Mindowga lub Giedymina życie płynęło trybem nowym, obcym, przetwarzało całkiem życie bojarów i oddziaływało jeszcze dalej, na lud prosty; lecz tej strony umyślnie nie tykamy, ograniczamy się wyłącznie do szczegółów rodzimych, niezależnych od wpływów ościennych.
Takich szczegółów dostarczają nam nieco jeszcze a opisy XV wieku, choć czasem i sprzeczne z sobą. Przesadnymi wydają się nam ich skargi na klimat, na lato, chwilowe tylko i pozorne, nie dające zbożu należy dojrzeć i wyschnąć tak, że sztucznie nad ogniem. pory swej dochodzić musi; na silne mrozy, od których wielu nosy odpadają! Wszędzie w tych opisach spotykamy prostotę starolitewskiego bytu: jeden dach krył gospodarza, czeladź i bydło; jednaka niewykwintność w odzieży (po prostu, zawsze szaro, zawsze w barankach nosił się sam Jagiełło zimą i latem); w zwyczafach (najmilsze mu było wylegiwanie do późna, używanie łaźni, gdzie "w cieple na zwierzchnicy zieje" i woła chłostając się winnikiem po litewsku "a je je je"; największą, właściwie jedyną jego namiętnością, prócz skłonności do Wenery i gruszek, były łowy; dla nich zaniedbywał, jak Ludwik XVI, wszystkiego innego, z czego dojeżdżacze i psiarze umieli korzystać). W pokarmach i napojach oszczędność litewska była znana, tylko dla gościa robiono wyjątek, raczono go piwem (domowego wyrobu, lekkim a odurzającym tzw. ałus, nazwa germańskiego pochodzenia) i miodem. Kobiety chętnie do rogów i czasz z napojem (taure i kausze) się garnęły; biesiadom takim towarzyszyły śpiewy ojczyste i huczenie w długie trąby, charakterystyczne dla Litwy (później do nich i nazwę Litwinów, choć mylnie, odnoszono).
Gospodarkę większą odprawiano niewolnikami.
Czasy, kiedy to Litwina samego w pług wprzęgano (jeszcze po księciu Romanie miało krążyć przysłowie: "Romanie, Romanie, lichym się karmisz, Litwą orzesz"), zmieniły się rychło; teraz Litwa sama była zasobna w ludzi niewolnych, nie mogących się z niewoli nigdy wydobyć; byli to brańcy wojenni, zakupieni, zrodzeni w niewoli, dłużnicy niewypłacalni, zasądzeni; bogactwo bojarów zależało od ilości niewolników, wedle niego pełnili służbę wojenną, niewolnikami uposażono i córki. Kobiety zajmowały inne, mniej zawisłe stanowisko niż u Prusów; rozrządzały gospodarstwem same, zajęte głównie przędzeniem; zależność dziewicy (ogłaszającej wedle bajecznego podania każdy ruch swój za dnia dzwonkami, wiszącymi u sukni, nie wychodzącej nocą bez pochodni) wetowały mężatki: wedle Eneasza Sylwiusza miały przynajmniej w XV wieku panie litewskie cicisbeów "pocieszycieli małżeństwa" jawnie, z dozwoleniem mężów, którym za to zwyczaj kochanki zabraniał . Plotka Eneasza osławiła na trzy wieki niemal Litwinkę, gdyż tradycja literacka, choć faktami nie stwierdzona, wykorzenić się nie dała. Gilbert de Lannoy, bawiący w roku 1413 i 1414 w Wilnie i Trokach, opisuje ubiór kobiet litewskich jako prosty, przypominający mu pikardzki; mężczyźni zaś noszą, jak i Łotysze, włosy długie i rozrzucone na plecach . Długosz natomiast opowiada o krótkim ubiorze i krótkim strzyżeniu włosów i brody; jeszcze w siedemnastym wieku zmuszali, wedle Pretoriusza, niemieccy panowie Litwina do krótkiego noszenia włosów, ale to było oznaką niewoli; Eneasz zaś zapewnia, że Litwin (czy nie Białorusin raczej?) prędzej głowy niż brody się pozbędzie,. że Witowt, gdy zakaz noszenia brody nie poskutkował, własną dał zgolić, by się tylko od tłumu różnić; tu jak i indziej, łatwowierny Eneasz plotkę lub anegdotę za prawdę udaje !. Jeszcze większe dziwy opowiada on o nieskrępowanej niczym samowoli wielkiego księcia. Wobec niesfornej wolności Jaćwińgów, Prusów i Żmudzinów, uderza rzeczywiście absolutyzm litewski. Jak niegdyś Gotów, wzmocniło i ich "erga reges obsequium", wyrosłe w walkach i stosunkach z Rusią. Że jeszcze Witowt w okrutnej grozie naród utrzymywał, poświadcza Długosz ; wedle Eneasza jeździł on z napiętym łukiem, by każdego zaraz ustrzelić, co mu się w czymkolwiek nie spodobał, choć i dla żartu; innym "kazano się wiesić samym; mówiąc, wichli się, by się pan nie gniewał"; nieposłusznych zaszywano w skóry i rzucano niedźwiedziom na rozdarcie; o hodowaniu niedźwiedzi po dworach wiemy choćby z opisu zamordowania ks. Zygmunta . Lecz za to świadczy o rychłym wznoszeniu się Litwy ponad poziom pruski i żmudzki choćby litewska terminologia danin, składanych w naturze, później pieniędzmi; nazwy te przekroczyły rychło etnograficzne granice Litwy, np. dziaklo, dań zbożowa, mezlawa, dań od bydła i inne powtarzają się w tej (zruszczonej) formie na litewskiej Rusi. Co ciekawsze, specjalizowano wcześnie zajęcia (jak na Rusi i wszędzie, wyróżniano np. takich rojtiników, koniarzy i in.) i doprowadzono w niektórych do wielkiej zręczności; szczególniej słynęli litewscy dojlidy, (cieśle, stolarze), nazwę ich przyjęło nawet ruskie tłumaczenie Biblii Skoriny. Obok pierwotnej chaty - szałasu wznoszą się coraz liczniejsze przybudowania, kłunie, jawje, pircie, stodoły, kleci, brogi itd., w chacie samej wydzielają się osobne pomieszczenia; lecz w dalsze szczegóły nie wchodzimy Wymienimy jeszcze jeden, niby mitologiczny: między mordercami Kiejstuta spotykamy Lisicę, pełniącego (u Jagiełły) urząd żybinty,"zapalającego ognisko i światło". Żybintów, opalających i oświetlających zamek książęcy, znachodzimy w Połocku i indziej; ostatni zaś tłumacz Długosz zrobił z Lisdcy "Kapłana bogini Żywie", gdy on tylko łuczywo (litewskie żybury),gładkie i równej długości przysposabiać miał.
Wiązankę[3] szczegółów, rzucających światło na byt starolitewski, można by dopełnić charakterystyką fizyczną i moralną ludu, nieufnego, upornego, skrytego, i wodzów jego, szczególniej owych wielkich, pierwszych Giedyminowiczów, na których rasa jakby się wysiliła, nie wydając więcej ani bohaterów, ani mężów stanu, co by się z nimi równali, lecz oddaliłoby nas to zbyt od właściwego celu, kreślenia pierwotnych stosunków i wierzeń szczepu. Dla nich zebrał się na Auksztocie plon obfitszy niż między Jaćwińgami i Prusami; zobaczmy teraz czy na Żmudzi, zacofanej wobec Auksztoty, nie znajdzie się jeszcze więcej i jeszcze wyrazistszych szczegółów.
[1] Niemieckie źródła średniowieczne wspominają nieraz o takim rzucaniu wiórów ("wertinde seine spane nach littouwischen wane"). W drugiej połowie XVIl wieku, opowiada niemiecki sprawozdawca, jest między nimi (Litwinami) wielu różnorodnych czarowników. Tak zwani burtnicy mają trzy drewienka, wycięte z bożego drzewka (Artemisia arbotanum), długie na staw palca; rzucają nimi z. ręki i wedle tego, jak padną, dobrą czy niedobrą stroną na wierzch, wróżą czy ten, komu co skradziono, kradzież odzyska, czy bydło zdychać będzie, czy jaka tam sprawa wnet się poprawi, używając przy tym słów; tacy burtnicy u nich bardzo pospolici. Pretoriusz, wyliczający najrozmaitsze kategorie wróżbitów (z których niejedną raczej sam wymyśli, właśnie takich burtników nie wymienił. Rzecz z nazwą; dostała się nawet do sąsiedniej Rusi. Kaznodzieje franciszkanie w Wilnie coraz słuchaczy swych o burtowanie gromili, np. franciszkanin Mikołaj Sokolnicki około roku 1510.
2] Nazwa może wcale nie litewska, mimochodem przypominamy nazwy księcia litewskiego z rodu Rjuszków w r. 1219, Plikosowa, tj. łysy "sowa" (por. nazw kraiku Plikabartów, tj. Łysych Bortów).
[3] Tu można by nadmienić, że znaki litewskie, przed chrześcijańską (ruską) Pogonią, nosiły "głowy ludzkie z czarnymi włosami; takie powiewały np. nad wieżami Bełzkiemi roku 1332, nim chorągwi węgierskiej króla Ludwika ustąpiły. Szczegóły bytu wielkoksiążęcego, z dworu Giedymina otoczonego radą przyboczną, przyjmującego postów w osobnej sali, pomijamy, jako wpływy obcej kultury.
http://www.scritube.com/limba/poloneza/LITWA-WACIWA-Przyczyny-odmienn25934.php
Oni wieki temu
W zielonych borach, pośród starych dębów
Polany były ich świątyniami
Miejscem wybieranym starannie
Przez starszyznę
Były schronieniem przed obcym i złym
Były Ich domami życia
W plemiennych związkach
Żyli pokornie
Żyli zgodnie z naturą wyznaczającą istnienie
Z jej spokojem, pięknem, ładem ,wolnością
Nie wiedząc
Że są istotami ważnymi
Wierzyli Oni głęboko
W tajemnicę tworzenia życia
Tajemnicę dnia i nocy
Wschodu i zachodu słońca
W moc powietrza ,wody, pioruna , ognia i błyskawicy
W moc ziemi., księżyca, nieba, tęczy i ciszy
Oni składali hołd niewidzialnej sile
Pięknej i groźnej naturze
Oni
Doświadczali na sobie
Dobro i zło , nieznane i inne
Sami ze sobą tylko będąc
Strach i bojaźń w ich życie były wpisane
Uczyli się razem zło przezwyciężać, chcieli być razem
Musieli być razem by łatwiej było żyć
Ofiary na ołtarzach natury tajemnym bóstwom
Składali razem, wierząc
Że bogowie ich cieniom będą łaskawi
2012 Wanda Kardasz
http://zlotemysli.weebly.com/rok-2012.html
Dąb w Stelmuże, dąb szypułkowy , w rejonie jeziorskim na Litwie; uważa się, że ma około 1500 lat o obwodzie 9,58 m na wysokości pasa i 13 m w najszerszej części. Jest to podobno najstarsze drzewo na Litwie i w krajach bałtyckich.
kult drzew, w szczególności dębów, był bardzo popularny w całej Europie w czasach przedchrześcijańskich i późniejszych. Czczone drzewa były bezwzględnie chronione przed ścięciem, przy nich odbywały się obrzędy kultowe; wiele drzew trafionych piorunem zyskiwało miano "drzew piorunowych" zwiększając stopień swojej sakralizacji.
http://bialczynski.wordpress.
W wierzeniach wielu prymitywnych ludów dąb stworzony został jako pierwsze drzewo na świecie. A wyglądał całkiem inaczej niż te, z którymi się owi twórcy pierwszych religii spotykali na co dzień. Był przeogromny. Rozłożystą koroną wspierał całe niebo. W koronie tej, na najwyższych piętrach koarów i gałęzi, gnieździli się bogowie. Potężne korzenie natomiast zapuścił dąb w ziemię tak głęboko, iż stanowiły filary piekieł. Pień tego dębu był niezniszczalny. No, prawie niezniszczalny. Unicestwić go mógł tylko ogień boży, czyli piorun. Od najdawniejszych czasów dąb był drzewem świętym. Źródło tej świętości i przyczynę kultu, jakim otaczano dęby, upatruje się nie tylko w imponujących rozmiarach czy siłach żywotnych tego drzewa, lecz także - a może nawet przede wszystkim - w jego mocy przyciągania piorunów i dawania ognia. Nasz dziki przodek, żyjący w lesie, zauważył, iż pioruny najczęściej biją w dęby i utożsamił sobie boga grzmotów z tym właśnie drzewem. Przerażenie kazało mu czcić owego boga, a zmysł praktyczny podszepnął krzesanie ognia przy pomocy dwóch kawałków drewna, naładowanych piorunem.
Dąb był drzewem płodności, mającym wpływ na rozrodczość zwierząt. Pasterze owiec zganiali pod dęby swoje stada, aby w świętym cieniu nabierały żywotnych sił. Tam je też dojono, wierząc w szczególną zdrowotność mleka, którego pierwsze krople ofiarowywano właśnie dębom. Dąb, jako "król lasu" czy "król drzew", wystąpił o wiele stuleci później, gdy ludy ukształtowały się już w narody, a te wybierały sobie władców, królów.Starożytni uważali dąb i za drzewo święte, i za króla roślin.
Baublis rósł w Bordziach na Żmudzi,
w majątku Dionizego Paszkiewicza, zmarłego w roku 1831 sędziego ziemskiego i zbieracza starożytnych pamiątek krajowych. Nazwa "Baublis" nadawana była tam świętym dębom pogańskim, takim, w których pniach, zapewne wypróchniałych, odzywały się głosy wieszcze. Dąb w Bordziach należał do drzew bliskich sercu Adama Mickiewicza.
Na początku IV księgi "Pana Tadeusza" czytamy:
Drzewa moje ojczyste! Jeśli niebo zdarzy,
Bym was oglądał znowu, przyjaciele starzy,
Czyli was znajdę jeszcze? czy dotąd żyjecie?
Wy, koło których niegdyś pełzałem jak dziecię:
Czy żyje wielki Baublis, w którego ogromie.
Wiekami wydrążonym, jakby w dobrym domie,
Dwunastu ludzi mogło wieczerzać za stołem?
Nie, kiedy na paryskim bruku powstawała dyktowana tęsknotą wieszcza polska epopeja narodowa, Baublisa już nie było. W roku 1811, gdy chorował u schyłku swego ponad tysiącletniego żywota, usychały mu konary, został podpalony przez głupkowatego pastucha krów. Dla zachowania pamiątki po Baublisie - Paszkiewicz kazał ściąć majestatyczne drzewo w ten sposób, aby w środku jego wypróchniałej kłody stworzyć muzeum dla zgromadzonych "starożytności". Umieścił tam "zbroje, wykopaliska z mogił żmudzkich portrety znakomitych rodaków, ustawił też śmigownicę z czasów szwedzkich (czyli małokalibrową armatkę, zwaną inaczej falkonetem - M.Z.).Dziesięć osób mogło we wnętrzu tego pnia usiąść wygodnie. Wiadomości o tragicznej śmierci starego Baublisa i o przedziwnym muzeum, urządzonym w szczątkach jego potężnego pnia, podawała ówczesna prasa, "Dziennik Wileński" z roku 1823, "Dziennik Warszawski" z roku 1826 i inne gazety. Maria Ziółkowska
Dąb był drzewem płodności, mającym wpływ na rozrodczość zwierząt. Pasterze owiec zganiali pod dęby swoje stada, aby w świętym cieniu nabierały żywotnych sił. Tam je też dojono, wierząc w szczególną zdrowotność mleka, którego pierwsze krople ofiarowywano właśnie dębom. Dąb, jako "król lasu" czy "król drzew", wystąpił o wiele stuleci później, gdy ludy ukształtowały się już w narody, a te wybierały sobie władców, królów.Starożytni uważali dąb i za drzewo święte, i za króla roślin.
Baublis rósł w Bordziach na Żmudzi,
w majątku Dionizego Paszkiewicza, zmarłego w roku 1831 sędziego ziemskiego i zbieracza starożytnych pamiątek krajowych. Nazwa "Baublis" nadawana była tam świętym dębom pogańskim, takim, w których pniach, zapewne wypróchniałych, odzywały się głosy wieszcze. Dąb w Bordziach należał do drzew bliskich sercu Adama Mickiewicza.
Na początku IV księgi "Pana Tadeusza" czytamy:
Drzewa moje ojczyste! Jeśli niebo zdarzy,
Bym was oglądał znowu, przyjaciele starzy,
Czyli was znajdę jeszcze? czy dotąd żyjecie?
Wy, koło których niegdyś pełzałem jak dziecię:
Czy żyje wielki Baublis, w którego ogromie.
Wiekami wydrążonym, jakby w dobrym domie,
Dwunastu ludzi mogło wieczerzać za stołem?
Nie, kiedy na paryskim bruku powstawała dyktowana tęsknotą wieszcza polska epopeja narodowa, Baublisa już nie było. W roku 1811, gdy chorował u schyłku swego ponad tysiącletniego żywota, usychały mu konary, został podpalony przez głupkowatego pastucha krów. Dla zachowania pamiątki po Baublisie - Paszkiewicz kazał ściąć majestatyczne drzewo w ten sposób, aby w środku jego wypróchniałej kłody stworzyć muzeum dla zgromadzonych "starożytności". Umieścił tam "zbroje, wykopaliska z mogił żmudzkich portrety znakomitych rodaków, ustawił też śmigownicę z czasów szwedzkich (czyli małokalibrową armatkę, zwaną inaczej falkonetem - M.Z.).Dziesięć osób mogło we wnętrzu tego pnia usiąść wygodnie. Wiadomości o tragicznej śmierci starego Baublisa i o przedziwnym muzeum, urządzonym w szczątkach jego potężnego pnia, podawała ówczesna prasa, "Dziennik Wileński" z roku 1823, "Dziennik Warszawski" z roku 1826 i inne gazety. Maria Ziółkowska
Średniki (lit. Seredžius) miastko w widłach utworzonych przez ujście Dubissy do Niemna, pow. kowieński, gm. Srzedniki, 40 w. od Kowna, 2300 mk.. kościół par. katol., dom módl. żydowski, st. obserwacyjna na Niemnie, pomiędzy Kownem a Jurburgiem. Mieszkańcy, przynajmniej przed niewielu jeszcze laty, zajmowali się wyrobem fajek czeczotkowych, zw. dropiankami, chętnie nabywanych przez flisów. Kościół p. w. św. Jana Chrzciciela, fundowany pierwotnie przez wwdę Mikołaja Paca w r. 1620, uposażony w r. 1634 przez Mikołaja Sapiehę, wwdę nowogr., który założył przy nim szkółkę parafialną. Biskup Stan. Kiszka oddał go pod zawiadywanie augusty anów, a gdy ci, z powodu braku funduszów, nie mogli się przy nim utrzymać i opuścili S„ kościół oddano duchowieństwu świeckiemu. W r. 1829 skutkiem wielkiego wylewu Dubissy kościół z zabudowaniami parafialnemu runął do wody, wówczas w t. r. wzniesiono na górce, w większem oddaleniu od Dubissy, nowy kościół drewniany. Parafia katol., dekanatu wielońskiego, 3299 wiernych. Niedaleko od mstka, na wyspie trójkątnej stoi dwór, zbudowany na miejscu gdzie niegdyś było Rumnowe (Romnowe) pogańskie, przeniesione tu po zburzeniu go przez Krzyżaków w Prusach. W pobliżu dworu góra sypana „Piłokalnis" (Piliakalnis), znana obecnie pod mylną nazwą góry Palemona. Dobra należały niegdyś do Sapiehów, około r. 1740 Pawła Cbelchowskiego, podkom. kowieńskiego, następnie Malewskich, obecnie Żylińskich, mają 686 dz. (164 lasu). Gmina obejmuje 44 miejscowości, mających 249 dm. włość. (89 innych), 4785 mk. włościan, uwłaszczonych na 3856 dz. S. są starożytną osadą. Prawdopodobnie już w X w. mieli tu Normandowie swoją osadę, zwaną przez Snorwo Sturlesohna Psen (Pissen). W w. XIII była ta twierdza drewniana litewska zwana przez kronikarzy niemieckich Bissen. W r. 1283 obiegł tę warownię mistrz prowincyonalny Konrad von Thierberg. W r. 1294 komtur ragnecki Ludwik von Liebenzel zdobył warownię i zniszczył miejsce ofiar, skutkiem czego Romowe przeniesiono w głąb Żmujdzi. Odbudowany na nowo zamek spalił w r. 1316 Ditrich z Altenburga, który po zupełnem opuszczeniu warowni przez łitwinów w r. 1336 założył nowa twierdzę na wyspie Dubissy, przy ujściu jej do Niemna i nazwał ją Marienwerder. Litwini jednak uie dopuścili do ukończenia roboty i w końcu zawładnęli ni%. W r. 1364 komtur ragnecki Henryk Sehoenin-gen wziął szturmem i zniszczył nowoodbudowa-ną Bissenę, na miejscu której krzyżacy w roku 1400 zbudowali warownię Dobishain, Dobyssen Werder al. Dobisinsel. Zamek ten, zdobyty szturmem przez żmnjdzinów, został ostatecznie, opuszczony i spalony przez krzyżaków w roku 1409. Tutaj w latach 1383 do 1405 niejedno¬krotnie odbywały się zjazdy pomiędzy litwina-mi i krzyżakami
http://dir.icm.edu.pl/pl/
http://dir.icm.edu.pl/pl/
N a wszystkich ziemiach litewskich świątyń w prehistorynych czasach nie znano. Świątyniami i sanktuariami dawnych rytuałów były święte gaje , lasy, ustronia.. Dawni Litwini nie znali i nie tworzyli posągow postci ludzkich
Nie istniało też ubóstwianie ludzi po śmierci. Jednak dzisiaj swoja wyobraźnią tworzymy wizerunki tamtych bóstw
Knieje! Do was ostatni przyjeżdżał na łowy
Ostatni król, co nosił kołpak Witoldowy,
Ostatni z Jagiellonów wojownik szczęśliwy
I ostatni na Litwie monarcha myśliwy.
Drzewa moje ojczyste! jeśli niebo zdarzy,
Bym wrócił was oglądać, przyjaciele starzy,
Czyli was znajdę jeszcze? czy dotąd żyjecie?
Wy, koło których niegdyś pełzałem jako dziecię;
z Pana Tadeusza A. Mickiewicza. Księga IV. Dyplomatyka i łowy, w.19-29.
Ostatni król, co nosił kołpak Witoldowy,
Ostatni z Jagiellonów wojownik szczęśliwy
I ostatni na Litwie monarcha myśliwy.
Drzewa moje ojczyste! jeśli niebo zdarzy,
Bym wrócił was oglądać, przyjaciele starzy,
Czyli was znajdę jeszcze? czy dotąd żyjecie?
Wy, koło których niegdyś pełzałem jako dziecię;
z Pana Tadeusza A. Mickiewicza. Księga IV. Dyplomatyka i łowy, w.19-29.
Pieśń litewskich borów
Wyszedł raz srogi ukaz do litewskich borów,
Aby nie śmiały szumieć ni modlić się ani
Mruczeć inaczej swoich wieczornych nieszporów,
Jak na suzdalską nutę: „B o ż e, c a r a ch r a n i”.
Trwoga padła na puszczę. Stoją ciche drzewa
Jak wynurzon z wód łona bór zakamieniały,
Ani zwierz się nie ozwie, ni ptak nie zaśpiewa,
Dzięcioł się boi nawet pukać w pień spruchniały.
A Suzdal cały krzyczy potrząsając knuty:
„Bór się boi, więc zagra wedle carskiej nuty”.
Wtem wstaje wiatr – i leci od zachodniej strony,
Już spadł na gonnych sosen wyniosłe korony,
Mruknęły dęby, trzęsie liściami brzezina:
Słuchajmy! Pieśń się jakaś wśród puszczy poczyna.
I brzmi coraz potężniej między koronami:
„Święty Boże a mocny, zmiłuj się nad nami!”
Henryk Sienkiewicz
Wyszedł raz srogi ukaz do litewskich borów,
Aby nie śmiały szumieć ni modlić się ani
Mruczeć inaczej swoich wieczornych nieszporów,
Jak na suzdalską nutę: „B o ż e, c a r a ch r a n i”.
Trwoga padła na puszczę. Stoją ciche drzewa
Jak wynurzon z wód łona bór zakamieniały,
Ani zwierz się nie ozwie, ni ptak nie zaśpiewa,
Dzięcioł się boi nawet pukać w pień spruchniały.
A Suzdal cały krzyczy potrząsając knuty:
„Bór się boi, więc zagra wedle carskiej nuty”.
Wtem wstaje wiatr – i leci od zachodniej strony,
Już spadł na gonnych sosen wyniosłe korony,
Mruknęły dęby, trzęsie liściami brzezina:
Słuchajmy! Pieśń się jakaś wśród puszczy poczyna.
I brzmi coraz potężniej między koronami:
„Święty Boże a mocny, zmiłuj się nad nami!”
Henryk Sienkiewicz
Boginie i i Bogowie plemion litewskich
wymieniane w historii (wg wizji: Algirdasa i Auriki Seleniai)
Boginie i Bogowie plemion litewskich wg Algimantasa Vitolisa Trusysa - litewski artysta, malarz monumentalista, mieszka i żyje w Siauliai (Szawle) z Wikipedii Litwy
Boginie i BÓstwa
Dąbrowa Duksztańska. Wzdłuż brzegów rzeki Wilii połozony jet Park Regionalny . obejmujący 40-kilometrowy odcinek rzeki Wilia , pomiędzy Wilnem a Kiernowem,(został założony w 1992 r. - obejmuje obszar 10587 ha) .Wilia i jej malownicza dolina, z małymi wsiami i własną historią. W tym rejonie Litwy jest : - 7 grodzisk i - 9 kurhanów pamiętających dawne czasy, życie ludzi, tradycje, wierzenia. W okresie stanowienia się Państwa Litewskiego ziemie te były ośrodkiem łączenia się ziem i zalążkiem Państwa Litewskiego.
Drewniane rzeźby litewskich artystow przedstawiają postaci bogiń i bogów dawnych wierzeń Auksztoty
Zdjęcia pochodzą ze strony ttp://www.garnek.pl/hedwig/3616471
Drewniane rzeźby litewskich artystow przedstawiają postaci bogiń i bogów dawnych wierzeń Auksztoty
Zdjęcia pochodzą ze strony ttp://www.garnek.pl/hedwig/3616471
BÓstwa w ktore wierzono w pradawnych czasach
wyrÓżniane przez niektÓre żrÓdła
* Dievas ( Deiwas . Deiwos, Deivis, -Dievs) – bałtyjski najwyższy, suwerenny bóg nieba, dobrobytu i pomyślności. Władca bogów - twórca praw rządzących kosmosem. Szczególnie związany z dobroczynną, scalającą i jasną stroną mocy. W przeciwieństwie do innych bogów tego rodzaju nie przeszedł na pozycje deus otiosus czyli boga bezczynnego. Współpracował z bogiem burz i piorunów Perkunsem oraz z Potrimpsem bogiem wód i magii (Dievs i Patrimps byli braćmi). Władający piorunami, stwórca czasu, rządzący urodzajem. Bronił przed złymi duchami.
* Perkūnas ( Perkuns, Pçrkons) – Perkun - Perkuna . Piorun
król bogów, nieba i ziemi, władca przyrody.
Człowiek czuł, że to wszystko, co się dzieje w przyrodzie mieć musi sprawcę swego. Poznawał więc władcę wszech rzeczy każdego dnia i bojąc się jego czcił go .
Obserwował i przeżywał burze, grady, błyskawice, grzmoty, pioruny, zjawiska tak okropne, pochodzące z nieba, mające niepojętą moc, zastanawiały mocno przykuwały uwagę człowieka.
Siła tych zjawisk obala, kruszy, niweczy wszystko, nawet świątynie i posągi bogów;
To najpotężniejsze bóstwo wywoływało lęk, pokorę ale i szacunek rozumiano że musi zarządzać, mieć wielką władzą i siłę. Wierzono, że wszystko co działo się w klimacie w atmosferze zależało od woli jego
Bóstwo to człowiek uznał za pana najwyższego .U ludów plemienia litewskiego, Perkunas miał cześć najokazalszą, najregularniejsze obrządki. Były mu poświęcone ołtarze, gaje, okazale z wielką starannością wystrojone świątynie .
Kapłani składali mu ofiary codziennie a najwyższy kapłan, Krewe-Krewejto, na swojej szacie nosił znak Perkunasa.
Jeden dzień w tygodniu, to jest: piątek, który za dzień święty uważano. był Perkunasawi poświęcony,.
Wieśniacy litewscy modlili się do niego z odkryta głowa .
Perkunas należy do formuły przeklinania. Kamień roztrzaskany, drzewo rażone piorunem, tym samym stawał się już przedmiotem jakiegoś poważenia. Powstawaly piosenki i podania poświęcone Perkunowi. Także drzewo dąb był świętym drzewem przypisanym Perkunowi
Kiedy grzmot był słyszanym, Litwini mówili : Dewe Perhune apsaugog mus! Boie Piorunie oszczędź nas!
"Perkun czyli Perkunas, znaczył w litewskiej mowie piorunu uderzenie (Donnerschlag),
Perun czy Perkun musial być bardzo dawno znanym przodkom narodu litewskiego stąd taki kult którym był obdarzany jak dla boga najwyższego .Wyobrażenia starożytne Perkuna (rysunek)
król bogów, nieba i ziemi, władca przyrody.
Człowiek czuł, że to wszystko, co się dzieje w przyrodzie mieć musi sprawcę swego. Poznawał więc władcę wszech rzeczy każdego dnia i bojąc się jego czcił go .
Obserwował i przeżywał burze, grady, błyskawice, grzmoty, pioruny, zjawiska tak okropne, pochodzące z nieba, mające niepojętą moc, zastanawiały mocno przykuwały uwagę człowieka.
Siła tych zjawisk obala, kruszy, niweczy wszystko, nawet świątynie i posągi bogów;
To najpotężniejsze bóstwo wywoływało lęk, pokorę ale i szacunek rozumiano że musi zarządzać, mieć wielką władzą i siłę. Wierzono, że wszystko co działo się w klimacie w atmosferze zależało od woli jego
Bóstwo to człowiek uznał za pana najwyższego .U ludów plemienia litewskiego, Perkunas miał cześć najokazalszą, najregularniejsze obrządki. Były mu poświęcone ołtarze, gaje, okazale z wielką starannością wystrojone świątynie .
Kapłani składali mu ofiary codziennie a najwyższy kapłan, Krewe-Krewejto, na swojej szacie nosił znak Perkunasa.
Jeden dzień w tygodniu, to jest: piątek, który za dzień święty uważano. był Perkunasawi poświęcony,.
Wieśniacy litewscy modlili się do niego z odkryta głowa .
Perkunas należy do formuły przeklinania. Kamień roztrzaskany, drzewo rażone piorunem, tym samym stawał się już przedmiotem jakiegoś poważenia. Powstawaly piosenki i podania poświęcone Perkunowi. Także drzewo dąb był świętym drzewem przypisanym Perkunowi
Kiedy grzmot był słyszanym, Litwini mówili : Dewe Perhune apsaugog mus! Boie Piorunie oszczędź nas!
"Perkun czyli Perkunas, znaczył w litewskiej mowie piorunu uderzenie (Donnerschlag),
Perun czy Perkun musial być bardzo dawno znanym przodkom narodu litewskiego stąd taki kult którym był obdarzany jak dla boga najwyższego .Wyobrażenia starożytne Perkuna (rysunek)
Patrimps, Potrimpus – bóg wody, bóg magii w postaci węża. Władca życia, płodności i śmierci. Opiekun kapłanów, wróżbitów, szamanów – bóg mądrości. Przypuszcza się, że składano mu krwawe ofiary z dzieci. Utożsamiany z Autrimpsem i Andajem.
Gabija boginka opiekująca się ogniem, której łaski zjednywano sobie składaniem ofiar. Bogini znana i czczona na Litwie a w szczególności na Żmudzi .Do niej jako bóstwa modlono się : «podnieś żar nie rozpuszczaj iskier»
Kapłan mając powierzony ważny i święty obowiązek «strzeżenia ognia świętego» był niejako naczelnym wróżbitą i wielkim
dostojnikiem. Źródła podaja że wieczny ogień tlił się także w zabudowaniu <'namas^ gdzie nie było pieca».
Na Ołtarzach w kształcie ognisk świątyniowych, składano ogniowi w ofierze to, co cenne a więc masło, lepsze cząstki mięsiwa, drzewo wyborowe, kury, koguty, barany i woły tłuste, konie najlepsze, a nawet i ludzi.
W pogańskiej Litwie spalono, podług kroniki liwoń-skiej, ciało Olgierda w sukni z purpury i złota, w kaftanie sadzonym perłami i kamieniami i z pasem złoconym i srebrnym. Razem z nim spalono jego 18 wierzchowców i jednego najlepszego
konia. Również te same kroniki piszą o «ofiarach płonących w ogniu bogom litewskim poświęconych-. Źmudzini jeszcze w r. 1320 spalili wójta Samji Gerharda Riede na koniu, uwiązanego do czterech palów. Ostatnia
taka ofiara spłonęła w r. 1389
Kapłan mając powierzony ważny i święty obowiązek «strzeżenia ognia świętego» był niejako naczelnym wróżbitą i wielkim
dostojnikiem. Źródła podaja że wieczny ogień tlił się także w zabudowaniu <'namas^ gdzie nie było pieca».
Na Ołtarzach w kształcie ognisk świątyniowych, składano ogniowi w ofierze to, co cenne a więc masło, lepsze cząstki mięsiwa, drzewo wyborowe, kury, koguty, barany i woły tłuste, konie najlepsze, a nawet i ludzi.
W pogańskiej Litwie spalono, podług kroniki liwoń-skiej, ciało Olgierda w sukni z purpury i złota, w kaftanie sadzonym perłami i kamieniami i z pasem złoconym i srebrnym. Razem z nim spalono jego 18 wierzchowców i jednego najlepszego
konia. Również te same kroniki piszą o «ofiarach płonących w ogniu bogom litewskim poświęconych-. Źmudzini jeszcze w r. 1320 spalili wójta Samji Gerharda Riede na koniu, uwiązanego do czterech palów. Ostatnia
taka ofiara spłonęła w r. 1389
* Majuna – bałtyjska bogini domu i rodziny oraz drzew lipowych.
* Velinas (pr.-Patolas, lot.-Vels)– podziemnych skarbow, a takže obronca biednych i pokrzywdzonych ludzi
* Dievų Motina – Matka Bogow - Žemyna,
* Medeina - .- litewska bogini lasów i zwierząt leśnych.
* Laima Bogini losu, szczęścia. Jest to bogini, która zna wszystkie daty narodzin i wszystko co się w życiu narodzonego zdarzy. Towarzyszy Żywym w czasie ich drogi życiowej. Honoruje się ją szczególnie podczas obrzędów ślubnych, zakładzin nowego domostwa i nowej rodziny, w czasie kiedy rodzą się dzieci i gdy nadaje im się imiona (ceremonia pogańskiego Lāima decyduje nie tylko o losie pojedynczego człowieka. Mówi się, iż często przesiaduje w pobliżu domowego ogniska, obserwując czy rodzina kroczy wyznaczoną przez nią ścieżką. Wiosną przechadza się po polach, błogosławiąc posadzone ziarna, natomiast w czasie żniw to od niej zależy obfitość zbiorów. Jednak jej kompetencje wykraczają również poza rodzinę. Całe plemiona lub narody również znajdują się pod jej władaniem. Dobrobyt, przetrwanie lub wyniszczenie całych zbiorowisk ludzkich są związane właśnie z tą Boginią.
Zwróćmy uwagę na to, iż Lāima jest kolejną Boginią, której moc jest zarówno konstruktywna jak i destruktywna.
Jeśli chodzi o formę zwierzęcą, Lāima najczęściej objawia się jako kukułka. Pod postacią tego ptaka często przekazuje nam swoją przepowiednię – dobrą lub złą. Czasem może pojawić się wraz ze swoimi siostrami.
Trzy kukułki usłyszałam
Choć to dzień był to zadrżałam
Jaki los, dokąd iść mogę
Jaką dziś obiorę drogę
* Velinas (pr.-Patolas, lot.-Vels)– podziemnych skarbow, a takže obronca biednych i pokrzywdzonych ludzi
* Dievų Motina – Matka Bogow - Žemyna,
* Medeina - .- litewska bogini lasów i zwierząt leśnych.
* Laima Bogini losu, szczęścia. Jest to bogini, która zna wszystkie daty narodzin i wszystko co się w życiu narodzonego zdarzy. Towarzyszy Żywym w czasie ich drogi życiowej. Honoruje się ją szczególnie podczas obrzędów ślubnych, zakładzin nowego domostwa i nowej rodziny, w czasie kiedy rodzą się dzieci i gdy nadaje im się imiona (ceremonia pogańskiego Lāima decyduje nie tylko o losie pojedynczego człowieka. Mówi się, iż często przesiaduje w pobliżu domowego ogniska, obserwując czy rodzina kroczy wyznaczoną przez nią ścieżką. Wiosną przechadza się po polach, błogosławiąc posadzone ziarna, natomiast w czasie żniw to od niej zależy obfitość zbiorów. Jednak jej kompetencje wykraczają również poza rodzinę. Całe plemiona lub narody również znajdują się pod jej władaniem. Dobrobyt, przetrwanie lub wyniszczenie całych zbiorowisk ludzkich są związane właśnie z tą Boginią.
Zwróćmy uwagę na to, iż Lāima jest kolejną Boginią, której moc jest zarówno konstruktywna jak i destruktywna.
Jeśli chodzi o formę zwierzęcą, Lāima najczęściej objawia się jako kukułka. Pod postacią tego ptaka często przekazuje nam swoją przepowiednię – dobrą lub złą. Czasem może pojawić się wraz ze swoimi siostrami.
Trzy kukułki usłyszałam
Choć to dzień był to zadrżałam
Jaki los, dokąd iść mogę
Jaką dziś obiorę drogę
Inne bóstwa wymieniane w historii wierzeń
* Austeja
* Aušrinę myli Mėnulis
* Miško galios - Litewski bóg drzew i boru, leśnych darów – Jego starzy ludzie przywołują do dzisiaj gdy w borze wysypią pierwsze borówki i poziomki, gdy zaczerwienią się maliny, albo gdy spod ściółki wybiją się pierwsze grzyby. Czci się go przez obrząd sadzenia młodego drzewa, a przeprasza składając ofiarę gdy scina się drzewo
* Praamžius Odpowiednik Swąta (Świętowita) – Bóg Stwórca, który jest szczególnie czczony w Święto Zimowego Przesilenia, w Narodziny Światła Świata
* Saulė –Słońce – Dawczyni Życia, Źródło Światła – główny bóg, dopiero później jego pozycję miał zająć Perkunas. Saule – Słońce. Jedna z głównych postaci bałtyjskich mitów nieba. Suwerenna bogini wyobrażana jako Słoneczna Panna (Saules meita) lub Matka Słońce. O jej rękę zabiegają synowie boga nieba oraz bóg burzy Perkun i księżyc – Meness. Jej łzami były czerwone jagody na wzgórzach. Bałtowie uważali słońce za dzban lub czerpak z którego wylewał się drobny płyn – światło.
* Vandenis Vanduo – Bogini Wody. Od Wody zaczyna się wszystko, Świat narodził się z Głębi. Jej rolę dla ożywionego świata doceniali już Starożytni. Przywoływana jest w wielu modlitwach i zaklęciach. Deszcz jest wyczekiwanym darem niebios.
* Žemėpatį - To bóg Sporzenia, Zboża, Chleba i Zbiorów. Jego kult jest starszy niż kult Słońca (Saule) i Księżyca-Miesięcznicy.
* Žemyna – Žemė. Zemynele, Zemes Mate - litewska bogini ziemi. W obchodach święta Pergrubii dokonywał się wiosną akt jej hierogamii (zespolenia) z Dievsem, gwarantujący coroczne odtworzenie kosmosu, płodność przyrody i urodzaj
- Matka Ziemia –
* Austeja
* Aušrinę myli Mėnulis
* Miško galios - Litewski bóg drzew i boru, leśnych darów – Jego starzy ludzie przywołują do dzisiaj gdy w borze wysypią pierwsze borówki i poziomki, gdy zaczerwienią się maliny, albo gdy spod ściółki wybiją się pierwsze grzyby. Czci się go przez obrząd sadzenia młodego drzewa, a przeprasza składając ofiarę gdy scina się drzewo
* Praamžius Odpowiednik Swąta (Świętowita) – Bóg Stwórca, który jest szczególnie czczony w Święto Zimowego Przesilenia, w Narodziny Światła Świata
* Saulė –Słońce – Dawczyni Życia, Źródło Światła – główny bóg, dopiero później jego pozycję miał zająć Perkunas. Saule – Słońce. Jedna z głównych postaci bałtyjskich mitów nieba. Suwerenna bogini wyobrażana jako Słoneczna Panna (Saules meita) lub Matka Słońce. O jej rękę zabiegają synowie boga nieba oraz bóg burzy Perkun i księżyc – Meness. Jej łzami były czerwone jagody na wzgórzach. Bałtowie uważali słońce za dzban lub czerpak z którego wylewał się drobny płyn – światło.
* Vandenis Vanduo – Bogini Wody. Od Wody zaczyna się wszystko, Świat narodził się z Głębi. Jej rolę dla ożywionego świata doceniali już Starożytni. Przywoływana jest w wielu modlitwach i zaklęciach. Deszcz jest wyczekiwanym darem niebios.
* Žemėpatį - To bóg Sporzenia, Zboża, Chleba i Zbiorów. Jego kult jest starszy niż kult Słońca (Saule) i Księżyca-Miesięcznicy.
* Žemyna – Žemė. Zemynele, Zemes Mate - litewska bogini ziemi. W obchodach święta Pergrubii dokonywał się wiosną akt jej hierogamii (zespolenia) z Dievsem, gwarantujący coroczne odtworzenie kosmosu, płodność przyrody i urodzaj
- Matka Ziemia –
Dainy -piękne krÓciutkie litewskie piosenki
Ukochane Słońce
Córko Boga
Gdzie tak długo przebywałaś?
Gdzie tak długo mieszkasz,
Gdy nas opuszczasz?
Za morzami, za górami
Daję schronienie potrzebującym
Ogrzewam pasterzy
Ukochane Słońce
Córko Boga
Kto rankiem rozpala twój ogień?
Kto wieczorem przygotowuje twe posłanie?
To Jutrzenka
To Wieczorna Gwiazda
Jutrzenka rozpala mój ogień.
Wieczorna Gwiazda szykuje me posłanie
Dużo jest ma rodzina, wielu mam przyjaciół,
wiele darów przynoszę.
Z książki „Of gods and holidays”
Córko Boga
Gdzie tak długo przebywałaś?
Gdzie tak długo mieszkasz,
Gdy nas opuszczasz?
Za morzami, za górami
Daję schronienie potrzebującym
Ogrzewam pasterzy
Ukochane Słońce
Córko Boga
Kto rankiem rozpala twój ogień?
Kto wieczorem przygotowuje twe posłanie?
To Jutrzenka
To Wieczorna Gwiazda
Jutrzenka rozpala mój ogień.
Wieczorna Gwiazda szykuje me posłanie
Dużo jest ma rodzina, wielu mam przyjaciół,
wiele darów przynoszę.
Z książki „Of gods and holidays”
|
|
na tym niewielkim polu
mamy trzy bramy przez które można przejechać przez jedną Słońce wschodzi druga należy do Księżyca trzecią Dievas prowadzi swe rumaki wyruszając na nocne czuwanie Daina 54992 |
Cztery rogi niebiańskiego stołu wszystkie cztery potrzebne w jednym wstaje słońce w drugim zachodzi w trzecim zasiada Laima w czwartym – sama śmierć Daina 54913 |
Wrzuciłam do rzeki kamień.
Nurt rzeki go nie poniósł, na dno upadł. A jakże ja, młoda dziewczyna, mam znosić ludzkie plotki? Rzeka płynęła dalej. Dziewczyna gorzko płakała. Z „Sink or swim” V. Vikisa – Freibergsa |
Pierwszego dnia wiosny
Księżyc wziął Saule za żonę
Saule o świcie wstawała
Za wcześnie dla zaspanego Księżyca
Samotnie nocą wędrując
Ujrzał Księżyc Jutrzenkę i pokochał ją
Perkunas, rozgniewany,
Rozpłatał go swoim mieczem
Czemuż to porzuciłeś Saule?
Czemu, niewierny kochanku
Uwiodłeś Jutrzenkę i włóczysz się teraz sam?
Z książki „Of gods and holidays”
Księżyc wziął Saule za żonę
Saule o świcie wstawała
Za wcześnie dla zaspanego Księżyca
Samotnie nocą wędrując
Ujrzał Księżyc Jutrzenkę i pokochał ją
Perkunas, rozgniewany,
Rozpłatał go swoim mieczem
Czemuż to porzuciłeś Saule?
Czemu, niewierny kochanku
Uwiodłeś Jutrzenkę i włóczysz się teraz sam?
Z książki „Of gods and holidays”
Wrzuciłam do rzeki kamień.
Nurt rzeki go nie poniósł, na dno upadł. A jakże ja, młoda dziewczyna, mam znosić ludzkie plotki? Rzeka płynęła dalej. Dziewczyna gorzko płakała. Z „Sink or swim” V. Vikisa – Freibergsa |
Łabędź przez wodę płynie,
Ja – przez ludzkie plotki. Ponad wodą łabędź płynie, Ja – ponad ludzkimi plotkami. Woda po łabędziu spływa, Po mnie – ludzkie plotki. Z „Sink or swim” V. Vikisa – Freibergsa |
Bez strachu przebyłem ta rzekę
Wiedziałem że na dnie są kamienie Bez strachu pojąłem tą dziewczyną za żonę Wiedziałem że jest zacna. Z „Sink or swim” V. Vikisa – Freibergsa |
Od Zemyny pochodzę.
Do Zemyny wrócę.
Zemyna, matko moja,
od ciebie pochodzę i do ciebie wrócę.
Zemyna, matko moja,
od ciebie pochodzę i do ciebie chcę znów wrócić.
Zemyna, matko moja,
od ciebie pochodzę, ty mnie karmisz, nosisz mnie,
ty także zabierzesz mnie po śmierci.
Żegnaj, Zemyna, która mnie nosiłaś!
Po tobie biegałem jako dziecko.
Całowałem cię każdego poranka i każdego wieczora.
Do Zemyny wrócę.
Zemyna, matko moja,
od ciebie pochodzę i do ciebie wrócę.
Zemyna, matko moja,
od ciebie pochodzę i do ciebie chcę znów wrócić.
Zemyna, matko moja,
od ciebie pochodzę, ty mnie karmisz, nosisz mnie,
ty także zabierzesz mnie po śmierci.
Żegnaj, Zemyna, która mnie nosiłaś!
Po tobie biegałem jako dziecko.
Całowałem cię każdego poranka i każdego wieczora.
Skłamał ten kto powiedział
że Saule nocą śpi Czyż kiedykolwiek wstała tam Gdzie zaszła dzień wcześniej? |
W niebiańskim ogrodzie
Czasem wśród gwiazd Czasem wśród chmur Pnie się ta złota jabłoń |
Rok cały zbierałem pieśni, czekając na letnie przesilenie ten czas już nadszedł czas zaśpiewać je wszystkie |
Saule wczoraj osiodłała
trzydzieści rumaków. Czy Auseklis będzie miał trzydziestu jeźdźców? DAINA 34026 |
Wyruszając na wojnę
wyciąłem krzyż na dębie Aby matka i ojciec nie płakali Aby płakał zraniony dąb |
|
Ragana pola latem przemierza
Tak pełne słońca, złociste Ragana pola zimą przemierza Martwe wśród nocy srebrzystej Ragana dzisiaj obok mnie przeszła Coś da, a coś mi odbierze |
|
"Ja wierzę w krew,
w świętą krew ojców,
która, ujarzmiona i skuta przez obcych,
dzisiaj jeszcze ich bogom się modli,
ale kiedyś nam uratuje Ojczyznę."
(Z nielegalnej ulotki w jezyku niemieckim, szerzonej przez Litwinów w Prusach Wschodnich)
(Z książki Wańkowicza)
w świętą krew ojców,
która, ujarzmiona i skuta przez obcych,
dzisiaj jeszcze ich bogom się modli,
ale kiedyś nam uratuje Ojczyznę."
(Z nielegalnej ulotki w jezyku niemieckim, szerzonej przez Litwinów w Prusach Wschodnich)
(Z książki Wańkowicza)
O BÓstwach w poezji
Perkunas przyszli - i siekierami rąbać go zaczęli, i rzucili na ziemię, plwając i złorzecząc, i przywiązali do końskiego chwosta, i w cwał puścili konia... Dumny bóg milczał. Podskakując śmiesznie, wlókł się i tarzał po ostrych kamieniach, szargał oblicze swoje święte w błocie... A tamci stali, mściwie i bezradnie, z zaciśniętymi zbielałymi wargi, stali w milczeniu, choć gniew w piersiach kipiał jak war gorący... Aż, kiedy oczy podnieśli do góry i zobaczyli, że tak samo świeci słońce, jak wprzódy, że tak samo niebo pogodnie świtem wiosny błękitnieje, że na ich głowy z przekleństwem nie spadło, ze nie rozdarło się gromem błyskawic, szaty na sobie podarli rozpacznie, na czarną ziemie z krzykiem rzucili, we włosy dłonie wkręciwszy z skowytem, i płacz im buchnął z rozbolałych piersi, i łbami tłukli o kamienie twarde z rozpaczy strasznej po straconym bogu! Oj-jej! Oj-jej! Nie ma go! Nie ma! A był! Zostawił nas, zostawił! Oj-jej! Oj-jej! Nie pękło niebo nad nami, nie pękła nad nami ziemia! O, w doli złej komu się żalić będziemy? Komu swe skargi niesiemy? Oj-jej! Perkunas! Ratuj nas! Naści cielę! Naści źrebię! Naści owiec czworo! Damy ci siebie! Jeno się ozwać chciej! Ale cię nie ma, nie ma! Perkunas! Perkunas! Oj-jej! Snadź nazbyt nisko całopalne żertwy niosły swe dymy w górę! Snadź mało ci było krwi! Czemu się sierdzisz na nas? Na kogoś nas ostawił? O, czemu żeś zezwolił tarzać po ziemi świętość twarzy twej? Oj-jej! Ratuj nas! Perkunas! Jakże się teraz ozwie grom w niebie? Jakże się teraz odważy kto w las iść nocą? Komuż się modlił będzie? Komuż da owce a woły? |
Nie pękła ziemia pod nami! Nie pękło nad nami niebo! Gdy cię ich siekier powaliła chłosta, gdy przywiązali cię, boże, do chwosta, po ziemi wlokąc! - - oj-jej!... Nie będą rodzic niewiasty! Zboże nam grad wytłucze! Wyschną bijące klucze! I ciemno będzie! I ciemno będzie! Perkunas! Perkunas! Wyniosły, dumny, niedostępny boże! Pewno już jutro nie zaświecą zorze! Pewno już jutro będzie czarny mrok! I tak za rokiem rok! I tak za rokiem rok! Ratuj nas! Ratuj nas! Ach! Ach! Czemuś ich, boże, gromem nie powalił! Czemuś ich, boże, na popiół nie spalił? Przeć jesteś mocny! Przeć groźny jesteś! I wszystko możesz! Padł na nas wielki strach w tej naszej doli złej! Oj-jej! Oj-jej! Ach! Perkunas! Ratuj nas! a na dzień drugi - słońce znów świeciło i znów ćwierkały po olszynach ptaki, i kołysały się złociste pola odwiecznym rytmem... I jeno oni strasznie się zmienili: osłupiałymi patrzyli oczyma, ze ani niebo nie pękło nad nimi, ani nie pękła ziemia urodzajna, a słońce w chwale świeci, oślepiając, jak zawsze, oczy... I popędzono ich, jak bydło głupie, na święte wzgórze, gdzie był bóg straszliwy, dumny, potężny, mściwy bóg błyskawic, i gdzie, miast niego, w strasznym majestacie umarły człowiek wisiał na skleconych w kształt krzyża drągach... I pokropili ich święconą woda, mówiąc: ja ciebie chrzczę w imię bóstwa w trójcy: ojca i syna i świętego ducha, bóg się narodził... o, czemu żeście, okrutni zwiastuni nowego słowa, spotwarzyli boga? O czemu żeście, zaślepieńcy wiary, dali mi tylko człowieka, miast boga, co przecież bogiem, bogiem był prawdziwym - straszliwą mocą!!!! .....Julian Tuwim |
GIMĘ NUGALET O kaj sałutie tiakiejo
Brolis żirgali bałnajo Kialkis siasiała żalia rutiałą Użdiek szwiesiu ugnia Asz atsikieliau ritiali Ir nusiprausiał wiajdiali Atsiswiajkinał tjewu, motuli Gał dałgał niesmatis Asz wieszkialieliu joudamas Żirgiali musztrawodamas Waj ir pamacział jonu margali Swirniali pas skrinieł Oj kam tu wrastaj sriniałas Oj kam tu pjastai drobielas Asz nia niesziosiu tał marszkinieliu Kariejwieliu dudam Duos mus karalius żirgialius O ant żirgialiu bałniuelius Riedis mus wisus wjenajs pariedajs Kejp wjenos motinieł Sugrius kałnialiaj kłoniusosna Pasruws upialiai kraujosna O mias stowiesim ir niadriebiesim Koł prjeszu nugaliesim Piesn litewska z XIIw. (fonetyczna transkrypcja) |
Urodzili się by walczyć i zwyciężać
Kiedy słonko wschodziło Brat siodłał już konia Wstawaj siostrzyczko, zielona rutko, Rozpal jasny ogień zawołał On wstał rano Twarz umył Pożegnał się z ojcem i matką Myślał wtedy że może już Ich więcej nie zobaczy Idąc drogą musztrował konia Przy drodze w spichlerzu Zobaczył dziewczynę krzątającą się przy skrzyni I do niej powiedział Oj czemu dziewczyno otwierasz skrzynię Oj czemu Ty tniesz płótna Ja Twoich koszul nosił nie będę Będę żołnierzom wkrótce Król da nam konie A do koni siodła Ubierze nas w jednakowe mundury Jakby od tej samej matki Runą górki na doliny Spłyną rzeki krwią Będziemy zatrzymywać wroga, Dopóki nie zwyciężymy Tłumaczenie: Krystyna Świrska Kowalewska i Wanda Kardasz |
RozwOj Litewskiej państwowości
przybrał na sile na przełomie XII i XIII wieku. Sprzyjało temu korzystna sytuacja na arenie międzynarodowej. Na Rusi pogłębiało się rozbicie dzielnicowe. Od strony zachodniej nie było zagrożenia, tereny pomiędzy Litwą a Polską zajęte były przez plemiona jaćwieskie. Od końca XII wieku na ziemiach północnych rozpoczęła się ekspansja niemiecka, jednak jak na razie nie przybierała ona na sile. W tych warunkach Litwa mogła prowadzić na większą skalę ekspansję militarną i działalność dyplomatyczną. W pierwszej połowie XIII wieku zostało zorganizowanych około 40 wypraw łupieskich we wszystkich kierunkach, w których brały udział wojska, zwołane z całego obszaru ówczesnej Litwy.
|
Poszczególnymi szczepami dowodzili możni, nazywani wieszpacami, nazywani także kunigasami. Kunigasi zawierali ze sobą umowy, mające na celu opracowanie jednego stanowiska w kwestiach polityki zewnętrznej. Następstwem tego zjawiska było stopniowe przekształcenie się organizacji plemiennej w związek plemienny. Związkiem plemiennym przewodziło pięciu tzw. książąt starszych, wymienianych w latopisie halickim pod rokiem 1219 w następującej kolejności:
* Żywinbud ok. 1219
* Dowiat ok. 1219
* Dowsprunk Dausprungas 1219-między 1219 a 1238
* Wilkaił ok. 1219-ok. 1245 Kunigas na Żmudzi, wygnany przez Mendoga
* Mendog 1219-1253 W 1253 roku został koronowany na króla Litwy
Za książętami starszymi zostało wymienionych szesnastu tzw. książąt młodszych, tj. zależnych: dwóch żmudzkich, siedmiu Ruszkowiczów, trzech Bulewiczów, czterech z Dziawołtwy
Potężniejsi książęta starali się rozszerzyć swoje terytoria kosztem słabszych. Na przełomie XII i XIII wieku na plan pierwszy wybił się ród Ryngolda, a jego synowie, Dowsprunk i Mendog, drogą zawierania układów i małżeństw politycznych, uchodzili za najpotężniejszych kunigasów litewskich. W 1238 roku Dowsprunk prawdopodobnie już nie żył. Zwierzchnim kunigasem był Mendog. Jego bratankowie, następcy Dowsprunka, uznali zwierzchnictwo stryja. Szwagier Mendoga, Wykint żmudzki, choć miał sposobność – po rozbiciu w 1236 roku Krzyżaków pod Szawlami – utworzyć własne niezależne państwo, nie skorzystał z tej okazji i podporządkował się Mendogowi. W 1238 roku władzę Mendoga nad sobą uznali nalszczańscy Ruszkowicze. W 1246 roku Mendog uzależnił od siebie Bulewiczów, władających prawdopodobnie w Auksztocie.
W następnych latach Mendog, aby umocnić swoje panowanie, wygnał z Litwy Dowsprunkowiczów i Wykinta, którzy w odwecie sprzymierzyli się z Danielem halickim. Przy pomocy Krzyżaków koalicja ta została rozbita w 1251 roku,
* Żywinbud ok. 1219
* Dowiat ok. 1219
* Dowsprunk Dausprungas 1219-między 1219 a 1238
* Wilkaił ok. 1219-ok. 1245 Kunigas na Żmudzi, wygnany przez Mendoga
* Mendog 1219-1253 W 1253 roku został koronowany na króla Litwy
Za książętami starszymi zostało wymienionych szesnastu tzw. książąt młodszych, tj. zależnych: dwóch żmudzkich, siedmiu Ruszkowiczów, trzech Bulewiczów, czterech z Dziawołtwy
Potężniejsi książęta starali się rozszerzyć swoje terytoria kosztem słabszych. Na przełomie XII i XIII wieku na plan pierwszy wybił się ród Ryngolda, a jego synowie, Dowsprunk i Mendog, drogą zawierania układów i małżeństw politycznych, uchodzili za najpotężniejszych kunigasów litewskich. W 1238 roku Dowsprunk prawdopodobnie już nie żył. Zwierzchnim kunigasem był Mendog. Jego bratankowie, następcy Dowsprunka, uznali zwierzchnictwo stryja. Szwagier Mendoga, Wykint żmudzki, choć miał sposobność – po rozbiciu w 1236 roku Krzyżaków pod Szawlami – utworzyć własne niezależne państwo, nie skorzystał z tej okazji i podporządkował się Mendogowi. W 1238 roku władzę Mendoga nad sobą uznali nalszczańscy Ruszkowicze. W 1246 roku Mendog uzależnił od siebie Bulewiczów, władających prawdopodobnie w Auksztocie.
W następnych latach Mendog, aby umocnić swoje panowanie, wygnał z Litwy Dowsprunkowiczów i Wykinta, którzy w odwecie sprzymierzyli się z Danielem halickim. Przy pomocy Krzyżaków koalicja ta została rozbita w 1251 roku,
Na ukształtowanie się „wielkiej” Litwy wpłynęło zjednoczenie plemion bałtyckich z których największa rolę odgrywali Auksztoci oraz Żmudzini. Dali oni początek dwóm zalążkom późniejszej litewskiej państwowości. Litewskie najazdy w połowie XII wieku uaktywniły się na ziemiach ruskich i polskich. W roku 1251 litewski książe Mendog za pośrednictwem Zakonu Krzyżackiego przyjął chrzest w obrządku łacińskim zaś w 1253 r. został za zgodą papieża Innocentego IV koronowany na króla Litwy. Zakon Krzyżacki zażądał od Litwy przekazania Żmudzi, co spowodowało zerwanie w 1261 r. chrztu i wojnę Litwy z Zakonem Krzyżackim. Od śmierci króla Mendoga w 1263 r. Litwa aż do 1387 r. czyli ponad wiek była ponownie państwem pogańskim. Za panowania księcia Gedymina (w latach: 1275- 1341) Litwa była w jednym miejscu agresorem natomiast w drugim ofiarą: poszerzyła swoje terytorium o zachodnie oraz południowo-zachodnie ziemie ruskie ale z kolei od zachodu i północy zagrożona była przez Zakon Krzyżacki. Zadawała więc cios na południu a otrzymywała na północy. Stosunki polsko-litewskie ewoluowały od wzajemnej wrogości do sojuszu politycznego przeciw krzyżakom. Do nawiązania pierwszych ściślejszych więzów polsko-litewskich doszło za panowania litewskiego władcy księcia Gedymina (w latach: 1275 – 1341). W sytuacji zagrożenia najazdem krzyżackim zawarł on z królem polskim Władysławem Łokietkiem w 1325 r. układ obronny – przeciwko wspólnemu wrogowi jakim był Zakon Krzyżacki. Układ ten został praktycznie poparty małżeństwem córki Gedymina – księżniczki Aldony, z synem Łokietka – Kazimierzem, późniejszym królem Polski. Po śmierci Kazimierza Wielkiego, królem Polski został Ludwik Andegaweński, zwany Węgierskim, z tego powodu że panując równocześnie na Węgrzech, głównie tam przebywał. Po jego śmierci w 1382 r. pojawiła się w Polsce groźba bezkrólewia. Pojawiły się różnice zdań pomiędzy różnymi grupami możnowładców. Stronnictwo wielkopolskie wolało na tronie polskim księcia mazowieckiego Siemowita z rodu Piastów; zaś Stronnictwo małopolskie nadal kogoś z dynastii Andegawenów. Ostatecznie zwyciężyło stronnictwo małopolskie i w rezultacie na tronie polskim zasiadła Jadwiga Andegaweńska, córka Ludwika Węgierskiego. W wieku 10 lat – w r. 1384 – została koronowana na Krola Polski.
Unia personalna. Litwa wybrała związek z Polską wobec zagrożenia Krzyżackiego i Ruskiego. Konsekwencją był chrzest Polski. W II połowie XIV w. Litwa miała do wyboru związać się z trzema potężniejszymi od niej sąsiadami: zachodnim – Polską, północno-zachodnim – Zakonem Krzyżackim i wschodnim – Wielkim Księstwem Moskiewskim. Książe Jogajła (Jagiełło) chciał, żeby Litwa ponownie przyjęła chrześcijaństwo. Najpierw zawarł więc układ z Zakonem Krzyżackim w 1382 r. w którym zobowiązał się przyjąć chrzest w ciągu czterech lat, lecz rok później go wypowiedział i zawarł podobny z Moskwą ale i ten wkrótce zerwał. Jagiełło zdecydował się na trzecie wyjście – związek z Polską. Polska dla Litwy praktycznie nie stanowiła zagrożenia, a z kolei sam widział niebezpieczeństwo w związaniu się Litwy z Moskwą czy tym bardziej z Zakonem. Dnia 14 VIII 1385 r. została zawarta w Krewie (mniej więcej 80 kilometrów na południowy wschód od Wilna, stolicy Wielkiego Księstwa Litewskiego) pierwsza unia polsko-litewska , na mocy której rok później przyjął chrzest z Polski i miał poślubić młodziutką Jadwigę. W tym celu zerwano zaręczyny Jadwigi z Wilhelmem Habsburgiem. Jak było, tak było, w każdym razie w 1386 r. Jagiełło poślubił Jadwigę i został koronowany na króla Polski i przyjął imię Władysław. W 1387 r. została erygowana diecezja wileńska (w ramach gnieźnieńskiej metropolii) i rozpoczęto chrystianizację Litwy. http://www.euro-przyszlosc.pl/tag/bitwa
Unia personalna. Litwa wybrała związek z Polską wobec zagrożenia Krzyżackiego i Ruskiego. Konsekwencją był chrzest Polski. W II połowie XIV w. Litwa miała do wyboru związać się z trzema potężniejszymi od niej sąsiadami: zachodnim – Polską, północno-zachodnim – Zakonem Krzyżackim i wschodnim – Wielkim Księstwem Moskiewskim. Książe Jogajła (Jagiełło) chciał, żeby Litwa ponownie przyjęła chrześcijaństwo. Najpierw zawarł więc układ z Zakonem Krzyżackim w 1382 r. w którym zobowiązał się przyjąć chrzest w ciągu czterech lat, lecz rok później go wypowiedział i zawarł podobny z Moskwą ale i ten wkrótce zerwał. Jagiełło zdecydował się na trzecie wyjście – związek z Polską. Polska dla Litwy praktycznie nie stanowiła zagrożenia, a z kolei sam widział niebezpieczeństwo w związaniu się Litwy z Moskwą czy tym bardziej z Zakonem. Dnia 14 VIII 1385 r. została zawarta w Krewie (mniej więcej 80 kilometrów na południowy wschód od Wilna, stolicy Wielkiego Księstwa Litewskiego) pierwsza unia polsko-litewska , na mocy której rok później przyjął chrzest z Polski i miał poślubić młodziutką Jadwigę. W tym celu zerwano zaręczyny Jadwigi z Wilhelmem Habsburgiem. Jak było, tak było, w każdym razie w 1386 r. Jagiełło poślubił Jadwigę i został koronowany na króla Polski i przyjął imię Władysław. W 1387 r. została erygowana diecezja wileńska (w ramach gnieźnieńskiej metropolii) i rozpoczęto chrystianizację Litwy. http://www.euro-przyszlosc.pl/tag/bitwa
Opowiadania Historyczne * Jadwiga i Jagiełło * 1374-1473
Chrzest Litwy (t. III)
Karol Szajnocha -
Wszystkie ziemie otwierały się obecnie już to szerzej, już cieśniej wpływowi, zwierzchnictwu, bezpośredniemu władaniu Polski. Niektóre z krain ruskich bywały z dawien dawna przez dłuższy lub krótszy czas w związku z Polską. Częste atoli odrywanie onych przez sąsiadów przemocnych, teraźniejsze dzierżenie Wołynia i Podola przez Litwę, a Rusi Czerwonej przez Węgrów nadawały oczekiwanemu w tej chwili odzyskaniu onych za pośrednictwem Jagiełły cenę nowego w cale nabytku. Ponieważ zaś inny warunek ugody krewskiej obowiązywał syna Olgierdowego do przywrócenia Polsce dawnych uszczerbków i strat Korony, więc mogła powstać wątpliwość, azali niektóre wracające teraz do Polski ziemie ruskie, mianowicie Wołyń z Podolem, wracają do niej na mocy jednego lub drugiego warunku, tj. mają wejść w związek z Polską ściślejszy albo mniej ścisły, dozwolić Polakom zupełnej władzy zwierzchników i posiadaczów lub tylko półwładzy sprzymierzeńców. Na wszelki wypadek gotów był
Jagiełło „połączyć” swoją Litwę i Ruś z Koroną, a co dziś jedynie wątłym zdawać się mogło związkiem, temu czas dalszy mógł dostatecznie przydać spokoju i dojrzałości. Jakoż taż sama podróż królewska, która ochrzciła Litwę, rozwarła także Polakom „złotą bramę” Wołynia i Podola i utwierdziła jednoczesne odzyskanie Rusi Czerwonej, dokonane przez drugi dwór podróżny, przez zdążający w też samą stronę wschodnią dwór królowej Jadwigi. Opiszemy naprzód chrzest Litwy. Kiedy światowe pożytki tej obojej wyprawy wschodniej jeszcze świeżo woniały pokoleniom, przyrównywano ją do wielkich wypraw morskich, odkrywających światu nie znane potąd lądy i skarby. „Otworzył król portugalski swoimi wędrownymi żaglami indyjskie i afrykańskie strefy południa – mówi polski spółcześnik lat Kolumbowych – Jagiellonowie odsłaniają nam coraz dalsze ziemie i ludy, rozpostarte ku biegunowi północy i ku wschodowi słońca.” Z niezwyczajną też okazałością wybrał się król Władysław w pierwszą drogę tych odkryć Jagiellońskich. Przed wszystkim wyszło świetne poselstwo do Krzyżaków, złożone z wielu książąt pod przewodnictwem Konrada Oleśnickiego, a wzywające mistrza Konrada Czolnera do wiecznej „zgody i unii, za pomocą której mógłby Jagiełło tym snadniej ochrzcić Litwę”. Po czym o pierwszych mrozach październikowych wyruszył nowy król Polski z niezmiernie licznym dworem na wschód. Omijając Ruś Czerwoną obrano trakt wołyński na Lublin, Włodzimierz ku Łuckowi. Towarzyszył Jagielle tamtędy nader tłumny orszak duchowieństwa, książąt, wojewodów i kasztelanów polskich. Ciągnęli za nim osobnymi tabory arcybiskup gnieźnieński Bodzanta z obfitym gronem kapłanów, pomiędzy którymi liczono najwięcej franciszkanów, tych z dawien dawna apostołów litewskich. Jechali obaj książęta mazowieccy Janusz i Semko, ów poseł do Krzyżaków, Konrad książę na Oleśnicy, reszta nie wyprawionych poprzednio książąt litewskich, jak prawdopodobnie Korygiełł-Kazimierz książę mścisławski z Aleksandrem- Wigundem księciem kiernowskim, wojewodowie poznański i sandomierski, nasz dawny znajomy, a ułaskawiony już Bartosz z Więcborga i Leliwita Jaśko z Tarnowa, wreszcie kasztelanowie z Siądcza, z Lublina i z Radomia, tj. Krystyn z Kozichgłów, Piotr Kmita i Klemens, z podkomorzym krakowskim Spytkiem z Tarnowa, z cześnikiem i podczaszym krakowskimi Włodkiem z Ogrodzieńca i Tomkiem Wągleszyńskim.
Przestrzegał porządku całej wyprawy kasztelan wiślicki Mikołaj Toporczyk z Ossolina, teraźniejszy „marszałek dworu królewskiego”. Ze schyłkiem października stanęły cugi podróżne w Łucku wołyńskim. Urządzenie okolicznych spraw ruskich, podjęte w największej części na korzyść Polaków, zatrzymało tam króla przynajmniej do połowy listopada. Zdarzy się o tych pożytecznych Koronie i koronnym synom czynnościach usłyszeć więcej następnie, przy opisie odzyskania Rusi Czerwonej. Teraz prowadzić nam króla z „łąckim krzyżem” dalej ku północy, nad Niemen. Im głębiej zaś w strony Litwy pogańskiej, tym nowszy, tym osobliwszy obraz ziemi i ludu zdziwiał polskich towarzyszy Jagiełły. Wjeżdżano w ostatni zakątek, w ostatnią leśną kryjówkę pogaństwa w Europie, równie odmienną od reszty krajów europejskich, jak wiara i obyczaj mieszkańców od obyczajów reszty narodów europejskich. Owszem, nie tylko powierzchnią ziemi i ludem, lecz nawet niebem swoim różniła się ówczesna Litwa od Polski. Świeciło z niego niskie słońce północy, przybierające coraz bardziej niestały i złudny charakter słońca stref biegunowych. Przez dziesięć miesięcy nieustającej zimy usuwało się ono znad ziemi, dając jej zanurzać się w ciemnościach i drętwieć mrozem śmiertelnym. „Przez dwa miesiące lata – opowiada naocznie z ówczesną Litwą obeznany kapłan dziejopis – pałało słońce ciągle na widokręgu, łącząc prawie bezpośrednio brzask wieczorny z świtem poranku i dopiekając upałem całodziennym. Mrozy zimowe kaleczyły ludzi nader częstym odmrażaniem członków, zamrażały niebacznych na śmierć, mieniły barwę zwierza leśnego, zwłaszcza zajęcy, cale białych przez zimę, zdziwiały obozujących przy ognisku podróżnych widokiem kotłów, w których jedna połowa wody wrzała ukropem, podczas gdy połowa przeciwna była jeszcze wciąż bryłą lodu.” Za to skwar letni nie dozwalał przez cztery godziny południowe żadnej w polu roboty, odbywanej przeto w największej części z rana i widnymi wówczas nocami. Mimo czego jednakże nie dochodziło zboże w zbyt krótkim cieple słonecznym do należytej dojrzałości i musiało następnie dosuszać się przy ogniu. Nadzwyczajnie też rzadko szarzał na widokręgu spłacheć ziemi zoranej, a prawie wszystek kraj jeżył się dzikim borem, płynął falami jezior, rozpościerał się stepem piaszczystym. A puszcze i jeziora litewskie to nie lasy i błota polskie! W borach litewskich drogocenna ówczesnemu handlowi wiewiórka, przeskakując z drzewa na drzewo, odbywała kilku dziesięciomilowe podróże, nie dotknąwszy się ziemi. Zaraz za progiem wielkiej odludni Podlasia czerniała ogromna
Puszcza Białowieska, słynniejsza teraz niż wówczas, kiedy nie mniej roz- ległe bory mścisławskie, borysowskie, rudnickie od Wilna ku Niemnowi zacieniały kraj tyląż innymi w różnych stronach Puszczami Białowieskimi. Poprzecinane wewnątrz szerokimi łąkami i jeziorami, zagęszczone wszelkimi rodzajami krzewów i drzew, pełne błąkających się w ich cieniu gromad zwierza dzikiego, przedstawiały te niezmierzone przestwory leśne jakoby wcale osobne państwa roślin i zwierząt, takież same za Jagiełły, jak w pierwszych dniach stworzenia. Wobec ogromu ich przestrzeni niknął wszystek mieszkający pomiędzy nimi ród ludzki, gasła ludziom wszelka możność pasowania się z przemocą tak pustynnej natury. Siekiera ludzka i ludzka trąbka myśliwska, jakkolwiek daleko w głąb puszczy zaniesione, brzmiały właściwie tylko po wąskim jej pobrzeżu, igrały tylko u krawędzi tych oceanów leśnych, w których nie zbadane po dziś dzień wnętrza przenikała chyba jedna fantazja ludzka, napełniając je bajecznymi widziadły i dziwami. Owszem, bezmiar tutejszych obszarów leśnych owładał do tyla samąż fantazję ludzką, iż nie mogąc wyzwolić się spod przemocnych wrażeń ciągłego ich widoku musiała ona nawet w swoim świecie wewnętrznym, w dowolnych zmyśleniach swojej twórczości roić głównie obrazy jakichś zaklętych lasów i stworzeń leśnych. Do niezmiernej mnogości rzeczywistych po całym kraju borów przydawała imaginacja powieści o jakichś czarodziejskich lasach użwarmskich, w których broiły złośliwe nimfy nazwiskiem Łauny, a które dziwotworną olbrzymiość i bezgraniczność swojej natury leśnej łączyły z drugą właściwością krain litewskich, z jeziorzystością ziemi. Czymże zaś wszelkie widziadła jezior i bagien urojonych w porównaniu z ich pierwowzorem w rzeczywistości! „Jeziora litewskie – słyszymy od zdziwionego ich wielkością cudzoziemca
– to istne morza!” Obfitość rozlicznych dokoła wód dała powód tradycji, jakoby cała południowa część Litwy była dawniejszymi czasami morzem, Morzem Czarnym, sięgającym niegdyś aż po błota Prypeci, a dopiero później przez jakiegoś mocarza spuszczonym w łoże dzisiejsze. W niektórych porach roku wracały nazad te dawne czasy morskie i znowuż po całych przestrzeniach kraju rozpościerało się lśniące zwierciadło fal, urosłe z wylewów wiosennych i stopionych w podleciu śniegów.
– to istne morza!” Obfitość rozlicznych dokoła wód dała powód tradycji, jakoby cała południowa część Litwy była dawniejszymi czasami morzem, Morzem Czarnym, sięgającym niegdyś aż po błota Prypeci, a dopiero później przez jakiegoś mocarza spuszczonym w łoże dzisiejsze. W niektórych porach roku wracały nazad te dawne czasy morskie i znowuż po całych przestrzeniach kraju rozpościerało się lśniące zwierciadło fal, urosłe z wylewów wiosennych i stopionych w podleciu śniegów.
Po opadnięciu powodzi pozostawały rzeki o mętnej, ciemnej barwie wód morskich, płynące z cichą powagą morza. Toż samo morze przypominał gęsto po Litwie rozsiany step piaszczysty, niedawno oschłe dno fal, codzienny świadek młodzieńczości suszy litewskiej, jednego z najświeższych lądów świata. Na tak pierwiastkowej ziemi mieszkał lud również młody. Toż i węzeł pomiędzy taką ziemią a takim ludem był podobnież wątły i niedojrzały. Najdoskonalsza spójnia między człowiekiem a ziemią, praca rolnicza, zaledwie tu oznaki życia dawała. Dziki grunt Litwy stawiał jej zbyt uciążliwą przeszkodę, a naród nie czuł chęci przełomywania trudności. Stąd nader mała część kraju szła pod uprawę rolniczą, uprawę niezmiernie nieudolną, przestającą na ulubionym pługu drewnianym, owszem, przesądnie przeciwną wszelkiemu narzędziu żelaznemu. Biorąc na uwagę ten brak żelaza, podobnyż brak młynów zastępywanych zwykle żarnami, wreszcie potrzebę dosuszania przy ogniu plonów nieźrzałych, można pojąć ubóstwo całego rolniczego gospodarstwa Litwy pogańskiej, nie wystarczającego bynajmniej do wyżywienia ludności, jakkolwiek rzadkiej. Żyła ona tedy po największej części czym innym, żyła głównie chowem bydła, rybami, zwierzyną, grzybem. Jak młodzieńczą była ziemia litewska, tak też młodzieńczym trybem początkujących narodów, przedpatriarchalnym rzemiosłem myślistwa, rybołówstwa, pasterstwa spędzało dnie żywota zamieszkujące ją plemię. Na szczęście roiła się niesłychana mnogość zwierza w lasach litewskich; najkosztowniejszą zwierzynę ubijano jedynie gwoli futrom, odrzucając smaczne mięsiwo; rogi żubrze służyły za powszednie naczynie stołowe, a przed każdą wyprawą wojenną odbywała się zwykle wielka wyprawa myśliwska, zaopatrująca przyszłe wojsko niezliczoną ilością beczek zwierzyny solonej i wędzonej. Rybołówstwo, korzystając z niezmiernej rybności niektórych rzek, jak np. Prypeci, karmiło przez cały rok rybami suszonymi. Ale nad wszystko zajmowano się przy obfitej paszy chowem bydła rogatego i koni. Stadniny książęce, jedna z głównych gałęzi zamożności książęcej, dostarczały samemu Witołdowi po 10 000 wierzchowców. Lada kmieć utrzymywał po 60 sztuk rogacizny, nie licząc w to kóz i owiec. Wszechstronnie rozwinięte pasterstwo żywiło różnorakim nabiałem, w który wchodziły także sztucznie przyprawiane sery bawole, a nawet mleko kobyle. Nie mniej kwitnęło, dalej, pszczelnictwo, starodawna chwała stron nadniemeńskich. Bujna grzęskich krain roślinność, jakieś szczególnie słodkie zioła, ogromne gaje lipowe około Kowna, wydawały miód przewyborny, sławny lipiec kowieński, nadzwyczajnie obficie po całej Litwie pijany. Do których to wszystkich dorywczych gałęzi gospodarstwa przydać jeszcze należy nader ważne w Litwie ogrodnictwo. Im szczuplejszą była uprawa polna, tym staranniej pielęgnowano jarzynę ogrodową. Gdy nieraz i czarnego, żarnowego chleba, jaki sami królowie Jagiellońscy radzi jadali, nie stało Litwie ubogiej, zastępowała go duża rzepa pieczona
Najdostojniejsze z późniejszych rodzin litewskich przypominały sobie bez sromu, jak ich przodkowie niegdyś w znak przyjaźni obsyłali się rzepą. Po ogrodach też rosła zapewne największa część tego lnu, jaki Litwa uprawiała rokrocznie. Wilgotna natura gruntu i zupełny brak sukna, zbyt sztucznego i kosztownego w oczach Litwy towaru, czyniły len i konopie głównym ziemiopłodem litewskim, głównym przedmiotem pracy i przemyślności domowej. Kto zaś nawykł do uprawy ogrodu, temu i ogródek, i kwiaty stawały się równie łatwą do zaspokojenia, jak i przyjemną potrzebą. Z tej to przyczyny uderzało w Litwie dziwne poniekąd u tak prostaczego ludu zamiłowanie kwiatów, objawiające się w troskliwym hodowaniu onych przy domu, w przystrajaniu nimi każdej uroczystości domowej, w częstej o nich pamięci w pieśni. Osobliwie piękna dolina kowieńska, woniejąca kwieciem szerokich gajów lipowych, usłana kobiercem białych i barwnych róż, miała być prawdziwym rajem kwiatów, rozumie się – w krótkim przeciągu dwumiesięcznego lata. Z tymże przywiązaniem do kwiecia łączyło się ścisłe obeznanie z resztą roślin, z ziołami, z ich cudowną niekiedy mocą, główna umiejętność licznych lekarek i czarowników litewskich, zwanych przeto najczęściej znawcami ziół, „zieleninami”. Wszelka jednakże obfitość kwiatów wokoło zagrody nie zdołała udoskonalić budowy domu. Najzamożniejsza chata litewska, czyli tak zwana numa, niepodobna wcale do zwykłej zagrody gospodarskiej, była tylko dorywczą budą pasterską, skleconym naprędce szałasem plemienia koczownego. Wyobraźmy sobie rodzinę koczującą, rozłożoną w polu przy noclegowym w dużej jamie ognisku, z całym zapasem żywności pod senną głową, z spoczywającym dokoła dobytkiem koni i bydła i pokryjmy to przypadkowe legowisko jednym wspólnym dachem na czterech ścianach bez okien, a będziemy mieli przed sobą numę litewską, mieszczącą zarazem na przestrzeni dziesięciu sążni i mieszkanie ludzkie, i stajnię, i oborę, i spichrz. I takiż właśnie drewniany namiot wędrowny, taki „kurzeń” obozowy poczytywano do późnych czasów za najwłaściwsze Litwie domostwo, bardziej narodowe niż późniejsze dwory i dworce.
Wygodna bowiem siedziba przywiązuje do miejsca, a Litwa pogańska była w każdej chwili gotową zwinąć namioty i szukać nowej ojczyzny. Toć niedawnymi czasy, w ostatnich latach Kiejstuta, zrywała się cała Litwa do tłumnego wyjścia z swojej ziemi ucisku, byle gdziekolwiek spokojniejsze znaleźć siedziby. Za lat kilka od teraźniejszej wyprawy Jagiełłowej do Litwy okropny głód tak srodze dojmie krajowi, że wszyscy, zamożni i ubodzy, postanowią szukać ulgi w powszechnej wędrówce narodowej. Tenże zamysł powtórzył się jeszcze później, kiedy skutkiem niechęci ludu ku zbyt gorliwym zabiegom apostołów chrześcijańskich ówczesny wielki książę litewski, syn Kiejstutów, lękał się ujrzeć naraz całe państwo wypróżnione od mieszkańców, koronę bez poddanych, wychodzących w dalekie strony… A jak niedojrzała spójnia wiązała ziemię z ludem, tak również nierozwiniętym, pierwiastkowym był pod każdym innym względem stan społeczności tutejszej. Najprzód nie rozrosła się jeszcze Litwa w zwykłą innym krajom rojność mieszkańców. Rozgłos imienia litewskiego był znacznie większym niż liczba głów litewskich. Krom podległych Litwie ziem całkowicie ruskich stanowili Rusini znaczną jeszcze część zaludnienia samejże Litwy, a stołeczne jej miasto, Wilno, było tylko w jednej połowie miastem litewskim, w drugiej zaś cudzoziemczym. Wszelka ilość pogaństwa, jaką król Władysław ochrzcił w całym ciągu panowania swojego, nie przenosiła trzydziestu tysięcy dusz. Tak dziecięco drobny naród, umiący przecież czym innym wetować swoją szczupłość, odznaczał się następnie nader niedojrzałym składem społecznym.
Cała społeczna budowa Litwy pogańskiej spoczywała na dwóch węgłach, na dwóch pojęciach: pan i sługa, rozkaz i posłuszeństwo. Naszafowawszy się do sytu wyrazem „Litwa p o g a ń s k a ”, mamy teraz sposobność przypomnieć znaczenie tego wyrazu. Pogaństwo to niewola. Litwa pogańska to rzesza niewolników. Od najwyższego z panów do najniższego z poddanych, od pobliża tronu do najustronniejszych zakątków rodzinnych, krzyżował się nieprzerwany łańcuch niewolnictwa.
Cała społeczna budowa Litwy pogańskiej spoczywała na dwóch węgłach, na dwóch pojęciach: pan i sługa, rozkaz i posłuszeństwo. Naszafowawszy się do sytu wyrazem „Litwa p o g a ń s k a ”, mamy teraz sposobność przypomnieć znaczenie tego wyrazu. Pogaństwo to niewola. Litwa pogańska to rzesza niewolników. Od najwyższego z panów do najniższego z poddanych, od pobliża tronu do najustronniejszych zakątków rodzinnych, krzyżował się nieprzerwany łańcuch niewolnictwa.
Pan, czyli bojar litewski,
był niewolnikiem książęcym, nie mającym żadnej własności, nie mogącym bez zezwolenia książęcego sprzedać kawałek gruntu, pozostawić dzieciom majątek, wydać córkę za mąż, czym wszystkim rozporządzała wola książęca. Żona była niewolnicą swojego męża, który ją sobie kupował, który nie mając czym zapłacić winę sądową płacił ją sprzedanymi w niewolę żoną i dziećmi. Dzieci były własnością ojca, samowładnego pana ich życia i wolności, potrzebującego wprawdzie aprobaty książęcej do oddania córki w zamężcie, lecz upoważnionego sprzedać ją kiedykolwiek w niewolę albo starodawnym zwyczajem pogańskim zabić ją w latach dziecinnych.
Poddany był niewolnikiem nie tylko swojego, lecz owszem każdego pana, obowiązanym patrzeć w milczeniu, jak pierwszy lepszy przejeżdżający bojar przywłaszczał sobie jego dobytek, wszystek sprzęt jego chaty. Oprócz którego to w a r u n k o w e g o niewolnictwa roił się jeszcze w każdym domu, w całym kraju tłum bezwarunkowych, prawdziwych niewolników, przewyższający zapewne liczbę tak zwanych „wolnych”. Żyli oni w tym stanie już to skutkiem niewoli wojennej, już to za wyrokiem sądowym, już małżeństwem z niewolnicą lub niewolnikiem, albo wreszcie urodzeniem z rodziców niewolniczych i samowolnym niekiedy oddaniem się na własność. Te różne przyczyny niewoli rozpładzały coraz liczniejszą ćmę „ludzi własnych”, pomnażaną jeszcze nierzadkim skazywaniem na niewolę za podatek nie zapłacony, za długi nie uiszczone, albo też dobrowolnym zaprzedawaniem się z głodu – ćmę stanowiącą artykuł bardzo skrzętnego w tych stronach handlu. Jak w starożytnym pogaństwie, im większą była liczba niewolników domowych, tym wyżej ceniono zamożność gospodarza. Niewolnik dawany bywał posagiem córce; niewolnik otaczał pana zgrają służebników na wojnie, przyzwyczajając go do późniejszego tłumu ciurów w obozie; niewolnik płonął na stosie z panem umarłym. Duch niewolniczy przenikał całą społeczność i sprawiał, że nawet niezawiśli od innych ludzie przyjmowali chętnie rolę służalców, zauszników. On to rzucał wreszcie wszystkich pospołu na kolana przed cieniem władzy najwyższej, przed lada znakiem, przed czapką wielkich książąt litewskich. A ci książęta pogańscy to nie dla chrześcijańskich wyobrażeń przedmiot do osądzenia i czci. Łagodni i hojni za granicą, pomiędzy chrześcijanami, polerowni rycerze wobec rycerstwa europejskiego, bywali oni orientalnymi despotami w własnej ojczyźnie.
był niewolnikiem książęcym, nie mającym żadnej własności, nie mogącym bez zezwolenia książęcego sprzedać kawałek gruntu, pozostawić dzieciom majątek, wydać córkę za mąż, czym wszystkim rozporządzała wola książęca. Żona była niewolnicą swojego męża, który ją sobie kupował, który nie mając czym zapłacić winę sądową płacił ją sprzedanymi w niewolę żoną i dziećmi. Dzieci były własnością ojca, samowładnego pana ich życia i wolności, potrzebującego wprawdzie aprobaty książęcej do oddania córki w zamężcie, lecz upoważnionego sprzedać ją kiedykolwiek w niewolę albo starodawnym zwyczajem pogańskim zabić ją w latach dziecinnych.
Poddany był niewolnikiem nie tylko swojego, lecz owszem każdego pana, obowiązanym patrzeć w milczeniu, jak pierwszy lepszy przejeżdżający bojar przywłaszczał sobie jego dobytek, wszystek sprzęt jego chaty. Oprócz którego to w a r u n k o w e g o niewolnictwa roił się jeszcze w każdym domu, w całym kraju tłum bezwarunkowych, prawdziwych niewolników, przewyższający zapewne liczbę tak zwanych „wolnych”. Żyli oni w tym stanie już to skutkiem niewoli wojennej, już to za wyrokiem sądowym, już małżeństwem z niewolnicą lub niewolnikiem, albo wreszcie urodzeniem z rodziców niewolniczych i samowolnym niekiedy oddaniem się na własność. Te różne przyczyny niewoli rozpładzały coraz liczniejszą ćmę „ludzi własnych”, pomnażaną jeszcze nierzadkim skazywaniem na niewolę za podatek nie zapłacony, za długi nie uiszczone, albo też dobrowolnym zaprzedawaniem się z głodu – ćmę stanowiącą artykuł bardzo skrzętnego w tych stronach handlu. Jak w starożytnym pogaństwie, im większą była liczba niewolników domowych, tym wyżej ceniono zamożność gospodarza. Niewolnik dawany bywał posagiem córce; niewolnik otaczał pana zgrają służebników na wojnie, przyzwyczajając go do późniejszego tłumu ciurów w obozie; niewolnik płonął na stosie z panem umarłym. Duch niewolniczy przenikał całą społeczność i sprawiał, że nawet niezawiśli od innych ludzie przyjmowali chętnie rolę służalców, zauszników. On to rzucał wreszcie wszystkich pospołu na kolana przed cieniem władzy najwyższej, przed lada znakiem, przed czapką wielkich książąt litewskich. A ci książęta pogańscy to nie dla chrześcijańskich wyobrażeń przedmiot do osądzenia i czci. Łagodni i hojni za granicą, pomiędzy chrześcijanami, polerowni rycerze wobec rycerstwa europejskiego, bywali oni orientalnymi despotami w własnej ojczyźnie.
Posłowie wielkich miast hołdowniczych, jak np. Nowogrodu i Pskowa, nie śmieli się zbliżać do nich inaczej, jak padając na twarz i całując ziemię przed stołem, za którym ucztował wielki książę. Jedynym zresztą sterem ich rządów była groza. Służyły im ku temu rozliczne środki przymusu i postrachu, mnogie rodzaje więzień, kaźni i tortur, ten najpospolitszy sposób przekonywania w sądownictwie pogańskim. Najszlachetniejszemu z wielkich książąt litewskich towarzyszył w przejażdżce po kraju napięty zawsze łuk, z którego rozkaz książęcy za lada przewinienie zabijał ludzi. Tenże sam książę w przystępie sroższego gniewu kazał zaszywać winowajców w skóry niedźwiedzie i rzucać ich dzikim zwierzom na rozszarpanie. Gdy zaś wyrok książęcy skazał kogo za cokolwiek na śmierć, biada miłosiernemu, który się ulitował mniej winnego grzesznika, który uchronił rzezimieszka od szubienicy. Osobny rozdział ustaw litewskich przeznaczał mu też samą karę śmiertelną, której uniknął złodziej. Wtedy czy to starodawne ustawy, czy wola książęca wydały wyrok, sam potępieniec musiał wykonać na sobie, co losem padło. „Gniewa się kniaź!” – podszepnął ktoś winowajcy ociągającemu się z własnoręcznym zadaniem sobie śmierci, a przestraszony potępieniec czym prędzej zarzucał sobie stryczek na szyję. Duchowni chrześcijańscy, nie obeznani z obyczajem pogańskim, odwracali się ze zgrozą od tych najszlachetniejszych z książąt litewskich, zapisując o nich zdanie: „To kat krwiożerczy!” O ile Orient z dawien dawna przedstawiał najwięcej przykładów niewoli i przywiązanych do niej zwyczajów, o tyle i pogaństwo litewskie jaskrawieje tu owdzie barwą Orientu. Jakoż pominąwszy samą nawet niewolę wschodnią, nietrudno dostrzec w nim jeszcze innych znamion i rysów orientalnych. Uderzają one mianowicie w głównych zasadach wiary przedchrześcijańskich Litwinów. Wieleć to zapewne wieków minęło, odkąd przodkowie Litwy dzisiejszej osiadając w ziemi pruskiej, łotewskiej i nad Niemnem, w tych trzech różnych siedzibach jednego i tegoż samego plemienia, przynieść mogli z Orientu starożytną cześć słońca, ciał niebieskich i ognia. Świeci ona przecież nader jasno w religijnych wyobrażeniach starej Łotwy, Prusów i Litwy.
Najdawniejsze w tym względzie wiadomości donoszą nam wyraźnie, iż pogaństwo litewskie ubóstwiało słońce, księżyc i gwiazdy. Nieco później okazało się powszechnie, iż ze wszystkich bóstw światła najwyżej czczonym był Perkun, bóg błyskawicy i grzmotu. Jednocześnie uwidomiły się nazwiska różnych innych bóstw jasności niebieskiej, jak Auszwe, Sotwaros, Okopirmos i Szwajstix, już to tyluż odrębnym, lecz pokrewnym Perkunowi bóstwom właściwe, już to może jedynie do tyluż różnych postaci tegoż samego Perkuna należące. Obok tych bóstw światłości przewodniczyły jeszcze całemu rojowi litewskich bogiń i bożków kilka nieco odmiennych istot niebieskich, Potrimpos albo Atrimpos, wodne bóstwo urodzajności, Poklus, bóstwo zniszczenia, i Kurko albo Zieminikas, bóg płodów ziemskich. W panującej całemu pogaństwu stolicy bałwochwalstwa starych Prusaków i Litwinów, w dawno już przez Krzyżaków zburzonym Romowe, w cieniu przesławnego tamże dęba świętego stał ołtarz wielki, na którym wznosił się trójposąg Perkuna, Potrimpa i Poklusa. Otóż bliższe wpatrzenie się w mitologię litewską naprowadziło na myśl, iż ta trójca litewsko-pruska, złożona z głównego boga światła Perkuna, z bóstwa urodzaju Potrimpos i bóstwa zagłady Poklus, mogła powstać z odblasku staroindyjskiej trójcy Mitry, Ormuzda i Arymana. Na wszelki wypadek nie brak coraz nowych pozorów powinowactwa między orientalną czcią ognia słonecznego, między Orientem w ogólności a naszą Litwą pogańską. Jak w Oriencie, tak podobnież i w Litwie pałały każdemu bóstwu w każdej świątyni, nawet w zakątku domowym, ulubione ofiary ognia, najskuteczniejszego środka oczyszczania ludzi żywych i zmarłych, palonych przeto na stosie pogrzebowym, i płonął w różnych ustroniach kraju, w osobnych świątyniach wieżycowych, na szczycie wzgórz wieczysty ogień święty, tak zwany Znicz, starannie żywiony przez kapłanów. Jak w Oriencie, tak podobnież i w Litwie liczono czas na noce, rok na księżyce, a tydzień zaczynano od piątku. Jak w Oriencie, tak i u Litwy spoczywała budowa r o d z i n y na wielożeństwie. Wszystkie najdawniejsze wiadomości o Litwie zamieszczają w każdym domu możniejszym orientalny harem kilku małżonek, z których jedna miewała pospolicie starszeństwo. Do późna potomkowie pogańskiej Litwy tęsknili za „chwalebnym obyczajem mnogości żon, który to czyni, iż każda z małżonek goręcej miłuje męża i że ojczyźnie przyrasta gęściej obrońców”. Gdy zaś mąż, jak wspomniano, kupował żonę, gdy handel ludźmi w codziennym był używaniu, widziano jeszcze w XV wieku tłumne w tych stronach targi niewolnic, bazary orientalne, gdzie każdy ochotnik swobodnie wybierał sobie i za pewną kwotę nabywał towar małżeński.
Tak po orientalnemu zaopatrujący się bojar litewski z natury małomówny jak ludzie Wschodu albo przemawiający narzeczem zakorzenionym głęboko w glebie Orientu, rozumiał też najlepiej orientalny język p o d a r k ó w . W Litwie czy to do króla, czy do sędziego, czy do bojara nie znalazłeś przystępu bez jakiejkolwiek dani, tak zwanej „poczty”. Znakomici zaś posłowie zagraniczni na dworze Jagiellonów otrzymywali od króla szkarłatną wschodnim zwyczajem szatę, w której prowadzono ich przed majestat. Za wstąpieniem w podróży pod strzechę uboższej gościnności jak nad Jordanem umywano ci nogi. Osobliwie z najbliższymi Litwie wyobrazicielami Orientu, z Ordą tatarską, mieli jej synowie niemało wspólnych rysów. I taż zapewne krymsko-mongolską drogą dostało się Litwie najwięcej tych znamion orientalnych. Wraz z nimi wsiąkała litewszczyzna w siebie mnogie inne żywioły obce, a owi praojcowie panującego później nad Niemnem ładu społeczeńskiego, owi mgłą bajeczności odziani, lecz niebajeczni w istocie Herulowie zamorscy, z wcale przeciwnej południowi strony przybyli. Wielu też mniemanym rysom Orientu w mitologii i urządzeniach litewskich da się z łatwością nierównie bliższe wykazać powinowactwo i same owe dziwacznie poprzekręcane nazwy bóstw nadniemeńskich, owe Perkunasy i Mildy starolitewskie, nawet ów w cieniu dęba w Romowe czczony trójposąg nie prawdopodobniejże z tymiż samymi Herulami od północnych nadpłynęły wybrzeży, nie snadniejże ze źródła takich samych na północy nazw i pojęć mitycznych, takich samych za morzem północnym Fairgunsów, Mild, Romowów, trójposągów itp. zagnieździły się w Litewszczyźnie? Ale od przybycia Herulów z ich mitologią zamorską niemało już wieków minęło. W tym czasie pierwotne rysy herulskie uległy wpływowi innych najezdczych ludów od wschodu, a pomiędzy tymi dalszymi zalewami obczyzny któryż głębiej naruszył i wypaczył zawiązki ówczesnych społeczeństw wschodniej Europy, któryż więcej śladów trwania swego zostawił nad późny, ale przemocny wylew dziczy mongolskiej za Dżengis-chana! On to całą szeroką Słowiańszczyznę zadnieprską na tak długie czasy mnogimi znamionami Orientu napiętnował; on to całą Ruś południową tak stanowczym dla niej na przyszłość obyczajem i duchem kozaczyzny znarowił; on też cisnącej się ku tym południowym granicom Litwie niemało swoich orientalnych znamion udzielił.
Pierwiastkowość społeczeństwa dozwoliła tym nowym rysom mieszać się swobodnie z różnorodną pstrocizną dawniejszych czasów, a przeciąg półtora wieku618 między najściem barbarzyńców mongolskich a teraźniejszą Litwą Jagiełły i Witołda wystarczył do nadania wielu uderzającym w niej cechom orientalnym pozorów odległej starożytności. Zwłaszcza więc w sprawach wojennych umoderowało się pogaństwo litewskie przeważnie na krój wschodni, tatarski. Podczas gdy książęta pogańscy niekiedy lustrem rycerstwa zachodniego świecili, w podwładnych im tłumach wojennych widziano przez długie lata ze zgrozą istnych Ordyńców. Wywrócony włosem do góry kożuch, łuk i kołczan z zatrutymi strzałami, mleko kobyle jako zwykły napój w bukłaku, wojenny sposób przeprawiania się przez rzeki za pomocą uchwyconych w ręce ogonów końskich trąciły nader złudnym podobieństwem do wojowników Dżengischanowych. Chrześcijanie, którzy własnymi oczami patrzyli na pogaństwo litewskie, donoszą nam wyraźnie, iż Litwa tamtoczesna żyła „trybem tatarskim”. Orientalna też wyobraźnia ożywiała plemię litewskie. Skutkiem jej skłonności do omamiania się wszędzie widokiem dziwów, cudów, zjawisk nadprzyrodzonych przedstawiał się cały świat otaczający przybytkiem, narzędziem, objawem sił nadziemskich, bóstw niebieskich, godnych podobnież ubóstwienia i czci. Stąd obok czci świateł niebieskich, w ogólności czci nieba, czczono też całą ziemię z wszystkimi rysami jej oblicza, właściwymi naturze tutejszych stron. Były więc święte wzgórza, święte bory i gaje, święte jeziora i rzeki, święte stworzenia. Pomiędzy tymi osobliwie węże, jaszczurki i wszelkie płazy, tak dziwnie liczne w kraju wilgotnym, tak bezpośrednio z samymi wnętrzami ziemi zbratane, a tym przydatniejsze do nabożeństwa, im mniej przydatne, mniej pospolitowane w życiu powszednim, miewały w każdym domu, w kącie na sianie pod przypieckiem, cześć, świątynię i codzienną ofiarę z mleka. Częścią też wyobraźnia orientalna, która to wszystko ubóstwiała, częścią przyrodzona duchowi niewolniczemu chęć tulenia się pod opiekę jak największej liczby panów i opiekunów, roiły w każdym przedmiocie lub zdarzeniu przyrody, w każdym wypadku życia pewne panujące im bóstwo, zaludniały niebo, ziemię, świat cały, żywot cały nieprzejrzanym tłumem bożków, bogiń, półbogów, duchów opiekuńczych, złych i dobrych istot nadludzkich.
Oprócz wymienionych powyżej najwyższych bóstw litewskich słynęli jeszcze:
Pergrubis bóstwo wiosny, Milda miłości, Wirszajtos gospodarstwa, Krumine zbóż, Sznejbrato myślistwa, Wajżgantislnu, Ragutis napojów, Austeja pszczelnictwa, Kimis sadów, Puskajtis lasów, Lazdona orzechów, Kremara trzód, Ratajnica stadniny, Bentis podróżnych i tak dalej bez zmiany.
Każda chata stała pod opieką osobnego bóstwa Numejas; każda możniejsza rodzina czciła swoje poszczególne bóstwo rodzinne; każdy krok życia podlegał błogosławieństwu lub gniewowi odrębnego bóstwa czynności rozpoczętej. Rozścielając na zimę mech w chacie samotnej, wywracając pierwszą skibę pługiem drewnianym, wyjmując z pieca pierwszy bochenek chleba godziło się przynieść ofiarę bóstwom mchu, ziemi rolniczej, placków. A cóż za namiętna ciekawość dowiedzenia się, azali te ofiary dobrze lub źle przyjęto, jaki wszelkiemu przedsięwzięciu los padnie, co w ogólności przyszłość okaże! Każdy chciał ją przeniknąć. Wojenna drużyna ciągnąca przeciw nieprzyjacielowi; gospodarz oczekujący żniwa; chory, złożony długim cierpieniem; pasterz któremu złodzieje uprowadzili trzodę; dziewczyna, której się miód śnił – wszystko ubiegało się o poradę wróżebną. Jakoż znajdzie się zawsze, czego potrzeba ludziom. Tłumowi bóstw litewskich i ciżbie dopytywaczów przyszłości służyła odpowiednia obfitość kapłanów i doradźców. Wszystek świat pogański pełen był wróżbitów i guślarzy. „W każdym domu pogańskim – mówi świadek bałwochwalstwa między Odrą a Elbą – roi się ćma wieszczków, ofierników i czarodziejów w poważnym stroju mniszym.” Ostatnia ojczyzna pogaństwa w Europie, Litwa, żywiła ich więcej niż którykolwiek z krajów przedchrześcijańskich. Nie masz liczby kapłaństwu litewskiemu. Pod przewodnictwem jednego arcykapłana Kriwe-Kriwejto, wiodącego atoli nader zubożały już żywot, obrzędowały różne stopnie kapłanów: kriwowie, tj. kapłani i rozjemcy sądowi, wejdaloci kapłani drugiego rzędu, wirszajtos ofiernicy, sygenoci rodzaj mnichów pogańskich, tylusoni i lingusoni, pełniący służbę kapłańską przy pogrzebach, burtinikasy, bardy litewskie itd. Szczera wiara w wszechmoc bogów ojczystych powszechnie już szwankowała; słyszeliśmy dawniej o kapłanach odstępcach, zaprzedanych nieprzyjaciołom; lecz codziennemu nałogowi ofiar i wróżb dogadzała jeszcze ochoczo zgraja służalców duchownych, znachorów, sejtonów, łabdarisów. Owej drużynie wojennej kazał wieszczek wypruć wnętrzności z pierwszego jeńca chrześcijańskiego, przy czym mniej lub więcej krwawe onych wysnuwanie się z ciała zapowiadało pomyślny lub niepomyślny skutek wyprawy.
Pergrubis bóstwo wiosny, Milda miłości, Wirszajtos gospodarstwa, Krumine zbóż, Sznejbrato myślistwa, Wajżgantislnu, Ragutis napojów, Austeja pszczelnictwa, Kimis sadów, Puskajtis lasów, Lazdona orzechów, Kremara trzód, Ratajnica stadniny, Bentis podróżnych i tak dalej bez zmiany.
Każda chata stała pod opieką osobnego bóstwa Numejas; każda możniejsza rodzina czciła swoje poszczególne bóstwo rodzinne; każdy krok życia podlegał błogosławieństwu lub gniewowi odrębnego bóstwa czynności rozpoczętej. Rozścielając na zimę mech w chacie samotnej, wywracając pierwszą skibę pługiem drewnianym, wyjmując z pieca pierwszy bochenek chleba godziło się przynieść ofiarę bóstwom mchu, ziemi rolniczej, placków. A cóż za namiętna ciekawość dowiedzenia się, azali te ofiary dobrze lub źle przyjęto, jaki wszelkiemu przedsięwzięciu los padnie, co w ogólności przyszłość okaże! Każdy chciał ją przeniknąć. Wojenna drużyna ciągnąca przeciw nieprzyjacielowi; gospodarz oczekujący żniwa; chory, złożony długim cierpieniem; pasterz któremu złodzieje uprowadzili trzodę; dziewczyna, której się miód śnił – wszystko ubiegało się o poradę wróżebną. Jakoż znajdzie się zawsze, czego potrzeba ludziom. Tłumowi bóstw litewskich i ciżbie dopytywaczów przyszłości służyła odpowiednia obfitość kapłanów i doradźców. Wszystek świat pogański pełen był wróżbitów i guślarzy. „W każdym domu pogańskim – mówi świadek bałwochwalstwa między Odrą a Elbą – roi się ćma wieszczków, ofierników i czarodziejów w poważnym stroju mniszym.” Ostatnia ojczyzna pogaństwa w Europie, Litwa, żywiła ich więcej niż którykolwiek z krajów przedchrześcijańskich. Nie masz liczby kapłaństwu litewskiemu. Pod przewodnictwem jednego arcykapłana Kriwe-Kriwejto, wiodącego atoli nader zubożały już żywot, obrzędowały różne stopnie kapłanów: kriwowie, tj. kapłani i rozjemcy sądowi, wejdaloci kapłani drugiego rzędu, wirszajtos ofiernicy, sygenoci rodzaj mnichów pogańskich, tylusoni i lingusoni, pełniący służbę kapłańską przy pogrzebach, burtinikasy, bardy litewskie itd. Szczera wiara w wszechmoc bogów ojczystych powszechnie już szwankowała; słyszeliśmy dawniej o kapłanach odstępcach, zaprzedanych nieprzyjaciołom; lecz codziennemu nałogowi ofiar i wróżb dogadzała jeszcze ochoczo zgraja służalców duchownych, znachorów, sejtonów, łabdarisów. Owej drużynie wojennej kazał wieszczek wypruć wnętrzności z pierwszego jeńca chrześcijańskiego, przy czym mniej lub więcej krwawe onych wysnuwanie się z ciała zapowiadało pomyślny lub niepomyślny skutek wyprawy.
Dla oświecenia gospodarza o losie żniwa wzywał ofiernik węża domowego na stół do misy, a wysłuchanie lub niewysłuchanie zaklęcia stanowiło o pomyślności zbioru. Chcąc zbadać koniec choroby, wywoływał wejdalota w świątyni przy ogniu ofiernym cień chorego, który gdy się okazał licem, znaczyło zdrowie, plecami śmierć. Śladu złodzieja szukał wróżbita w czarze nalanej piwem, w której pieniążek ofierny swoim w tę lub ową stronę spłynieniem wskazywał kierunek ucieczki łotrzykowej. Dziewczynie radził znachor pilnować wieńca, bo miód – psuje niewinność. Przekonawszy się o tym ze swoją szkodą, umiała nieboga sama wróżyć na starość. Dawnej orientalnej zabobonności kobiet litewskich przypisują powszechnie późniejszą mnogość palonych w Litwie czarownic. Można by wreszcie mniemać się w puszczy wschodniej, przypatrując się głównym zjawiskom społecznego istnienia Litwy, głównemu trybowi życia jej naczelników pogańskich. Należy poznać ich w pośrodku reszty składowych cząstek społeczności litewskiej. Naród, którego skronie ściskała płomienna korona orientalnej samowładzy książęcej, a stopy więzły w szeroko rozpostartej niewoli, nie mógł rozwinąć się, rozczłonkować się w wielką rozmaitość stanów i zawodów społecznych. Po odliczeniu kapłanów i kupców cudzoziemskich zostają cztery główne warstwy narodu: książęta, bojarowie, poddani i niewolnicy. Pierwsza z tych warstw była w istocie osobnym stanem, liczącym niemało głów. Zwyczajne wyrażenie „wielki książę litewski” nie oznacza bynajmniej bezpośredniego pana i władzcę całej rzeszy litewskiej. Jako bezpośredni pan władał on w swoim stołecznym mieście Wilnie i w połączonej z nim części kraju, późniejszym województwie wileńskim, do czego niekiedy liczyła się także Żmudź. Resztę ziem litewskich i ruskich dzierżyła prawem dziedzictwa gromada potomków Gedyminowych, kilkudziesięciu książąt pokrewnych. W braku stosownej ilości spółczesnych śladów piśmiennych któż rozróżni dokładnie tę mleczną drogę książąt, książątek i książąteczek, drobniejących z czasem w miernotę zwykłych domów szlacheckich! Jedynie na wąskiej przestrzeni kilku pergaminów dokumentowych, okrytych podpisami panujących teraz synów i wnuków dawnego szeregu książąt z krwi Gedymina, jak Olgierd, Kiejstut, Lubart, Koriat, Narymunt, Jawnuta itd., świecą obok wielkiego księcia Jagiełły, pana księstwa wileńskiego i Żmudzi, następujący w różnych stronach książęta. W właściwej Litwie Jagiełłów brat Skirgiełło włada Trokami, drugi brat Aleksander Wigund księstwem kiernowskim.
Na Podlasiu Witołd kniaziuje w Brześciu i Grodnie, na Polesiu Wasil w Pińsku, Jerzy w Słucku, Fiedor zaś w Ratnie. Białej Rusi Jerzy kniaziem Smoleńska, Kazimierz Korygiełł kniaziem Mścisławia. Na Wołyniu panuje Fiedor Lubartowicz w Włodzimierzu i Łucku, Michał Jawnutowic w Zasławiu, Szymon w Stepaniu, Fiedor Daniłowicz w Ostrogu. Na Podolu i Ukrainie: Dymitr Korybut Olgierdowic w Nowogrodzie Siewierskim, drugi Olgierdowic Włodzimierz w Kijowie, Aleksander i Teodor Koriatowice w Bracławiu, Smotryczu i Kamieńcu. Na Rusi Czerwonej Jerzy Narymuntowicz w Bełzie… Każdy z nich, nieograniczony samowładzca w obrębie swego księstwa, miał uznawać feudalne zwierzchnictwo wielkiego księcia, lecz starał się wedle możności nie ulegać mu wcale, za co wielki książę usiłował wyrugować go wzajem z księstwa. Stąd ustawiczna zmiana tytułów i posiadłości. Dopóki zaś nie przyszło zmienić miejsce, żył każdy z książąt w swym księstwie po największej części z własnych dóbr ziemskich. Niekiedy większa połowa ziemi, jak np. na Żmudzi, należała bezpośrednią własnością księciu. Tam utrzymował on za pomocą własnych poddanych i niewolników ogromne stada koni, prowadził gospodarstwo rolnicze, chował bydło, pędził na wielką stopę myślistwo i rybołówstwo, handlował owocami swojego przemysłu. Reszta posiadaczy pomniejszych kawałków ziemi, mniej lub więcej zamożni bojarowie, ograniczeni samowolą książęcą w swoim prawie własności, w dysponowaniu majątkiem, w rozporządzaniu losem rodziny, obowiązani nadto do bezwarunkowej służby wojennej, do różnorakich danin, nawet do robocizny na rozkaz księcia, tworzyli właściwie tylko nieco możniejszą klasę poddaństwa książęcego. Sam książę sprzyjał raczej swoim rzeczywistym, bezpośrednim poddanym niż bojarom. Nie mając bowiem w jego oczach uroku szlachectwa europejskiego, godności nie znanej wcale bojarstwu, niepokoiło go czasem toż bojarstwo fortuną pojedynczych magnatów, bliskich pokusie nieposłuszeństwa. Z własnego tedy poddaństwa wolał książę wybierać sobie doradźców i powierników. Jeźli któremu z nich uśmiechnęło się szczęście, tedy za łaską pańską, jak ów oblubieniec Jagiełłów Wojdyłło, postępował on z piekarczyka na dworzanina, starostę, wielkorządzcę, a w końcu żenił się nawet z siostrą książęcą. Gdy po którym z przednich bojarów kraju pozostawała córka z wielkim posagiem w dobrach, tedy wydawał ją książę najchętniej za prostego koniucha, byle chłop odważny, a wierny.
Taż sama klasa ludu dostarczała najwięcej urzędników książęcych. Bywali głównymi urzędnikami: namiestnik, tyle mniej więcej co wojewoda polski; cywun, tyle w powszechności co kasztelan albo starosta, i dziecki, wielki woźny książęcy, mający obowiązek dostawiać winowajców przed właściwe siedliska sprawiedliwości, która nad ludem spoczywała w ręku pana, nad bojarami w ręku namiestników i cywunów książęcych, a niekiedy zapewne także w zgromadzeniu gminnym pod gołym niebem, nazwanym kopa. Zresztą urzędowali jeszcze w imieniu księcia liczni poborcy podatkowi, poborcy ceł kupieckich, włodarze gospodarscy itp. A urzędowanie wszystkich odpowiadało grozie pana, któremu służbę pełnili. Pan srożał, urzędnik zdzierał. Już sama drapieżność tych służebników książęcych, przedmiot głośnych do późna skarg, usprawiedliwiałaby poprzednią wzmiankę o Oriencie i puszczy. Ale nie w tym to drapiestwie urzędniczym główna pobudka do porównania. Uwidomi się ona jeszcze bardziej w obrazie niższych warstw społeczności litewskiej. Przeciwny jej kraniec, niewolnicy i lud poddany, słuchał rozkazów p a n a . Wszelkim trybem ich życia była wola ich pana. W braku szeroko rozwiniętego rolnictwa, które by więziło poddanych w jednym głównym zawodzie pracy, zależało jedynie od woli pańskiej, czy oni służyli mu w lesie albo przy stadzie, w, oborze albo na rzece z siecią, przy uprawie ulubionego na Litwie lnu, z wrzecionem przy kądzieli lub też jako zbrojni „smerdowie” z łukiem i dzidą w ręku na wojnie. Toż do kierującej tym wszystkim woli pańskiej, do pana litewskiego, do pośredniczących między książęciem a poddaństwem bojarów Litwy pogańskiej przejdźmy teraz w opisie jej stanów i urządzeń społecznych. Niewolnik księcia swoją niemocą dysponowania majątkiem, swoją zawisłością w postanawianiu losu dzieci, swoim obowiązkiem służby wojennej i robocizny, skupiał on przecież w sobie wszystek cień jakiejkolwiek wolności w Litwie. Nawet wolny gdzie indziej „kmieć” liczył się tu w czambuł bojarstwa, które nie znając szlachectwa europejskiego obejmowało zarazem magnata i prostaka, byle nie poddanego cudzego. Tyleż swobody i tyle życia w społeczeństwie litewskim, ile w bojarze. Do czego on jest pochopnym, to samemu księciu wskazywało główną drogę czynności. Jak on żyje, tak cała Litwa żyje. A nie wiemyż, czym żyła Litwa pogańska?
Łupieżą – ciągłą, okoliczną, na wszystkie strony grasującą łupieżą. Toć nie dla czego innego, a jedynie dla ochronienia się od tej plagi zapragnęła Małopolska przyswoić sobie Jagiełłę, dała mu swoją królowę, wiedzie go teraz z krzyżem do Litwy. Stuletnia wojna. Krzyżactwem żywiła nie ustającym podpałem ten ogień wieczny. Trwała ta wojna tak długo, ponieważ walczyła z nieukróconą dziczą łupieską: dzicz łupieska nie mogła wzajem złagodnieć, ponieważ wojna krzyżacka wrzała wciąż burzą nad nią. Zaczem rok w rok łupieskie zagony w ziemie krzyżackie, mazowieckie i małopolskie, do Halicza, Krymu i Moskwy. Ile zaś razy słyszymy o tych napadach rozbójniczych, zawsze to nasz bojar wybiera się w główną sprawę swojego życia, i w tłumie swojej konnej czeladzi, kupą z tysiącem innych bojarów, pod wodzą tego lub owego książęcia, uderza za granicę po łup po chleb, po pieniądze za okup, po lepszą odzież, po wszystko. Nie zatrudniony gospodarstwem rolniczym, nie zajęty sprawami publicznymi, próżen zabiegów i roztargnień oświaty towarzyskiej, nie ma bojar co robić w domu – rusza więc w pole łupieskie. Nastał rok głodny, a bojar nie ma wyżywić czym rodziny – podobnież rusza w pole. Zapowiedział książę wojnę z księciem sąsiednim, a bojara doszedł rozkaz służby wojennej – znowuż więc w pole. Rozniosła się wieść o wielkiej wyprawie wojennej w księstwie ościennym, a bojar poczuł ochotę zasłynąć po śmierci w pieśni pogrzebnej – jeszczeż w pole na łup! Chcącemu nie brakło nigdy sposobności do czynu. Każdy rok znaczył się bojarowi pewną wyprawą, pewnym żniwem łupieskim. Jednym słowem – jak o tym znawcy starodawnej Litwy nader zrozumiale nam prawią, acz nawykłym do innego widoku rzeczy trudno nam zrozumieć całą rozciągłość tego krótkiego doniesienia – „aż do przyjęcia chrztu nie umiała Litwa orać, lecz żyła samym rozbojem”. Tylkoż ta powszechność łupieskiego życia narodu tłuma- czy niektóre jego rysy, niezrozumiałe skądinąd. Nie zadziwi np. niezmierna ilość zbrojnego ludu w każdej wyprawie wojennej lub łupieskiej, niezgodna na pozór z istotną szczupłością całego ludu, a łatwa do pojęcia, gdy zważym, iż to wszystek naród, iż to każdy bojar z całym tłumem swojej czeladzi, oczekując od dawna hasła na koń, pospieszał w pochód. Obudzony ciągłymi najazdami postrach narodów okolicznych umianował Litwę przydomkiem „ Chorobra Litwa! Dzika Litwa!” Przejście zaś tego zbójeckiego trybu życia z czasem w obyczaj rozmiłowało w nim naród, otoczyło go blaskiem rycerskości i chwały.
Nie znał nic zaszczytniejszego Litwin Chorobry, jak zasłużyć sobie na pochwalny przy pogrzebie śpiew tylusonów i lingusonów, sławiący jego bohaterstwo za życia. Wprawdzieć rozporządzenia papieskie w swojej prostocie ewangelicznej zarzucały tym bardom pogrzebowym, iż chwalą nieboszczykom kradzieże i rozboje, niegodziwości, złodziejstwa i tym podobne zbrodnie i grzechy”, lecz Litwie pogańskiej jeszcze przez mnogie lata pachnęły te starodawne „niegodziwości”. Jakoż nic nie sprawdza dowodniej smutnego stanu bojarstwa przed chrześcijaństwem, jak długie jeszcze trwania tej drapieżności pierwotnej po przyjętym już chrzcie. Za syna Jagiełłowego otrzymała Litwa pierwszy statut sądowy, wymierzony prawie wyłącznie przeciwko j e d n e m u przewinieniu, karanemu tu zwykle śmiercią. I jakiż to występek wymagał tak głębokiego wykorzenienia z obyczajów niedawnego pogaństwa? Oto właśnie owa bohaterska cnota tylusonów i lingusonów, grasująca zarówno pomiędzy ludem, jak i bojarstwem. W niektórych wypadkach można było dwa razy oczyścić się przysięgą; trzecie oskarżenie wiodło nieodzownie na szubienicę. A ponieważ dla wielości przewinień trudno było pamiętać, który z bojarów ile razy ulegał już żałobie, przeto musiano utrzymywać osobne księgi zbójeckie, tak zwane „czarne księgi”, kreskujące każdemu bojarowi liczbę oskarżeń. Ale cóż pomogła ścisłość sprawiedliwości, kiedy sami sędziowie dopuszczali się grzechu! Sędzia łupieżył w majątku obudwóch prawujących się stron, naznaczał umyślnie jak najwyższą karę pieniężną, aby tym większą od niej brać dziesięcinę, a chrobry bojar łotrzykował śmiało do trzeciej kreski. Nazywano to „żyć z kozactwa”, biorąc ten wyraz pospołu z tyła innymi zwyczajami od mistrzów zbójeckości, Tatarów. Nazwa „Kozactwo”, „Kozak” oznaczała pierwotnie jedną z pięciu hord Tatarstwa między Czarnomorzem a Wołgą, i to właśnie hordę najniesforniejszą, najgodniejszą pochwalnej pieśni tylusonów i lingusonów. Tyle wytkniętych powyżej cech powinowactwa pogaństwa litewskiego z Ordą, coraz bliższe z nią związki, wreszcie dawne osiedlanie się Tatarów pomiędzy Litwą, przywiodły łotrzykujących nowochrzczeńców litewskich do przybrania zwyczajów i miana walecznej ordy „kozackiej”. Kozaczył więc nasz bojar długo jeszcze po chrztu przyjęciu, kozaczył tym zawzięciej za dni pogaństwa i lubo nie mnogi liczbą, rzucał postrach na sąsiednie narody, gdyż rzadki gość w własnym domu ubogim, łupieżył bez ustanku na cudzej grzędzie.
Tymczasem w domu gospodarzyła mu żona. Jeżeli miał ich kilka, wiodła rej jedna, starsza. Gdy mąż za zarobkiem cwałował po cudzych stronach, ona zastępowała go nad czeladzią, przy jakim takim gospodarstwie w rodzinie. Gdy mąż wrócił wypocząć w domu, aby niebawem w nową ruszyć wyprawę, nie zdjęła go ochota zakrzątać się gospodarstwem. I w obecności męża ciężyło ono głównie na żonie. Ona doglądała wciąż bydła, żywiła męża pieczoną rzepą swego ogrodu, częstowała go „czarnym mlekiem” albo miodem swojej przyprawy, odziewała go w płótno swego wyrobu i farbiarstwa. Tym początkowa zastępczyni i sługa męża zamieniła się na koniec w właściwą panią domu. Niewolnica w pełnym znaczeniu słowa, kupowana przez męża od rodziców albo na targu, z przymusu sługi pracująca około domu, doszła żona litewska drogą skrzętnego służebnictwa do większej niż gdziekolwiek indziej wolności i samowładzy. W Polsce obyczaj oświeceńszy, oszczędzając niewieście znaczną część cięższej pracy domowej, nie dając jej w razie potrzeby trudzić się przed trybunały, utrzymywał ją tym samym w zupełnej bezwładności, w ciągłej potrzebie opieki. W Litwie sługa mężowska, własność swojego pana, jak kupiona, tak też wzajem sprzedana z dziećmi za niego, jeśli nie miał czym zapłacić karę sądową, używała żona wszelkiej swobody. Prawie całkiem z męska ubrana, do najtłumniejszych zborów męskich przyzwyczajona, nie wzdragała się Litwinka żadnego obowiązku męskiego, a będąc jedynaczką dziedziczką starościńską dzierżyła nawet pograniczne zamki warowne. W takim razie, wolna od wszelkiego hamulca, rozpasywała się można pani litewska niekiedy w zupełną nieobyczajność. Na wzór wielożeństwa męskiego, pozwalały sobie najzuchwalsze poganki dość często kilku mężów. Wraz z owym kozactwem małżonków przetrwała i samowładność żon litewskich w czasy pochrześcijańskie. Owszem, kiedy mężowie od dawna zapomnieli już o kozactwie, małżonki rządziły się wciąż jeszcze po staremu. Jak niegdyś Litwini swoim zbójectwem pogańskim, tak później Litwinki złym przykładem swoich obyczajów niechrześcijańskich niepokoiły wielce małżonków polskich. Czymże jednak bawił się bojar pogański będąc jakiś czas w domu? Ucztował z kuflem w ręku. W tym jednym słowie skupia się cała druga połowa pogańskiego życia bojarstwa. Jedna połowa zbierała łupy, druga trwoniła je w pijaństwie.
Tak właśnie rozliczają sumę pogańskiego żywota Litwy dokładniej .obeznani z nią spółcześnicy Jagiellończyków. „Aż do południa – prawi jeden z nich – lud litewski jest trzeźwy; dalszą część dnia trawi na biesiadach i przy pucharach.” „Panowie litewscy – oznajmia drugi – biesiadują od południa aż do północy, pchając i lejąc w siebie bez przestanku i miary.” Mowa tu o obyczajach nieco już okrzesanych. Za czasów pogaństwa, gdy podjazd łupieski stanowił główną sprawę bojarstwa, trzeźwym jego porankiem były wyprawy w cudze granice; spoczynek w domu pijanym popołudniem. A mając „czarne mleko” kobyle, czyli upajający kumus tatarski, mając wyborne miody, mając różne rodzaje piwa nie znało pijaństwo pogańskie niedostatku napojów. Przyprawiał je zaś stary Litwin przysmakiem pewnych wyobrażeń pogańskich, przypominającym niemało tatarszczyznę. Jak plemiennik Dżengischanów spólnie spełnioną czarę poczytywał za najściślejszy węzeł przyjaźni, tak i bojar pogański potrzebując towarzyszów do uraczenia się, a przeto rad gościom jak najliczniejszym, bratał się z nimi obowiązkowym przypitkiem, za który należało „niezawodną” wywzajemnić się ręką. Zaczem w ścisłej zgodzie braterskiej zasiadłszy z gośćmi o południu za stołem przypijał gospodarz do każdego z osobna, zachęcając do picia prośbami, naleganiem, a nawet obietnicą podarków. Jakoż odpowiadał każdy, jak mógł, a „najwaleczniejsi” otrzymywali rzeczywiście rozmaite podarki. Wyrzucenie z siebie wypitych czar witano jako szczęśliwą możność dolania nowych. I matrony pogańskie z dziewicami uczestniczyły w biesiedzie. Trwała ona aż do północy, zwyczajnej pory ułożenia się gości pod stołem. Nazajutrz taż sama uroczystość. Po tak namiętnym pijaństwie poznają niemieccy dziejopisarze swoich pobratymców w litewskopruskim pogaństwie. Gdy to pogaństwo połączyło się z Polska, zaleciały Polaków z Litwy pierwsze dymy tej pogańskiej „niegodziwości”. Gdyż jak wszystkie starowieczne narowy, tak i opilstwo nie zgasło za pierwszym pokropieniem wodą święconą. Obecnie za Jagiełły upajała się Litwa „kumusem” i miodem; za wnuków Jagiełłowych, kiedy Polacy nie obeznali się jeszcze nawzajem z różnymi pokusami swych pochrześników litewskich, stał się kraj nadniemeński najwcześniejszą ojczyzną gorzelń, tego już w wieku XVI „powszechnego siół litewskich przemysłu”. Dostąpiło zaś biesiadnictwo pogańskie tym większej powagi i wziętości, iż przedarłszy się nawet w dziedzinę nabożeństwa, jak rzeka od barwy gruntu, po którym płynie, zafarbowało się pewną barwą religijności.
Wszystkie obrzędy, wszystkie święta pogańskie obchodziły się wielkimi biesiadami. Kto więcej dał jeść i pić, ten bywał pobożniejszym. Dlatego to postrzegano, że tylko ci, którzy posiadali najwięcej środków do wyprawiania uczt, tj. bogacze, okazywali się najbardziej rozmiłowanymi w obrzędach bałwochwalstwa, lud zaś ubogi, nie mający co jeść i pić na cześć swoich bogów, nie dbał o nich. Wszakże i najuboższy miewał chwilę nieco mniej doskwierającego niedostatku. Była to chwila zbiorów jesiennych, kiedy jaki taki wydatek roli, owoce ogrodu i pasieki, młody przyrost obory zachęcały do uczty kilkudniowej. Natenczas co tylko żyje, bogactwo i ubóstwo, świętowało, biesiadowało. Wzmiankowana powyżej skłonność do ofiar i obrzędów guślarskich przeplatała ucztę aktami nabożeństwa. Nawet umarłych zapraszano do stołów. Życie i śmierć, zmysłowość ludzka i cześć bogów nadziemskich, wszystko mieszało się w jednym powszechnym szale biesiadnym. Rozniósł on najgłośniej sławę bałwochwalstwa Prusaków i Litwinów. Nie obejść się nam bez bliższego o tym wspomnienia. Oprócz powszednich ofiar, oprócz niektórych świąt poszczególnych, jak np. święto pasterzy Sekmine, święto kozła itp., liczą pogaństwu litewskiemu sześć do siedmiu głównych, powszechnych świąt. Wszystkie, jak powiedziano, łączyły się z biesiadami. Niektóre odprawiano z mniejszą, inne z większą okazałością. Polegając w większej lub mniejszej obfitości jadła i trunków zależała solenność święta głównie od pory, w którą przypadała ta albo owa uroczystość. W głodny przednówek mieli bogowie tylko od zamożnych chwałę biesiadną, cześć mniej tłumną i głośną; główne święta odbywały się w dostatniejszej jesieni. Do uroczystości pośledniejszych należał Nowy Rok, obchodzony paleniem roku dawnego w postaci starej kłody, a powitaniem nowego w obrazie małej łątki drewnianej. Później, w „gołębim” miesiącu kwietniu, następowała uroczystość bóstwa wiosennego Pergrubis, tak zwane „spotykanie wiosny”, przy czym po modlitwie wurszajta o urodzaj, po wielu różnym bogom ofiarach, odbywała się w każdej okolicy wielka uczta składkowa, spoina kilku osadom. Około św. Jana, w czasie znanym całemu pogańskiemu światu Sobótek, odprawiało pogaństwo litewskie podobneż „święto Rosy”, paląc ognie po wzgórzach, śpiewając i pląsając dokoła stosów. Z końcem września, po szczęśliwie zebranych plonach jesiennych, rozpoczynał się kilkutygodniowy szereg tłumnych uroczystości, poświęconych z kolei bóstwu Ziemiennikowi, cieniom zmarłych, bogowi Perkunowi, wreszcie bóstwu lnu Wajżgantowi.
Ponieważ teraz prawie bez przerwy szły po sobie „wielkie święto” Ziemiennikowe między wrześniem a październikiem, nieco późniejsze święto zaduszne Chauturej, czyli Dziady, dalej, listopadowe „długie święto” Perkuna, czyli ligi, w trzy dni po ligach lenne święto Wajżganta, przeto zdawał się cudzoziemcom ten cały przeciąg godowy jedyną uroczystością jesienną, pozbiorową, obchodzoną rozmaitym sposobem, a przed wszystkim, różnymi „pogańskimi biesiady, czyli k w a s a m i ”. Wtedy to rade było ciało swemu ucztolubnemu pogaństwu. Wtedy, według słów narzekania nad zmarłym, dziwiono się, gdy ktoś umarł, „mając jeść tyle i pić tyle”. Wtedy osobliwie sprawdzała się niepochlebna przypowieść, dochodząca nas z ust najdawniejszych apostołów prusko-litewskiego pogaństwa: „Prusaków bogiem brzuch!” Co powyższa wzmianka o ucztowaniu domowym przedstawiła nam w małej próbce, w szczupłym gronie znajomych, w obrębie czterech ścian, to teraz przez kilka tygodni powtarzało się na wielką stopę, w tłumie całego ludu, pod otwartym sklepieniem niebios, po szerokich przestrzeniach lasów. Nieraz, chcąc nie chcąc, zbytkowano z potrzeby. Gdy bowiem pod zimę zabrakło paszy dla bydła, musiał każdy gospodarz rzezać zbyteczną przewyżkę swojej obory, która inaczej mogła wyzdechać z głodu. Tak i pozór nabożeństwa, i przygody czasowe dopisywały biesiadom. Zaczem bądź to w „wielkie”, bądź w „długie” święto zbierał się lud sąsiedni w wielkie gromady, niekiedy pod strzechą szop przestronnych, nierzadko także w lasach. Każdy z gości prowadził z sobą pieczywo, napoje, drób, bydlęta domowe. Kadzie piwa i miodu, kupy gęsi, kur, cieląt i jagniąt, stosy chlebów i placków piętrzyły się dokoła stołów. W zagajenie uroczystości kładziono przed kapłanem kilka bydląt ofiernych, a ten odprawiał modły nad nimi i zabijał je laską. Za jego przykładem rzucała się cała rzesza na drób i bydło i podobnież bez krwi przelewu zabijała je kijmi. Po czym piekły się i gotowały ofiary, lud śpiewał tymczasem i stroił pląsy, a w końcu zasiadali wszyscy do uczty, odnawiającej się przez dni kilka. Najsolenniejsze bywały uczty zaduszne, tak zwane Chauturej, czyli Dziady. Te obchodzono niezmiennie w lasach, na szerokich tamże cmentarzach, czyli okopiskach pogańskich. Każda bowiem osada miała w mroku leśnym swój cmentarz, złożony z tylu mogił i nadmogilnych ognisk do palenia ciał zmarłych, ile było rodzin w osadzie.
W ten sposób pomiędzy osadami żyjących rozpościerały się w głębi lasów osobne krainy zmarłych. I owóż w takich borach cmentarnych zgromadzała się w święto Dziadów ludność całej przyległej okolicy. Przybywały znowuż obfite zapasy ofiar, żywności, przyodziewku dla zmarłych. Rozpoczynała się uroczystość wypoczynkiem i wielką ucztą składkową. Po kilku dniach ciągłego biesiadowania przystępowano do spólnej obiaty Perkunowi i do tak zwanego „karmienia zmarłych”. Każda osada udawała się na swój cmentarz, każda rodzina do swej mogiły. Tam w zimne ognisko wlewano krwi ofiernej, na plecionych z łubu siedzeniach stawiano misy z jadłem, zawieszano na gałęziach wkoło mogiły nową odzież dla zmarłych. W nocy zwierz leśny, ptactwo drapieżne albo też chrześcijańscy rębacze drzew masztowych wypróżniali misy, zdejmowali odzienie. Cóż za radość nazajutrz, gdy pogaństwo za powrotem znalazło strawę zjedzoną, odzież znikłą z gałęzi! A gdy zmarli nie pogardzili przekąską, godziło się i żyjącym powtórzyć ucztę. Nowe tedy gody, nowe biesiady! Najłagodniejsi, owszem, wcale stronni sędziowie swoich przodków pogańskich muszą przyznać, że „dawni Litwini prowadzili rozrzutne życie, trwonili na biesiady ofierne pracę całego roku”. Osobliwie te zaduszne bankiety pustoszyły fortunę. W ogólności cześć zmarłych stanowiła znaczną część wydatków i zachodów w życiu pogaństwa litewskiego. Zejście każdego człowieka rzucało za sobą cień długich ceremonij żałobnych. Wdowie nakazywał obyczaj przez dni 30 płakać na grobie męża, mężowi przez dni 8 na grobie żony. Prócz tego w trzeci, szósty i dziewiąty dzień po spaleniu lub zagrzebaniu ciała ponawiano obchód pogrzebny, połączony z tłumem gości i ucztą. W dzień czterdziesty odbywały się uroczystości szczególniejszego widoku. Kilkadziesiąt osób godowało przez godzin kilka, zachowując najsurowsze milczenie. Nie godziło się przy tej niemej biesiadzie ani wymówić słowa, ani brzęknąć naczyniem, ani dać szczeknąć psu. Każde bowiem przerwanie ciszy grobowej odstraszało cień nieboszczyka, a dla niego to głównie miała zastawiona być uczta. Podobnaż cisza panowała we wszystkich przybytkach bogów litewskich, dokoła wszystkich świątyń. Według najprawdopodobniejszego wykładu, nazwisko głównej stolicy bałwochwalstwa Prusaków i Litwinów, Romowe, nie znaczyło właśnie nic innego, jak „miejsce ciszy wieczystej”. Każdej nadto uroczystości pogańskiej, z wyjątkiem jednego święta Rosy,towarzyszyły również tajemnicze obrzędy na cześć zmarłych.
To nadawało całemu nabożeństwu, całemu życiu Litwy pewną barwę posępną. Najweselszej uczcie pogańskiej przypatrywali się zmarli. Śmierć i życie podawały sobie rękę przyjazną. Jak w szarym brzasku wschodu światło miesza się jeszcze z ciemnością, dzień z nocą, jak w ogólności każdy pierwiastkowy stopień wszelkiego życia w naturze zawiera w sobie właściwie dwa różne, lecz jeszcze zawikłane z sobą stopnie, które dopiero z czasem dojrzeją i wyosobnia się, tak w pierwiastkowym stanie społeczeńskiego bytu pogaństwa jakoby nie wyróżniło się jeszcze należycie istnienie od nieistnienia, życie od śmierci, społeczeństwo żyjące od społeczeństwa zmarłych. Stąd co pewnemu wyższemu stopniowi jestestwa i oświaty bywa powodem trwogi wewnętrznej – obecność trupa, pobliże śmierci, to w Litwie bałwochwalczej nie budziło żadnego wstrętu. Starodawne pogaństwo – mówi jeden z bliższych znawców społeczności litewskiej – nie miało żadnej obawy śmierci. Zaiste nie obawiało się śmierci, bo życie nie miało dla niego żadnej wartości. Jedyna jego przyjemność, kilkakrotna uciecha obżarstwa po długim głodzie, nad którą nawet zmarłym nie miano nic bardziej błogiego do życzenia w niebiosach, skąpo ostatecznie przymnażała mu ceny. Zwłaszcza gdy jak na niebie litewskim dwa miesiące słońca letniego okupywały się dziesięciomiesięczną zimą, tak na ziemi litewskiej kilka biesiad zbytku przepłacali ludzie nieskończenie dłuższym przeciągiem n i e d o s t a t k u . Ze względu na ten ostatni była Litwa pogańska prawdziwym krajem ubóstwa. W książęcej sferze narodu świeciły pozory bogactwa i przepychu, ogół ludności żył w nędzy. Pustynna natura ziemi, rządy niewoli, prostactwo i marnotrawne usposobienie narodu utrzymywały go w stanie pierwiastkowej nagości. Wszelkie jego wyobrażenia o bogactwie (świadkiem b r z u c h a t e bóstwo bogactw, Pilwite) skupiały się w pojęciu możności najedzenia się i napicia. Toż szydzono długo z dawnego ubóstwa Litwy podaniem, iż początkowi jej zwierzchnicy nie mieli do wzięcia od niej innego haraczu nad łub i łyka, godne owej rzepy pieczonej, którą syłali sobie darem magnaci. Przy łykach zaś i rzepie nie pytaj o srebro i o złoto. Nawet żelazo liczyło się do kosztowności nie znanych.
Nie widział go drewniany pług litewski, nie widziały go koła maży skrzypiącej, nie widziały ani kopyta, ani „miękkie” wędzidła końskie, owszem, nie znały go czasem nawet ręce wojowników litewskich, uzbrojone niekiedy w same pałki i kije, jakimi (według niezupełnie bajecznego podania) zawojowano pod te właśnie czasy Zawichost. Takiemu ubóstwu cóż bliższego nad głód? Srożał on dość zwyczajnie pomiędzy ludem litewskim, zniewalał go do zaprzedawania się w wieczną niewolę, zmuszał do uciekania się pod skrzydła drapieżnego sępa Krzyżactwa, bogatego zawsze w zapasy zboża. „Błogo ci, bracie!
– śpiewano nad umarłym – żeś przeniósł się do kraju, gdzie nie będzie panował Niemiec nad tobą!” A przecież, gdy głód przycisnął, zaludniały się pograniczne ziemie krzyżackie licznymi osadami wychodźców z Litwy. Przy takim nacisku jarzma ziemskiego, przy tak wielu plagach, a tak niewielu wdziękach żywota czegóż by Litwin pogański miał obawiać się śmierci? Jakoż nie tylko nie lękano się jej, lecz owszem przyspieszano ją sobie i innym. Według starodawnego zakonu pogaństwa, ktokolwiek w ofiarę bogom chciał się żywcem spalić na stosie, ten miłego niebu dopełniał czynu. W duchu tej obojętności o życie topili nieraz rodzice nowo narodzony płód żeński, tym mniej usposobiony do pasowania się z życiem, im bezbronniejszy płcią swoją. Toż samo spotykało dzieci chorowite, kaleki, zbyteczny ciężar społeczeństwa, nie mogocego w stanie z d r o w y m podołać życiu. Nie inny los czekał starców zgrzybiałych, matki schorzałe, którym właśni synowie skracali życie, ponieważ „nędza ludzka przykrą jest bogom”, a dnie bezwładnej starości tylko przymnażają nędzy powszechnej. Gdy brat lub krewny zapadł w ciężką chorobę, a zapytany o radę kapłan odpowiedział rodzinie, że wróżba przy ognisku ofiernym zapowiada mu długie cierpienie, natenczas doduszano chorego albo palono go na stosie. Niewolnik poczytywał sobie za los powszedni spłonąć tam razem ze swoim panem. Winowajca zarzucał sobie bez żalu stryczek śmiertelny. „Najłagodniejszy”, „najdobrotliwszy” z narodów ziemi przyswoił sobie obyczaje dziczy zwierzęcej. Życie ludzkie, jeszcze w późniejszych czasach „po wszystkich wsiach i wioskach marnotrawione szubienicą” w tych stronach, pozbyło wszelkiej ceny w pogaństwie. Smutek wisiał nad całym krajem pogańskim… Gdyby dawnym czasom pogaństwa, czasom mniemanego patriarchalizmu świeciła w istocie tak sielankowa niewinność i szczęśliwość, jak o tym niektórzy marzą i prawią, na cóż by im chrześcijaństwa?…
– śpiewano nad umarłym – żeś przeniósł się do kraju, gdzie nie będzie panował Niemiec nad tobą!” A przecież, gdy głód przycisnął, zaludniały się pograniczne ziemie krzyżackie licznymi osadami wychodźców z Litwy. Przy takim nacisku jarzma ziemskiego, przy tak wielu plagach, a tak niewielu wdziękach żywota czegóż by Litwin pogański miał obawiać się śmierci? Jakoż nie tylko nie lękano się jej, lecz owszem przyspieszano ją sobie i innym. Według starodawnego zakonu pogaństwa, ktokolwiek w ofiarę bogom chciał się żywcem spalić na stosie, ten miłego niebu dopełniał czynu. W duchu tej obojętności o życie topili nieraz rodzice nowo narodzony płód żeński, tym mniej usposobiony do pasowania się z życiem, im bezbronniejszy płcią swoją. Toż samo spotykało dzieci chorowite, kaleki, zbyteczny ciężar społeczeństwa, nie mogocego w stanie z d r o w y m podołać życiu. Nie inny los czekał starców zgrzybiałych, matki schorzałe, którym właśni synowie skracali życie, ponieważ „nędza ludzka przykrą jest bogom”, a dnie bezwładnej starości tylko przymnażają nędzy powszechnej. Gdy brat lub krewny zapadł w ciężką chorobę, a zapytany o radę kapłan odpowiedział rodzinie, że wróżba przy ognisku ofiernym zapowiada mu długie cierpienie, natenczas doduszano chorego albo palono go na stosie. Niewolnik poczytywał sobie za los powszedni spłonąć tam razem ze swoim panem. Winowajca zarzucał sobie bez żalu stryczek śmiertelny. „Najłagodniejszy”, „najdobrotliwszy” z narodów ziemi przyswoił sobie obyczaje dziczy zwierzęcej. Życie ludzkie, jeszcze w późniejszych czasach „po wszystkich wsiach i wioskach marnotrawione szubienicą” w tych stronach, pozbyło wszelkiej ceny w pogaństwie. Smutek wisiał nad całym krajem pogańskim… Gdyby dawnym czasom pogaństwa, czasom mniemanego patriarchalizmu świeciła w istocie tak sielankowa niewinność i szczęśliwość, jak o tym niektórzy marzą i prawią, na cóż by im chrześcijaństwa?…
A w obecnej chwili nadciągania Jagiełły przedstawiała Litwa widok tym posępniejszy, ile że pora zimowa okryła ją powszechnym całunem zaumarcia. W zamieci śnieżnej, po zamrożonych bagniskach nie wiodła żadna droga krajem bezludnym. Kierowano się wtedy jedynie gwiazdami, jak na morzu. Nader rzadko spotykałeś w drodze osadę ludzką; zaledwie dokoła książęcych tu ówdzie stolic tuliły się drewniane budynki miastka lichego. Głównym widokiem były lasy i lasy, święte i pospolite, pełne zwierza cennego, rysiów, łosiów, żubrów i koni dzikich. Pobliża gajów świętych odznaczały się rojami ułaskawionego ptactwa leśnego, które bezpieczne tam od ręki ludzkiej, znęcone strawą ofiar cmentarnych śmiele okrążało przechodnia. Gdzieniegdzie kryły się w mroku leśnym pogasłe ogniska cmentarzysk pogańskich rozpodzielone według ilości rodzin, istne osady zmarłych. Bardzo wiele osad żyjących nosiło cechę religijną, służąc za ulubione siedlisko czci tego albo owego bóstwa. Nie z dala od stolicy leżała wieś Gudełki, nazwana tak od nimf rzecznych; w innej okolicy inna, poświęcona Perkunowi; w trzeciej trzecia, własność Poklusa albo Kurka. Niekiedy na wzgórzach rozpościerały się pola święte. Po całym kraju wznosiły się mogiły starożytne. Dopiero z „krzyżem łąckim” miało mu przybyć nowe, weselsze życie. Lud spoczywał właśnie po uroczystościach jesiennych – ostatnich uroczystościach pogańskich. Przejazd dworu apostolskiego nie wywoływał w nim żadnej niechęci. Owszem, wystawność i okazałość, z jaką każda podobna wyprawa apostolska występowała zwyczajnie w kraju pogańskim, budziły ciekawość i dziecinny podziw w jego mieszkańcach, pociągały ku sobie ludność ubogą. Dlatego jednomyślnie z apostołem Słowian Pomorskich, św. Ottonem, starał się każdy rozkrzewiacz Ewangelii przybyć pomiędzy pogan, „bogaty w pieniądz złoty i srebrny, w postawy sukna i złotogłowia, w kosztowności wszelkiego rodzaju, nawet w zapasy zboża, wiezione za nim czasami na wozach pięćdziesięciu.” Temuż przypisać należy niezwykłą okazałość, która uświetniała teraźniejszą podróż Jagiełły w ziemię litewską. Jakeśmy widzieli przy wyjeździe, otaczała go wspaniała rzesza biskupów, książąt litewskich, mazowieckich i szląskich – wojewodów i kasztelanów polskich. Mnogie sanie ładowne wiozły za dworem obfitość towarów polskich, mianowicie sukien wełnianych, tego powszedniego wówczas dostatku ziemi polskiej.
Symbol odzyskanej chrztem niewinności, a przeto zwyczajny niegdyś podarek nowochrzczeńców, bywały białe szaty wełnianewielką pomocą przy każdej próbie nawracania pogaństwa w Europie. Szły one więc i za Jagiełłą w znacznej ilości. Jakoż skłoniwszy ku sobie całą Litwę płócienną, przyczynił się ten podarek sakramentalny niemało do rozstrzygnięcia losów bałwochwalstwa litewskiego w myśl dawnej przepowiedni krajowej. Gdyż oprócz wielu innych wpływów przeciwnych podkopywała jeszcze pogaństwo Litwy wróżba o niechybnym wkrótce upadku znicza. Przed wielą laty, w czasie budowania głównej świątyni pogańskiej w Wilnie, udał się jej książęcy założyciel do najsławniejszej wyroczni na Żmudzi z zapytaniem, jak długo będzie stała świątynia. Wyrocznia odpowiedziała: Jak długo pogaństwa w Litwie. A w domiar otrzymał książę od wyroczni dar pewnej liczby cegieł o znakach mistycznych z tym poleceniem, aby co roku wmurowywano po jednej cegle w ścianę świątyni. Przez lat sto dwadzieścia i jeden działo się zadość zleceniu. Na obecny rok 1387 pozostała cegła ostatnia, a znakiem jej był krzyż podwójny. Zaczem wypadło jedynie okazać się Jagiełłę z swoim chrześcijańskim orszakiem w Wilnie, a znikąd nie groził opór dziełu zbawienia. Początek roku 1387 sprowadził całą wyprawę apostolską do Wilna. Widok stolicy litewskiej odpowiadał poniekąd składowi całego państwa. Jak w państwie litewskim uderzała przed wszystkim różnica między polerownym i bogatym dworem książęcym a resztą ubogiego i dzikiego narodu, tak i stołeczny gród Litwy – osiadły na południowym wybrzeżu Wilii między tą rzeką a wpadającą tu do niej z prawa rzeczułką Wilną – składał się z dwóch wcale różnych połowic. Jedną połową było Wilno małe, ale warowne i zamożnie zabudowane, przez pogan zaludnione, Wilno książęce; drugą miasto rozległe, ale lichej budowy, po największej części przez cudzoziemców zamieszkane, Wilno chrześcijańskie. Tamto, książęce, w samo kolano Willi i Wilny wsunione, tworzyło jedną wielką warownię, złożoną z dwóch różnych zamków, Wyższego na Turzej Górze i Niższego, czyli Krzywego, u jej podnóża, a oblaną dokoła obudwoma rzekami i połączonym z nimi przekopem. Tu znajdowały się mieszkania książęce i gmachy dworskie, wielki posąg Perkuna, wieża, z której kapłani pogańscy przemawiali do ludu, wreszcie na tak zwanej „świętej łące” Szwintaroga naczelna świątynia pogańska, gdzie płonął wieczysty ogień Znicz, główna świętość narodu. Po tejże zamkowej stronie, wzdłuż Wilii, zieleniał ku zachodowi od zamku święty gaj na
Łukiszkach, wznosiła się ku wschodowi na Antokolu inna świątynia pogańska, leżały porozrzucane chaty pogańskie, jeszcze w dwieście lat później podobne tu do dawnej numy sielskiej. W kierunku południowym, w górę od nadrzecznej połowy miasta, na nierównie szerszej przestrzeni rozlegało się raczej kilka wiosek niż jedno wielkie miasto, kupiły się gromady ubogich, drewnianych domków, bez śladu ulic, przedmieść lub murów miejskich; kwitnęły pomiędzy nimi przestronne łąki, pola, ogrody. Była to chrześcijańska połowa Wilna, zaludniona przez cudzoziemców, w szczególności Niemców i Ruś, pomiędzy którymi liczyło się także wielu niechrześcijan, bądź to Tatarów, bądź Żydów. Według różnicy wyznania dzieliło się to chrześcijańskie miasto znowuż w dwie odrębne dzielnice, ruską i łacińską, czyli niemiecką. Dzielnica ruska zajmowała wschodnią stronę, wzdłuż Wilny, naprzeciw Antokolu, na trakcie do Połocka i Moskwy, a miała dla swoich mieszkańców cerkiew i jeden monaster ruski. W zachodniej dzielnicy łacińskiej, równoległej Łukiszkom, na drodze ku zachodniej połowie świata wznosiły się dwie świątynie łacińskie, kościół Św. Mikołaja i klasztor franciszkański. Z dwóch innych świątyń, z domu zakonu kaznodziejskiego i z kościoła Św. Krzyża, tuż ku pogańskiemu miastu zbliżonych, i może z tegoż właśnie powodu zburzonych za Olgierda, sterczały jeno zwaliska. Ze względu na niemiecką narodowość większej części tutejszych wyznawców obrządku łacińskiego zwano cały obrządek rzymski pospolicie wiarą niemiecką. W pośrodku tych różnoplemiennych zagród i domostw chrześcijańskiego Wilna rozpościerał się wielki dworzec kupiecki, niejako trzeci zamek wileński. Zastępując miastu sukiennice krakowskie, składał się on z mnóstwa kramów handlowych na dość obszernym placu, otoczonym dokoła warownym ostrokołem. Koncentrował się tu wszystek handel litewski, prowadzony prawie wyłącznie przez Niemców z Rzeszy, zwłaszcza z Wrocławia, z Inflant i Prus, a podający tu towary znad Odry i Bałtyku krainom Rusi wschodniej i południowej, jako też nawzajem drogocenna kupię stron południa i wschodu okolicom północnym i zachodnim. Stykały się w ten sposób na placu „domu kramnego” w Wilnie wyroby i płody najodleglejszych krajów, utrzymując dość żywy w tej stronie ruch handlowy. Ponieważ książęta niepoślednie z niego ciągnęli zyski, więc należało zachęcać napływ cudzoziemczyzny kupieckiej. W ogólności jak w Polsce, tak jeszcze bardziej w Litwie bywał cudzoziemiec bardzo pożądanym gościem dla książąt.
Wobec nieudolnej Litwy pogańskiej, w której pobratymcach łotewskich widziano do późna „półdzikich ludzi”, każdy przybysz niemiecki, a nawet ruski i polski celował przemysłem i zręcznością, odgrywał rolę cywilizatora. Znaczna przeto część spraw publicznych działa się w Litwie Jagiełłowej przez cudzoziemców. Niemieccy zbiegowie z Prus wychowywali Gedyminowiców, Rusini słynęli w wojsku litewskim jako najbieglejsi mistrzowie artylerii ówczesnej, rygajski przychodzień Hanko rządził Wilnem, był niejako ministrem przy dworze wielkoksiążęcym. Potrzeba podobnych pomocników nakazywała książętom litewskim zwabiać wszelką cudzoziemczyznę, pozwalać jej własną religię, nawet budować dla niej kościoły chrześcijańskie. Dzięki takiemu zbiegowi okoliczności przyrosła Wilnu pogańskiemu cała druga połowa chrześcijańska i stało się, że gdy obecnie Jagiełło wjechał z swoim orszakiem apostolskim na „dolny zamek”, tylko „jedna połowa Wilna” była do odrodzenia chrztem świętym. Przystąpiono tedy do aktu nawrócenia, którym ostatni ponocny kaganek bałwochwalstwa w Europie zgasł w powszechnym blasku jednego wielkiego słońca. Przed wszystkim obchodzi nas wiadomość, jakim też duchem, szczerą li wiarą, czy tylko pobudką polityki ożywiony był przy tym akcie główny apostoł Litwy, Jagiełło. Wszystkie rysy zwyczajów, charakteru i czynów syna Olgierdowego odpowiadają na to wiadomym już poniekąd upewnieniem o jego zupełnej w tym wypadku szczerości. Jagiełło wierzył głęboko w Boga chrześcijańskiego. Szczątek Krzyża Pańskiego w polskim klasztorze na Łysej Górze służył mu za przedmiot najkorniejszego po wszystkie dnie uwielbienia. Przed ważniejszymi wypadkami swoich rządów późniejszych zwykł on był pielgrzy- mować pieszo na górę, gdzie się przechowywała ta świętość chrześcijańska. W chwili ważenia się losów w szturmie bitwy z nieprzyjacielem widziano go zwyczajnie na kolanach przed krucyfiksem chrześcijańskim. W każdej podróży towarzyszył mu ołtarz chrześcijański, owszem, wszystek nieraz materiał drewniany do złożenia naprędce całkowitej świątyni. Od duchowieństwa chrześcijańskiego znosił król cierpliwie najboleśniejsze zarzuty. Podobnież niezliczone inne szczegóły żywota codziennego, częste posty, spowiedzi, wielkotygodniowe obrzędy itp. okazują Jagiełłę całą duszą wierzącym. Jakoż jedynie tą głęboką, niewinną wiarą okupywał on owo szczęście i błogosławieństwo niebios, które mu tak jasno świeciło, wynagradzał on tysiące przywar swoich.
Prostak, porywczy, zazdrosny, nie zważającyna nic w obudzonym raz gniewie lub podejrzeniu, dawał on jak dziecko łatwowierne powodować się lada podszeptem, lecz oraz jak mąż wielki kładł całą duszę w to, co uznał za dobre i zbawienne. Z całą też gorliwością głębokiej wiary jął się teraz Jagiełło nawrócenia ojczyzny swojej. Miano użyć ku temu wszelkich środków namowy, zachęty i zniewolenia. Odbył się wielki zjazd naradczy pod koniec postu. Oprócz przybyłych z Jagiełłą prałatów polskich, książąt litewskich i polskich, mnogich urzędników koronnych znajdowali się na nim jeszcze reszta książąt litewskich, mianowicie dawniej do Litwy wyprawieni Skirgiełł książę na Trokach, Witołd książę grodzieński, Korybut nowogrodzki, tudzież zawezwani do Wilna najprzedniejsi bojarowie litewscy. Po długich obradach stanęły bardzo ważne uchwały, których skutkiem teraźniejsze apostolstwo Jagiełły wezbrało szeroko poza granicę nawrócenia samychże p o - g a n . Objęto, owszem, teraźniejszą pracą apostolską wszystek dawniejszy zasiew chrześcijaństwa na Litwie w obrządku ruskim, czyli raczej w pewnej jego odrośli, odrośli dzikiej, poczytywanej przez chrześcijan zachodnich za nader szpetne kacerstwo, bliskie zupełnemu pogaństwu, a tym samym wymagające nowego chrztu. Był to tak zwany manicheizm, herezja orientalna przyjmująca dwojaką, tj. złą i dobrą naturę bóstwa, a z dawien dawna rozszerzona po wschodnio-południowych stronach Europy. Zagnieździwszy się mianowicie w Bośni i w ziemiach Rusi wschodniej wniknęło to kacerstwo z Rusinami wcześnie w Litwę pogańską. „Tacy sektarze manichejscy – dowiadujemy się od wielce wiarogodnego świadka onych czasów, biskupa kameraceńskiego Piotra – przemieszkując od wielu lat pomiędzy pogany litewskimi nie tylko większej niż w własnym kraju doznawali swobody, lecz nadto w mnogich domach panów litewskich mieli naśladowców swej wiary; skąd poszło, że mało w Litwie było kościołów szczepu wschodniego, które by nie były zarażone ich błędami. Owszem, lgnąc gęsto do tego chrześcijaństwa, utworzyli bojarowie litewscy jakoby nową sektę, nazwaną manicheizmem litewskim. Następnie ci błędni chrześcijanie przystosowywali swoje chrześcijaństwo coraz bardziej do poganizmu, tak iż trudno powiedzieć, czy pogaństwo litewskie pomieszało się z chrześcijaństwem, czy też chrześcijaństwo spłynęło się z pogaństwem.
Ciemnota duchownych, ich oddzielenie się z Kościołem swoim od społeczeństwa, upadek władzy zwierzchniej na Rusi, dopieroż prostactwo obyczajów do tyła zeszpeciły i przyćmiły tę sektę chrześcijaństwa wschodniego, że niektórzy poczytywali jej wyznawców raczej za pogan niż za chrześcijan. Bywali pomiędzy tą Litwą kacerską księża ruscy – prawi zawsze tenże sam świadek spółczesny – których żaden biskup nie święcił na kapłaństwo, ale oni sami jakby prawem dziedzictwa, synowie po ojcach, następowali po sobie na tę godność. Zbiegali też nieraz czerńce z Rusi do Litwy, którzy pożeniwszy się z córkami tamtych kapłanów przyjmowali obrządek manichejski i pełnili służbę Bożą w kościołach. Lud wiejski, mieszkający w pobliżu takich kościołów, odwidzał je czasami; największa zaś część trzymała się starego pogaństwa; inni jednej i drugiej wierze służyli”. Otóż wobec tak potwornego chrześcijaństwa nie mogło apostolstwo łacińsko-polskie pozostać obojętnym. Postanowili apostołowie krakowscy uważać owo kacerskie chrześcijaństwo za żadne i wyznawców jego nowym oczyszczać chrztem. Zachowano jednak ścisłą granicę w używaniu tego chrztu powtórnego. Lubo trudno było nieraz oznaczyć, azali który z chrześcijan ruskich wyznawał wiarę swoją w czystym obrządku wschodnim albo też w wyznaniu manichejskini, a tym samym był li tylko syzmatykiem lub wcale wątpliwym chrześcijaninem, kacerzem, na pół poganem, ograniczono przecież wznawianie chrztu do samych rodowitych Litwinów. Rusini w państwie litewskim mieli pozostać przy swoim greckim albo kacerskim chrześcijaństwie, a względem Litwy sformułowano w imieniu Jagiełły rozkaz przyjęcia chrześcijaństwa w następujący sposób: „Postanowiliśmy […] wszystkich rodowitych Litwinów płci obojej, wszelkiego stanu, powołania lub stopnia, w państwach naszych litewskich i ruskich zamieszkałych, skłonić i pociągnąć do wiary katolickiej i posłuszeństwa św. rzymskiemu Kościołowi […] bez względu na to, d o j a k i e g o k o l w i e k w y z n a n i a p o p r z e d n i o
b y n a l e ż e l i .” Zresztą nie obejmowało to postanowienie c a ł k o w i t e j jeszcze Litwy pogańskiej. Dotyczyło ono, jak się Jagiełło w innym miejscu wyraża, jedynie tych Litwinów, którzy zostawali pod bezpośrednim panowaniem Jagiełły i Skirgiełły, w księstwach wileńskim i trockim. Poza obrębem tych dwu głównych roisk pogaństwa osiedleni Litwini, poddani innych książąt litewskich, niewątpliwie nader nieliczni, zawisłymi byli swoją wiarą od rozkazu swych panów bezpośrednich.
b y n a l e ż e l i .” Zresztą nie obejmowało to postanowienie c a ł k o w i t e j jeszcze Litwy pogańskiej. Dotyczyło ono, jak się Jagiełło w innym miejscu wyraża, jedynie tych Litwinów, którzy zostawali pod bezpośrednim panowaniem Jagiełły i Skirgiełły, w księstwach wileńskim i trockim. Poza obrębem tych dwu głównych roisk pogaństwa osiedleni Litwini, poddani innych książąt litewskich, niewątpliwie nader nieliczni, zawisłymi byli swoją wiarą od rozkazu swych panów bezpośrednich.
A toć prawie cała Żmudź jeszcze, samo serce pogaństwa, podlegała od lat czterech rządom Zakonu niemieckiego, który nie troszczył się o jej wiarę. Tę resztę niedochrzczeńców czekało w bliższej lub dalszej przyszłości osobne wezwanie do chrześcijaństwa. Które aby tym łatwiej przyszło kiedyś do skutku, silono się nadać jak największą zupełność dziełu teraźniejszemu. Z różnych w tym celu środków pomocnych działały zapewne najpomyślniej środki zachęcające, nagrody za chrzest przyjęty. Były one rzeczywiście nader ponętne. Gdy chrześcijanie pierwszych wieków zwyczajnie męczeństwem przepłacali swoje odrodzenie w Chrystusie, Litwa pogańska, mianowicie bojarstwo litewskie otrzymywało za nie najcenniejsze swobody, pierwszą podstawę bytu obywatelskiego. Ułożony został w imieniu Jagiełły krótki, lecz nadzwyczajnie ważny dokument, zapewniający Litwinom „ochrzczonym albo chcącym się ochrzcić” swobody następujące. Naprzód, przyznawa im książę zupełną własność majątku, upoważniając ich do rozporządzania nim według woli, „jak szlachta Korony Polskiej”. Po wtóre, uzyskują oni spieszną sprawiedliwość sądową, wymierzaną jak w Polsce przez jednego sędzię i jednego „oprawcę”, czyli wykonawcę wyroków, w każdym kasztelaństwie, czyli powiecie. Dalej, mogą oni według upodobania wydawać za mąż swoje córki, synowice i krewne; żona po śmierci męża pozostanie przy majątku mężowskim; w razie powtórnych zaś ślubów spada majątek na dzieci albo rodzinę. Po czwarte, uwalnia książę bojarów od robocizny, z wyjątkiem powołania całej Litwy do budowy zamków książęcych. Po piąte, służba wojenna własnym kosztem i obowiązek „pogoni” nieprzyjaciela mają trwać w dawnej mocy. Po szóste, kto by odstąpił obrządku łacińskiego, traci te prawa. Spisano akt niniejszy w sam Popielec, dnia 20 lutego roku 1387. Przywiesili doń pieczęci wszyscy książęta obecni, litewscy, polscy i szląscy, tudzież towarzyszący Jagielle urzędnicy koronni, a pomiędzy tymi i nasz Bartosz z Odolanowa, czyli Więcborga, nowy wojewoda poznański. Nie była to więc karta swobód dla całego narodu, lecz zapewnienie nagród dla chrześcijan. Wzorem udzielonych im praw są wyraźnie nazwane „swobody polskie”, aczkolwiek jeszcze nader niezupełnie osiągnione przez świeżą szlachtę litewską. Rozumie się samo przez się, iż te wszystkie wolności płynęły jedynie Litwie możniejszej, bojarstwu litewskiemu.
Lud poddańczy, niewolnicy, nic nie uzyskali listem niniejszym. Jedyną ich zachętę do chrześcijaństwa stanowiły przygotowane dla nich białe szaty wełniane. Gdy te się zdarły, miała sama religia łagodzić ich niedolę. Równie stanowcze były środki przymusu. W dwa dni po onym przywileju popielcowym, dnia 22 lutego, stanął drugi dokument apostolski, obmyślający sposoby przełamania oporu i uchronienia posłusznych od przyszłego sprzeniewierstwa Rzymowi. Na mocy książęcego wszechwładztwa nad całym ludem powiedziano w nim głośno, iż ktokolwiek sprzeciwi się rozkazowi przyjęcia nowej wiary, będzie do niej „zmuszonym” – zmuszonym „karami cielesnymi”. Tym karom nie kładło sądownictwo litewskie żadnej granicy. Owszem, zwyczajne w takim razie użycie tortur zbliżało karę cielesną bezpośrednio do kary śmierci. Jakoż zgodnie z tą uchwałą książęcą opowiadają kroniki ruskie, że dwóch bojarów litewskich, już dawniej ochrzczonych w owo chrześcijaństwo kacerskie, a nie chcących teraz poddać się chrztu łacińskiemu skazał Jagiełło na takąż karę, na męki, w których obaj pomarli. Tym snadniej dały zastosować się środki zaradcze. Ograniczały się one na wzbronienie nowo ochrzczonej Litwie małżeństw z kacerską lub syzmatycką Rusią, mogących skazić prawowierność wyznania łacińskiego. Gdyby jednak przeciwko rozkazowi przyszło do skutku małżeństwo między Litwinem a Rusinką albo Rusinem a Litewką, natenczas ruski mąż i małżonka ruska ulegną temuż samemu przymusowi chrztu łacińskiego, pod tymże samym rygorem „kary cielesnej”. „Jeżeli bowiem – prawi dokument apostolski – w pierwotnych czasach za dopuszczeniem Bożym źli mieli możność przymuszać dobrych ku złemu, tym bardziej teraz z wyroków Boskich dobrzy mogą i powinni skłaniać i wzywać złych do dobrego.” Przywiedzione tu własne słowa onego czasu przedstawiają całą obecną misję łacińską w Litwie jako przywrócenie jedynie stanu dawnego. Wraz z Rusią apostołował tamże z dawien dawna obrządek rzymski. Przemogły atoli usiłowania wschodnie, przytłumiając zasiew łaciński. Teraz obróciła się kolej wypadków i wraca tryumf i chwała dawnej zasłudze. Do tej zaś zmartwychwstającej zasługi któż pilniejszą nad bracie zakonu św. Franciszka przyłożył rękę! Oni to od wielu pokoleń krzewili wiarę łacińską w Litwie, oni kładli tu życie za nią, oni też, nie kto inny, godni są miana, jakie im rzeczywiście teraz dawano: „apostołowie Litwy”.
Z tego względu całe obecne dzieło nawrócenia Litwy pogańskiej, całe obecne wznowienie krzyża rzymskiego w Litwie było zarazem tryumfem franciszkanów. Z ich też grona otrzymała stolica litewska obecnie pierwszego z swoich pasterzy łacińskich. Kilką dniami przed jednym i drugim dokumentem powyższym solenna karta fundacyjna z dnia 17 lutego uorganizowała Kościół litewski. Założone zostało biskupstwo łacińskie w Wilnie z siedmiu kościołami parafialnymi, w Miednikach, w Mejszagole, Wilkomierzu, Niemenczynie, Krewie, Hajnowie i w Obolczy ku stronom Białej Rusi. Wszystkie wzięły hojne uposażenie w dobrach książęcych. Mianowicie biskupstwo i kapituła wileńska, złożona z czterech prałatów i ośmiu prebend, otrzymały (oprócz dochodów bogatego probostwa Kłodawy w Polsce) zamek książęcy Turogno w Litwie, cztery wsie tuż pod Wilnem, dalej, Bakszty, Wojdyłłów, czyli niegdyś powiat Dubrowno, liczne sioła w powiatach drohickim, brzeskim, dubieńskim, różne daniny pieniężne, wreszcie gmach mieszkalny w zamku wileńskim i całą jedną część miasta Wilna wraz z wszystkimi domami i mieszkańcami. Rządy nowego Kościoła litewskiego i stolicę biskupią objął franciszkanin Andrzej Wasilo, tytularny biskup Seretu w ziemi mołdawskiej, niegdyś spowiednik królowej węgierskiej Elżbiety, Polak z domu Jastrzębców. Nowa katedra wileńska miała starodawnym zwyczajem chrześcijańskim stanąć na miejscu głównej świątyni pogańskiej, w obecnym razie na posadzie świątyni Perkunowej z ołtarzem Znicza na zamku. Zaczem przygotowawszy wszystko, co chciano postawić na zwaliskach przeszłości, przyłożono topór do jej pnia spróchniałego. Zwołano wszelkie pogaństwo okoliczne do Wilna i przedstawiono mu potrzebę zrzeczenia się dawnych baśni. Zdumiona Litwa wzdrygnęła się na to żądanie, mieniąc je niewdzięcznością i grzechem względem przodków. Niepoślednią też pobudką niechęci była obawa zemsty bogów pogańskich. Należało tedy przekonać publicznie o ich nieudolności. Gwoli temu rzucili się chrześcijanie do obalania świętości bałwochwalczych.
Zalany został Znicz święty i pogaszone ognie wieczyste. Padły pod siekierą święte dęby na zamku i w gaju na Łukiszkach. Powybijano święte węże, jaszczurki, zarównie nieświadome przyczyn dawniejszej czci, jak teraźniejszej zagłady. Przypatrując się tej ruinie pogaństwo zawodziło wielkim płaczem żałobnym. Ale tylkoż tyle oporu, tylko jęki i łzy spotkał przed sobą rozkaz książęcy. „Zresztą, nie śmiał nikt ani
Zalany został Znicz święty i pogaszone ognie wieczyste. Padły pod siekierą święte dęby na zamku i w gaju na Łukiszkach. Powybijano święte węże, jaszczurki, zarównie nieświadome przyczyn dawniejszej czci, jak teraźniejszej zagłady. Przypatrując się tej ruinie pogaństwo zawodziło wielkim płaczem żałobnym. Ale tylkoż tyle oporu, tylko jęki i łzy spotkał przed sobą rozkaz książęcy. „Zresztą, nie śmiał nikt ani
pisnąć” – mówi bratanek naocznych świadków zdarzenia. A gdy taka wola książęca padła, gdy obaczono, iż bóstwa pogańskie dają się bezkarnie gasić, ścinać, zabijać, ochłonęła z trwogi zgraja pogańska i oświadczyło plemię „płoche a lekkomyślne”, iż chce się ochrzcić.
Nastąpiła zatem katechizacja. Sam król pobożny pomagał w tym względzie polskim nauczycielom duchownym.
Najwięcej dziwiła pogan nauka o jednym Bogu. „Tak wielu bogów – mniemano – okazało się bezwładnymi, a jeden miałby większą mieć władzę?” Nie było atoli pory do rozumowań. Wkrótce uznano uczniów dojrzałymi do chrztu i zaczęto chrzcić ich z osobna. Każdy nowochrzczeniec dostał białą szatę wełnianą. Schludny, bogaty w oczach Litwina strój uszczęśliwił nędzę pogańską. W oka mgnieniu rozniosła się po kraju wiadomość o darze chrzestnym. Każdy pragnął go mieć, pragnął ochrzcić się. Zbiegały się zewsząd tłumy pogaństwa. Szczupła w stosunku garstka duchownych polskich nie mogła podołać ochotnikom. Nie godziło się przecież nie korzystać z powszechnego natchnienia. W takim położeniu chwytali się polscy apostołowie środka, nie znanego dotychczas w chrześcijaństwie. Zbierano pogaństwo w osobne gromady męskie i żeńskie i chrzczono je ryczałtem przez pokropienie wodą święconą. Każda gromada męska lub żeńska otrzymywała jedno i toż samo imię świętego albo świętej. Wychodziły w ten sposób spod kropidła całe tłumy litewskich Stanulów, Janulisów i Piotrulisów albo Katrin i Jadziuł. Możniejszych chrzczono ciągle z osobna. I ci biegli w zawody po nową wiarę. Żupany chrzestne podbiły serca bogaczów i ubogich, panów i niewolników. W powszechnym ubieganiu się o nie któż nas upewnić może, iż się nie działo w Litwie, co przy podobnym nawracaniu bałwochwalstwa zdarzało się nieraz gdzie indziej, mianowicie w Galii i Germanii pogańskiej. Niejeden pohaniec dawał tam chrzcić się po kilka razy, byle otrzymać kilka żupanów. Oto np. syn Karola Wielkiego, cesarz Ludwik, nawraca dzikich Normanów. Jednego dnia zbiegło się tylu pogan na dwór cesarski, że nie można było nastarczyć nowych sukien. Darzono więc nowochrzczeńców lada jako odzieżą. To ubodło ich do żywego. Wystąpił jeden spomiędzy nich, jakiś przedniejszy bojar normandzki, i wskazał z zgorszeniem na przywdziany sobie strój przeszarzały. „Już ze dwadzieścia razy – rzecze do księży – nadstawiałem kark pod chrzcielnicę, a zawsze nowiuteńkie dawaliście mi suknie; dziś, patrzcie, co za wór na mnie! Niech w nim pastuch chodzi, nie rycerz! Gdyby nie wstyd wracać nago do domu, odrzekłby
Nastąpiła zatem katechizacja. Sam król pobożny pomagał w tym względzie polskim nauczycielom duchownym.
Najwięcej dziwiła pogan nauka o jednym Bogu. „Tak wielu bogów – mniemano – okazało się bezwładnymi, a jeden miałby większą mieć władzę?” Nie było atoli pory do rozumowań. Wkrótce uznano uczniów dojrzałymi do chrztu i zaczęto chrzcić ich z osobna. Każdy nowochrzczeniec dostał białą szatę wełnianą. Schludny, bogaty w oczach Litwina strój uszczęśliwił nędzę pogańską. W oka mgnieniu rozniosła się po kraju wiadomość o darze chrzestnym. Każdy pragnął go mieć, pragnął ochrzcić się. Zbiegały się zewsząd tłumy pogaństwa. Szczupła w stosunku garstka duchownych polskich nie mogła podołać ochotnikom. Nie godziło się przecież nie korzystać z powszechnego natchnienia. W takim położeniu chwytali się polscy apostołowie środka, nie znanego dotychczas w chrześcijaństwie. Zbierano pogaństwo w osobne gromady męskie i żeńskie i chrzczono je ryczałtem przez pokropienie wodą święconą. Każda gromada męska lub żeńska otrzymywała jedno i toż samo imię świętego albo świętej. Wychodziły w ten sposób spod kropidła całe tłumy litewskich Stanulów, Janulisów i Piotrulisów albo Katrin i Jadziuł. Możniejszych chrzczono ciągle z osobna. I ci biegli w zawody po nową wiarę. Żupany chrzestne podbiły serca bogaczów i ubogich, panów i niewolników. W powszechnym ubieganiu się o nie któż nas upewnić może, iż się nie działo w Litwie, co przy podobnym nawracaniu bałwochwalstwa zdarzało się nieraz gdzie indziej, mianowicie w Galii i Germanii pogańskiej. Niejeden pohaniec dawał tam chrzcić się po kilka razy, byle otrzymać kilka żupanów. Oto np. syn Karola Wielkiego, cesarz Ludwik, nawraca dzikich Normanów. Jednego dnia zbiegło się tylu pogan na dwór cesarski, że nie można było nastarczyć nowych sukien. Darzono więc nowochrzczeńców lada jako odzieżą. To ubodło ich do żywego. Wystąpił jeden spomiędzy nich, jakiś przedniejszy bojar normandzki, i wskazał z zgorszeniem na przywdziany sobie strój przeszarzały. „Już ze dwadzieścia razy – rzecze do księży – nadstawiałem kark pod chrzcielnicę, a zawsze nowiuteńkie dawaliście mi suknie; dziś, patrzcie, co za wór na mnie! Niech w nim pastuch chodzi, nie rycerz! Gdyby nie wstyd wracać nago do domu, odrzekłby
się i waszej sukni, i chrztu waszego!” Czasem gdy zmienną ludność pogańską ogarnęła chęć nowej wiary, zdarzały się za granicą wypadki, iż poganie od przejezdnych apostołów napierali się chrztu, a ci lękając się podać im sposobność do grzechu onych Normanów albo z obawy ubliżenia prawom biskupa miejscowego musieli odmawiać im sakramentu. Tym samym więc cichym i łagodnym sposobem, jakim niegdyś przed pięcia laty zgasł ostatni wybuch pogaństwa za Kiejstuta, zajaśniało obecnie światełko nowej prawdy.
Po ochrzczeniu swojej pogańskiej „połowy Wilna”, nie naruszając wolności wyznania drugiej, przeważnie ruskiej połowy wybrał się Jagiełło około marca w podróż po kraju. Towarzyszyło mu w niej duchowieństwo łacińskie, a w każdym miejscu pobytu powtarzały się też same sceny apostolstwa co w Wilnie. Pobożny król nie tylko kazaniami do ludu pomagał kapłanom polskim, lecz owszem jako prawdziwy zesłannik Boży sam chrztu udzielał, a nawet książętom i panom polskim toż samo czynić kazał. Wszędzie burzono świątynie bałwochwalcze, stawiano krzyże i kaplice łacińskie, ogłaszano rozporządzenia na rzecz duchowieństwa nowego. Pozostały z mało co późniejszego czasu dwa edykta Jagiełły podobnej treści, wydane w języku ruskim do cywonów, czyli starostów książęcych. Przytaczamy je w starożytnym przekładzie polskim. „Władzisław, Bożej miłości król polski i litewski, ruski i innych ziem pan. Objawiamy tym listem wszystkim cywonom, kto na nie poźrzy albo będzie czcił. Daliśmy księdzu biskupowi po wszystkiej ziemi litewskiej, gdzie się jemu polubi, postawić cyrkiew. Aby każdy cywon był jego posłuszen, jako mnie samemu. Co on rozkaże, to jemu uczyńcie, a dawajcie jemu cześć. A kolko jego ludzi przydanych pod którym cywonem są, sami nie obydźcie (nie krzywdźcie), a w obidę drugiemu nie dawajcie, a którzy będą jego ludzie w niektórej krzywdzie, to jemu sprawcie. Na toż daliśmy swój list pod naszą pieczęcią na wszystko prawo, cośmy ku świętym kościołom przyłączyli. Wszelki cywon da temu poradzenie, jako w tym liście napisano. Co byśmy to naleźli udziałano. Aby się nam nigdy o to nie żałowali. A który cywon tego nie uczyni, a będą potem nań skarżyć, będzie karan bez miłości. A to się stało w Lidzie…” Trwał ten objazd apostolski kilka miesięcy. Oprócz starań duchownych upamiętniły go także inne postanowienia rządowe. Dnia 22 marca w Mereczu przyrzekł król mieszczanom
Po ochrzczeniu swojej pogańskiej „połowy Wilna”, nie naruszając wolności wyznania drugiej, przeważnie ruskiej połowy wybrał się Jagiełło około marca w podróż po kraju. Towarzyszyło mu w niej duchowieństwo łacińskie, a w każdym miejscu pobytu powtarzały się też same sceny apostolstwa co w Wilnie. Pobożny król nie tylko kazaniami do ludu pomagał kapłanom polskim, lecz owszem jako prawdziwy zesłannik Boży sam chrztu udzielał, a nawet książętom i panom polskim toż samo czynić kazał. Wszędzie burzono świątynie bałwochwalcze, stawiano krzyże i kaplice łacińskie, ogłaszano rozporządzenia na rzecz duchowieństwa nowego. Pozostały z mało co późniejszego czasu dwa edykta Jagiełły podobnej treści, wydane w języku ruskim do cywonów, czyli starostów książęcych. Przytaczamy je w starożytnym przekładzie polskim. „Władzisław, Bożej miłości król polski i litewski, ruski i innych ziem pan. Objawiamy tym listem wszystkim cywonom, kto na nie poźrzy albo będzie czcił. Daliśmy księdzu biskupowi po wszystkiej ziemi litewskiej, gdzie się jemu polubi, postawić cyrkiew. Aby każdy cywon był jego posłuszen, jako mnie samemu. Co on rozkaże, to jemu uczyńcie, a dawajcie jemu cześć. A kolko jego ludzi przydanych pod którym cywonem są, sami nie obydźcie (nie krzywdźcie), a w obidę drugiemu nie dawajcie, a którzy będą jego ludzie w niektórej krzywdzie, to jemu sprawcie. Na toż daliśmy swój list pod naszą pieczęcią na wszystko prawo, cośmy ku świętym kościołom przyłączyli. Wszelki cywon da temu poradzenie, jako w tym liście napisano. Co byśmy to naleźli udziałano. Aby się nam nigdy o to nie żałowali. A który cywon tego nie uczyni, a będą potem nań skarżyć, będzie karan bez miłości. A to się stało w Lidzie…” Trwał ten objazd apostolski kilka miesięcy. Oprócz starań duchownych upamiętniły go także inne postanowienia rządowe. Dnia 22 marca w Mereczu przyrzekł król mieszczanom
wileńskim nadać miastu przywilej prawa magdeburskiego, zostawiając je tymczasem pod starostą książęcym. Dnia 28 kwietnia, „na łowach skonsterskich”, otrzymał Jagiełłów brat, Skirgiełło, w przydatek dotychczasowych posiadłości Trok itd. mnogie inne ziemie i zamki, mianowicie Swisłocz, Bobrujsk, Rzeczycę, Połtesk i jedenaście dalszych grodów z całym księstwem połockim. I nie ograniczyła się na tym fortuna księcia trockiego. Wierny pomocnik bratu w wszystkich dotychczasowych sprawach z Kiejstutem i Krzyżakami, w zabiegach o Jadwigę, w walkach z nieprzyjaciółmi, zasługiwał Skirgiełło jeszcze większą nagrodę. Jakoż padła mu ona w tej porze. Mając przebywać zwykle w Koronie, nie mógł Jagiełło pozostawić Litwę bez pewnego zwierzchnictwa najwyższego. Starodawny zwyczaj wymagał takowemu zwierzchnictwu nazwy „wielkoksiążęcej”. Owóż wielkim księciem litewskim, zwierzchnikiem nad resztą książąt litewskich, pełnomocnym zastępcą swoim mianował teraz król Władysław Skirgiełłę, zachowując sobie tytuł książę „Najwyższy”. Skutkiem tego złożyli naprzód niektórzy panowie litewscy hołd uległości Skirgielle, a dnia 18 czerwca w Lidzie dopełnił on tegoż samego obowiązku względem Jagiełły i Korony, tych „Najwyższych” zwierzchników Litwy. Ze Skirgiełłą też jako z wielkim księciem litewskim i z królem Władysławem Jagiełłą zawiera w pierwszych dniach lipca na polu Kurceńskim mistrz kawalerów inflanckich, niedawny nieprzyjaciel i sprzymierzeniec nieprzyjaciół Jagiełły, zawieszenie broni na rok. Miał Jagiełło zwidzić jeszcze Połock i Witebsk i uśmierzyć tlejące tam od dawnych lat niechęci. Pewniejsze atoli ślady przedstawiają go powracającym nagle do Polski. Pod koniec lipca roku 1387 znajdował się król w Krakowie i pełnił tam akty zwierzchnictwa najwyższego. Znacznie więc wcześniej niż zwykle przypuszczają, zapewne już z końcem czerwca, stanął dwór podróżny z powrotem w Wilnie. Pozostały tam jeszcze niektóre ważne sprawy do załatwienia. Nie obeszło się przed wszystkim bez dalszych starań o wkorzenienie wiary łacińskiej. Wzniosły się dwa nowe kościoły rzymskie, jeden Św. Marcina w zamku wileńskim, drugi Św. Jana w mieście. Tak nowej katedrze litewskiej, jako też reszcie kościołów nadesłała królowa Jadwiga obfity zapas kielichów, obrazów, mszałów, ornatów i tym podobnych przyborów. O tymże czasie odbyły się uroczystości weselne młodego księcia Mazowsza, Ziemowita, i siostry Jagiełłowej, Aleksandry. Nareszcie ozwał się w tej porze
godny pamięci głos, który w latach następnych nader huczne sprawić miał echo. Było tym głosem słówko „Pomorza dziedzic i pan”, wtrącone pomiędzy inne tytuły króla Władysława Jagiełły, a przypominające sprawę z Krzyżakami o ten klejnot posiadłości zakonnych. Nie widome jeszcze w intytulacjach królewskich z czasów przed obecną wyprawą apostolską, pojawia się ono znienacka w tej podróży duchownej już to z końcem roku zeszłego w Łucku, już to osobliwie w chrzestnych dokumentach wileńskich. Polacy ujrzeli w nim pożądane świadectwo, iż król Władysław zamyśla w istocie dopełnić zaprzysiężonego odzyskania dawnych uszczerbków Korony. Dla Krzyżaków zaś w samym ognistym komecie, który tymi czasy siał postrach z nieba na ludy, nie pałała tak straszna przepowiednia, jak w tym słówku złowrogim. Zarazem z tą niepomyślną dla teutonizmu wróżbą rozbiegła się po całym dalekim świecie wiadomość o chrzcie pogaństwa litewskiego. Bądź to już teraz, bądź dopiero po wspomnianym niegdyś liście papieża Urbana VI do książąt i panów polskich w przedmiocie małżeństwa Jagiełłowego z Jadwigą wyprawione zostało poselstwo królewskie do Watykanu, niosące należną sprawę z apostolskich czynności w Litwie. Złożył ją u stóp papieża Urbana poznański biskup Dobrogost Nałęcz z Nowego Dworu, szczęśliwszy tym razem w swojej podróży rzymskiej niźli przed laty kilku, kiedy jadącego po arcybiskupstwo do stolicy papieskiej zatrzymano w Treviso na żądanie króla Ludwika. Po podobnym uwięzieniu Mikołaja Trąby w ziemi rakuskiej był to pierwszy poseł Jagiełły, który stanął przed obliczem papieskim. Przywiezione przezeń wieści litewskie przejęły niezmierną radością serce ojca św. Oprócz nawrócenia ostatniej społeczności pogańskiej w Europie jaśniała w nich nadzieja coraz dalszego wpływu Rzymu na Wschodzie, coraz bliższej unii chrześcijaństwa wschodniego z Rzymem. Czysta przez się sprawa małżeństwa Jagiełłowego zajaśniała teraz w zupełnej niewinności. W niedługim przeciągu od dnia 31 grudnia 1387, tj. od daty onego listu Urbanowego do panów polskich, po marzec i kwiecień r. 1388 zatarły się ostatnie ślady zaskarżeń krzyżackich przeciwko prawności ślubów krakowskich. Dnia 11 marca i 17 kwietnia tego 1388 roku wyszły dwa nowe pisma papieskie, zawiązujące najprzyjaźniejszą zgodę między dworem rzymskim a królem polskim. Przyniósł je „najprzewielebniejszy kardynał Bonawentura, z przezacnego rodu Peraga, Paduańczyk” – słynny stąd za granicą, mianowicie w kronikach swojego rodzinnego miasta we Włoszech, jako główny (zdaniem Paduańczyków) spółuczestnik
Jagiełłów w dziele nawrócenia pogan litewskich.
Pierwsze z tych pism papieskich zatwierdziło fundacją biskupstwa wileńskiego, mianując biskupa Dobrogosta egzekutorem bulli konfirmacyjnej. Drugie zwiastowało łaskę i błogosławieństwo ojca św. „najukochańszemu synowi Władysławowi”, któremu papież jedynie dlatego nie wcześniej nadesłał to powitanie, ponieważ ze strony króla nie stanęło wcześniej uroczyste poselstwo w Rzymie. Zresztą płynie list papieski najpochlebniejszymi wyrazami przyjaźni. Nie umiejąc pisać i czytać, nie rozumiejąc nadto języka łacińskiego, z jakąż przyjemnością przysłuchiwał się pobożny syn Olgierdów odczytywaniu i przekładowi słodkich pochwał ojca św.: „Pomiędzy wszystkimi królami ziemi pierwsze tobie miejsce w uczuciach przychylności św. Kościoła rzymskiego, matki naszej! Witaj, najukochańszy synu, sługo wierny, który za uczynki twoje osiągnąłeś godną nagrodę, gdyż koronę majestatu ziemskiego i zapewne niebieską kiedyś koronę. Ciesz się, synu, że mając zginąć z całym narodem jak skarb ukryty zostałeś znaleziony! Ciesz się w głębi twej duszy, iż tak wielka sława krąży po świecie o dziele twoim i że tak ukochany i miły spoczywasz w blasku chwały na łonie matki – Kościoła!” Gdy ojciec św. cieszy się w ten sposób zasługą Jagiełłową, gdy Jagiełło niebawem opuścił w cale Wilno i Litwę, aby wrócić spiesznie do Polski, rzućmy okiem na Litwę po odjeździe królewskim. Wszystko, ziemię, język, życie społeczne, wiarę, zmienił w niej kilkumiesięczny pobyt Jagiełły z Polakami. Ziemia, zacieniona dotychczas mrokiem tysięcznych gajów świętych, teraz wyrąbanych i wytrzebionych, zaczęła wyjaśniać się coraz przestronniejszymi polanami, przeistaczającymi się w żyzne role. Po tych polach, na zrębie gajów świętych, z ust licznego duchowieństwa polskiego brzmiał coraz głośniej i szerzej język polski, bliski zwycięzca zagnieżdżonej tu od dawniejszego czasu ruszczyzny. Przemawiający teraz z polska bojar litewski, dumny z otrzymanych świeżo przywilejów katolickich, mniemał zbliżać się tym coraz bardziej do swego odtąd wzoru, do wolnej szlachty polskiej. Pozostawała wprawdzie niezmierna jeszcze różnica między szlachectwem p o l s k i m , odstrychniętym swoją szlachetnością od gminu, dysponującym wolnie swoją koroną, swobodnym od wszelkiej powinności danniczej, a bojarstwem litewskim, zmieszanym i ciągle mieszającym się z czernią, uległym swoim książętom jako panom dziedzicznym, związanym ciągle powinnością danin i służebności. Łatwe atoli uzyskanie wolności rozporządzania majątkiem
Pierwsze z tych pism papieskich zatwierdziło fundacją biskupstwa wileńskiego, mianując biskupa Dobrogosta egzekutorem bulli konfirmacyjnej. Drugie zwiastowało łaskę i błogosławieństwo ojca św. „najukochańszemu synowi Władysławowi”, któremu papież jedynie dlatego nie wcześniej nadesłał to powitanie, ponieważ ze strony króla nie stanęło wcześniej uroczyste poselstwo w Rzymie. Zresztą płynie list papieski najpochlebniejszymi wyrazami przyjaźni. Nie umiejąc pisać i czytać, nie rozumiejąc nadto języka łacińskiego, z jakąż przyjemnością przysłuchiwał się pobożny syn Olgierdów odczytywaniu i przekładowi słodkich pochwał ojca św.: „Pomiędzy wszystkimi królami ziemi pierwsze tobie miejsce w uczuciach przychylności św. Kościoła rzymskiego, matki naszej! Witaj, najukochańszy synu, sługo wierny, który za uczynki twoje osiągnąłeś godną nagrodę, gdyż koronę majestatu ziemskiego i zapewne niebieską kiedyś koronę. Ciesz się, synu, że mając zginąć z całym narodem jak skarb ukryty zostałeś znaleziony! Ciesz się w głębi twej duszy, iż tak wielka sława krąży po świecie o dziele twoim i że tak ukochany i miły spoczywasz w blasku chwały na łonie matki – Kościoła!” Gdy ojciec św. cieszy się w ten sposób zasługą Jagiełłową, gdy Jagiełło niebawem opuścił w cale Wilno i Litwę, aby wrócić spiesznie do Polski, rzućmy okiem na Litwę po odjeździe królewskim. Wszystko, ziemię, język, życie społeczne, wiarę, zmienił w niej kilkumiesięczny pobyt Jagiełły z Polakami. Ziemia, zacieniona dotychczas mrokiem tysięcznych gajów świętych, teraz wyrąbanych i wytrzebionych, zaczęła wyjaśniać się coraz przestronniejszymi polanami, przeistaczającymi się w żyzne role. Po tych polach, na zrębie gajów świętych, z ust licznego duchowieństwa polskiego brzmiał coraz głośniej i szerzej język polski, bliski zwycięzca zagnieżdżonej tu od dawniejszego czasu ruszczyzny. Przemawiający teraz z polska bojar litewski, dumny z otrzymanych świeżo przywilejów katolickich, mniemał zbliżać się tym coraz bardziej do swego odtąd wzoru, do wolnej szlachty polskiej. Pozostawała wprawdzie niezmierna jeszcze różnica między szlachectwem p o l s k i m , odstrychniętym swoją szlachetnością od gminu, dysponującym wolnie swoją koroną, swobodnym od wszelkiej powinności danniczej, a bojarstwem litewskim, zmieszanym i ciągle mieszającym się z czernią, uległym swoim książętom jako panom dziedzicznym, związanym ciągle powinnością danin i służebności. Łatwe atoli uzyskanie wolności rozporządzania majątkiem
zawierania związków rodzinnych, tudzież swobody od robocizny, ośmielały do również dumnych nadziei na przyszłość. Najmniej łatwo dojrzewała zmiana duchowa, odrodzenie się w wierze. Od poganina do chrześcijanina prawdziwego wiodła daleko dłuższa droga niż od bojara do szlachcica polskiego. Doznała Litwa w tej mierze losu wszystkich nowo nawróconych narodów. Wszędzie młodzieńcze chrześcijaństwo musiało walczyć z starymi zabobony. Najpowszechniej rodziła się stąd dziwotworna mieszanina obudwóch sprzecznych żywiołów. Tylko celniejsze umysły lgnęły całkowicie do nowej wiary lub stały surowo przy dawnym obyczaju; ogół służył najchętniej obudwóm bogom. Nie dowierzając zarówno jednemu i drugiemu, lękając się obudwóch, poczytywały tłumy za rzecz najbezpieczniejszą kierować się rozumem onego króla nowo ochrzczonych Węgrów, który mawiał o sobie, iż jest dość bogatym, aby nieść ofiary bożkom pogańskim i Bogu chrześcijańskiemu – lub też iść za przykładem owych Słowian Arkońskich, którzy wróciwszy do bałwochwalstwa postawili św. Wita na pogańskim ołtarzu swoim i uderzali mu czołem. Toć i owe dwie świeczki, którymi Jagiełło w Poznaniu uczcić chciał zarazem Boga i czarta, a które do późna jako obyczaj bałwochwalczy wyrzucano chrześcijaństwu wschodniemu, nie skądinąd początek wzięły. Jakoż w ogólności sam król Jagiełło, lubo tak pobożny i szczery w swojej wierze, dawał przykład poniewolnej zamieszki pojęć. Z najgorliwszą praktyką nabożeństwa katolickiego łączyły się w nim (jakeśmy to słyszeli) jakieś gusła niechrześcijańskie, jakieś okręcanie się trzykroć w koło przed każdym wyjściem, jakieś rzucanie słomy i spluwanie za sobą, jakieś mięcie w palcach i opłukiwanie świeżo zgolonych włosów itp. O ileż szpetniejszych narowów dopuszczał się w tej mierze pozostawiony sobie samemu gmin! Osobliwie niewiasty wracały chętnie do tych pogańskich zabobonów, żywiły żal za przeszłością. Właściwi nauczyciele zaniechanej wiary, kapłani pogańscy, musieli po największej części przyjąć chrześcijaństwo. O ostatnim arcykapłanie Lizdejku, wygnanym z owej świątyni Perkunowej w dolnym zamku wileńskim, opowiadano sobie, iż schronił się do Kiernowa i tam w dzikiej, leśnej odludni pędził żywot kryjomy. W takim podupadnięciu ducha bałwochwalczego same tylko kobiety litewskie śmiały żałować
dawnych bogów, niecić ostatnią iskrę przywiązania do wiary ojców.
„Kto nam teraz ześle deszcz – narzekały niepocieszone – kto nam ześle pogodę, gdy w nowej wierze nie ma osobnych bóstw, które by się troszczyły o to wyłącznie.” Ulubione zdanie pogaństwa: „Więcej może wielu bogów niźli bóg jeden!”, znachodziło żałosny wszędzie odgłos. Krążyły z cicha wieści, iż popioły zalanych ogniów świętych ciągle jeszcze są ciepłe. Dalej jednakże nie ważyły posunąć się smutki po dawnej wierze. Groza niewoli i omdlałość samegoż bałwochwalstwa przytłumiały wszelką chętkę oporu. Skończyło się na owym zamęcie wyobrażeń, na dziwacznej zamieszce obrzędów nabożeństwa. Gdy kapłani chrześcijańscy ochrzcili raz dzieci nowo nawróconego pogaństwa, rodzice zanurzali je znowuż w święte niegdyś rzeki pogańskie, jakoby w drugi, pogański chrzest. Po spowiedzi chrześcijańskiej sprawiano bałwochwalczą biesiadę z ofiarami starodawnego pogaństwa, „dla zatopienia grzechów”. Cmentarze chrześcijańskie stały pustką, a zmarłych swoich grzebała każda rodzina najchętniej w mroku leśnym, wśród mogił przodków. Matkę Boską chrześcijańską powinowacono z rodzicielką Perkuna, Perkunią albo Perkunatele, tworząc sobie jakieś nabożeństwa do „Najświętszej Panny Perkunateli”. Im trudniej zaś nowa wiara krzewiła się i rozwijała w umysłach, tym troskliwiej należało ją pielęgnować. Władysław Jagiełło poświęcał jej przez cały czas panowania swojego niezmordowaną pieczołowitość. Jak w opisanym tu akcie ochrzczenia kraju, tak i w ciągu dalszego apostolstwa nad Litwą dopomagał on bądź to opieką i hojnością, bądź osobistym trudem wszelkim usiłowaniom duchownych. Ile razy zdarzyło mu się bawić w Wilnie, tylekroć żaden obrzęd kościelny, żadna procesja łacińska nie obeszły się bez obecności królewskiej. „Widzieliśmy na własne oczy – piszą do Rzymu komisarze papiescy zadając fałsz doniesieniom Krzyżaków o zupełnym prawie nieistnieniu chrześcijaństwa rzymskiego w Litwie – jak po ulicach stolicy Wilna przeciągała procesja duchowieństwa łacińskiego, za którym z przykładną pokorą i pobożnością postępował król Władysław, a za nim liczny orszak ludu prawowiernego.” Ledwie też obecnie w roku 1387 jakieś ważne sprawy rządowe powołały króla do stolicy polskiej nad Wisłę, już w kilkanaście tygodni później wraca on znowuż w te strony wschodnie, mianowicie najsamprzód na Ruś Czerwoną, gdzie tymi czasy równie ważna jak na Litwie odbywała się zmiana. Towarzysząc Jagielle w tej nowej litewsko-ruskiej wycieczce obeznajmysię teraz z wypadkami na Rusi.http://www.suknie.cba.pl/Jadwiga/Jadwiga19-10.php FBZKZ K. Szajnocha Wydanie Drugie poprawione T.III
Karol Szajnocha (ur. 20 listopada 1818 w Komarnie, zm. 10 stycznia 1868 we Lwowie) - polski pisarz, historyk, patriota i działacz niepodległościowy.
Był synem zniemczonego Czecha Wacława Scheinoha-Vtelenský'ego i Marii z Łozińskich (jego kuzynami byli pisarze Walery i Władysław Łozińscy). Ojciec Szajnochy, z wykształcenia lekarz, porzucił zawód medyczny i osiadł w Galicji jako tzw. mandatariusz. Nie wysługiwał się władzom austriackim, zżył się ze społeczeństwem polskim, nauczył się mówić po polsku, ożenił się z Polką i spolszczył tak dalece, że dzieci wychował na Polaków. Polakiem czuł się od lat najmłodszych Karol, który początki nauki pobierał w domu, a następnie uczęszczał do szkół średnich w Samborze i we Lwowie. W szkole średniej starał się zatrzeć ślady swego niepolskiego pochodzenia, zmieniając stopniowo pisownię nazwiska (Scheynoha de Wtellensky, później Szejnoha de Wtellensky, wreszcie Szajnocha). W 1834, w gronie kolegów szkolnych założył konspiracyjne „Towarzystwo Starożytności" mające na celu gromadzenie i referowanie wiadomości o istniejących w kraju zabytkach przeszłości. członkami jego byli nie tylko uczniowie Polacy, ale również, i to w większości, Niemcy i Rusini. Sprawa się wydała, przeprowadzono śledztwo, w którym Szajnocha całą odpowiedzialność wziął na siebie. Kara nie była zbyt dotkliwa, jednak miała brzemienne skutki w przyszłości. W 1835 zapisał się na Wydział Filozoficzny Uniwersytetu Lwowskiego, ale po kilku miesiącach, 21 stycznia 1836 został aresztowany i odstawiony do więzienia śledczego. Oskarżony był o pisanie kartek i wierszy o antyrządowej treści. Kartki te znaleziono na uniwersytecie i w kościele bernardyńskim w ławkach, które podczas mszy szkolnej zajmowali uczniowie najwyższej klasy gimnazjalnej. Szajnocha i tym razem przyznał się do winy. Został aresztowany i osadzony najpierw w zwyczajnym więzieniu, jednak po kilku tygodniach przeniesiono go do więzienia specjalnego i tam trzymano go w kajdanach założonych na nogi i ręce, w zupełnej ciemności. Nie dawano mu przy tym ani światła, ani książek. Stęchłe powietrze, ustawiczna wilgoć i mrok oddziaływały szkodliwie na jego młody organizm. Dla zapełnienia rozpaczliwej bezczynności, w czasie gdy było coś w celi widać, wyrabiał sobie igły z kości i drutu siatkowego, wydobywał nitki z prześcieradła lub szpilką pisał na ścianie utwory poetyckie, w wyniku czego osłabił sobie na stałe wzrok. W ciężkim więzieniu Szajnocha przebywał do połowy 1837. Jako politycznemu skazańcowi nie dozwolono mu kontynuować przerwanych studiów na uniwersytecie. Wiedzę historyczną posiadł jako samouk. Zarabiał na życie jako nauczyciel w prywatnych domach, był także korektorem w redakcjach czasopism lwowskich: „Dziennik Mód", „Lwowianin", „Rozmaitości" — dodatku do „Gazety Lwowskiej". Pomagał też owdowiałej matce w prowadzeniu dzierżawy w Żydaczowie. W 1838 włączył się znowu do działalności spiskowej stając się członkiem nowej organizacji konspiracyjnej, Młodej Sarmacji, ugrupowania przeciwstawiającego się idei zbrojnego powstania. Od 1839 drukował swoje utwory literackie. W 1847, w którym zaczęły się poważne niedomagania wzroku, opublikował w „Bibliotece Zakładu Ossolińskich" pierwszą pracę naukową Pogląd na ogół dziejów polskich. Mimo ostrzeżeń lekarzy i dolegliwości wzroku pracował dalej. Bez względu na porę roku wstawał o trzeciej nad ranem i zajęty bywał do późnej nocy. Pisał wiersze, powieści, utwory dramatyczne. Przekładał pieśni serbskie. Od 1 lutego 1853 był zastępcą kustosza w Zakładzie Narodowym imienia Ossolińskich, od 1856 - redaktorem „Rozmaitości" i historykiem piszącym prace własne. Był inicjatorem i wydawcą pomnikowego dzieła Monumenta Poloniae Historica oraz redaktorem "Biblioteki Ossolińskich". W 1855 ożenił się z Joanną Bilińską. W 1860, w czterdziestym drugim roku życia, utracił zupełnie wzrok. Mimo kalectwa wzrokowego i innych nękających go chorób Szajnocha pracował bez przerwy w miarę swych sił. Słuchał lektora, dyktował, ale pisał sam również, posługując się przy tym opracowanym przez siebie prostym przyrządem. W ostatnich latach przed śmiercią nie mógł już pisać, gdyż reumatyzm ubezwładnił mu nogi, a następnie ruchy ramion, tak iż z trudnością kreślił ołówkiem po papierze tylko nieczytelne znaki. Zmarł 10 stycznia 1868. Został pochowany na Cmentarzu Łyczakowskim. |
Karol SzajnochaNajwiększe jego dzieło to Jadwiga i Jagiełło - którego pierwsze, trzytomowe wydanie ukazało się we Lwowie w latach 1855-1856; drugie, które autor uznał za jedynie poprawne, czterotomowe ze „Wstępem" - w 1861. Wrażenie, jakie to dzieło wywarło, i jego poczytność były niezwykłe. Czytali je z zainteresowaniem, a niekiedy wprost z zachwytem zarówno ludzie uczeni, jak i najszersze koła mniej wyrobionych odbiorców. Popularność Szajnochy na niwie historii przypominała popularność Henryka Sienkiewicza na niwie literackiej.
Z napisanych przez niego dzieł historycznych poświęconych m.in. Bolesławowi Chrobremu, Władysławowi Łokietkowi, Kazimierzowi Wielkiemu, królowej Jadwidze, Władysławowi Jagielle, Jerzemu Sebastianowi Lubomirskiemu itd. korzystał m.in. Henryk Sienkiewicz pisząc Trylogię. W 1858, odświeżając dawną teorię Tadeusza hr. Czackiego o normańskich korzeniach Polski, opublikował dzieło Lechicki początek Polski. Szajnocha uważał, że pierwsze państwo polskie, zostało zorganizowane - zgodnie z tzw. teorią najazdu - przez skandynawskie plemię Lechitów, protoplastów późniejszej szlachty polskiej. W ciągu wielu lat wychodziły drukiem drobne prace Szajnochy w „Dzienniku Literackim", w „Rozmaitościach", dodatku tygodniowym do „Gazety Lwowskiej", w „Dzienniku Mód", w „Bibliotece Zakładu Narodowego im. Ossolińskich", w „Tygodniku Lwowskim". Te z nich, które nie należały do literatury pięknej czy publicystyki, ale mogły być zakwalifikowane jako historyczne, wydawane były tomami jako Szkice historyczne. Syn Karola, Władysław Szajnocha (1857-1928) był znanym geologiem, twórcą monumentalnego "Atlasu geologicznego Galicji", a w 1920 r. jednym z założycieli Polskiego Towarzystwa Geologicznego i jego pierwszym przewodniczącym. W latach 1911-1912 i 1916-1917 był rektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego.[ wiki] |
Chrystianizacja Litwy.
czyli– proces wypierania przez wiarę chrześcijańską rodzimych wierzeń etnicznych u osiadłego w określonym rejonie ludu. Jego największe nasilenie przypadało w okresie średniowiecza, a spowodowane było dominującą pozycją chrześcijaństwa wśród ówczesnych europejskich władców oraz rosnącymi wpływami papiestwa.
Wszelkie oznaki rodzimej wiary, całkowicie zastępowane były chrześcijańskimi symbolami - w miejscu świętych gajów i świątyń (kącin), wznoszono kościoły; w dniach, w których obchodzono uroczystości religijne (np. celtyckie Samhain czy słowiańskie Dziady), ustalano różnego rodzaju święta kościelne (Wszystkich Świętych). W ten sposób stopniowo odbywał się proces porzucania wcześniejszych wierzeń de facto zmieniając jedynie nazwy i formy ich obchodów. Lokalne bóstwa zostawały zastępowane przez kult świętych (celtycka Brigid - św. Brygida, słowiański Świętowit - św. Wit), a wizerunki bogów przekształcano najczęściej w ikony, tak więc we wczesnym średniowieczu, większość obrazów przedstawiających Jezusa była identyczna z wcześniejszymi wyobrażeniami Zeusa i bogów z lokalnego panteonu.
Wszelkie oznaki rodzimej wiary, całkowicie zastępowane były chrześcijańskimi symbolami - w miejscu świętych gajów i świątyń (kącin), wznoszono kościoły; w dniach, w których obchodzono uroczystości religijne (np. celtyckie Samhain czy słowiańskie Dziady), ustalano różnego rodzaju święta kościelne (Wszystkich Świętych). W ten sposób stopniowo odbywał się proces porzucania wcześniejszych wierzeń de facto zmieniając jedynie nazwy i formy ich obchodów. Lokalne bóstwa zostawały zastępowane przez kult świętych (celtycka Brigid - św. Brygida, słowiański Świętowit - św. Wit), a wizerunki bogów przekształcano najczęściej w ikony, tak więc we wczesnym średniowieczu, większość obrazów przedstawiających Jezusa była identyczna z wcześniejszymi wyobrażeniami Zeusa i bogów z lokalnego panteonu.
Świeccy władcy wzywali do pomocy m.in. zakony rycerskie, by te udzieliły im militarnego wsparcia przeciwko pogańskim ludom. Tak stało się m.in. w przypadku Konrada Mazowieckiego, który w 1226 roku wezwał Krzyżaków, by wsparli go w walce z Prusami. Zamieszkały nad Wisłą zakon krzyżacki za pomocą "ognia i miecza" nie osiągnął sukcesu
Poniżej -szkice J. Matejki- ilustrujące Żołnierzy Zakonu Krzyżackiego
Poniżej -szkice J. Matejki- ilustrujące Żołnierzy Zakonu Krzyżackiego
Szkice J. Matejki przedstawiające żołnierzy Zakonu Krzyżackiego
Jednak przywódcy plemion litewskich rozumieli, że nie mogłi długo opierać się całej chrześcijańskiej Europie.
Wielki Książe Litewski Mendog (Mindaugas) zgodził się na przyjęcie wiary chrześcijańskiej i w 1251r. został ochrzczony. W 1253r. został koronowany jako pierwszy król Litwy. Jednak w 1263r Mendog został zamordowany i kraj pozostał pogańskim
Tak więc pierwsza próba nie powiodła się. Istniały dwie możliwości: przyjęcie wiary ze Wschodu od Słowian prawosławnych, albo katolicyzmu z Zachodu. Kiedy litewski książe Jagiełło (Jogaila) w 1385r. zgodził się na chrzest i objęcie tronu królewskiego w Polsce, zobowiązał się również by ochrzczono Litwę.
Chrześcijaństwo na Litwie przyjmowało się się powoli. Litwini praktykowali swoje pradawne wierzenia aż do czasu kampanii ewangelizacyjnych prowadzonych zarówno w czasach Reformacji jak również Kontrreformacji.
Rodzima religia Litwinów, współcześnie określana mianem pogańskiej, rozwijała się przez wieki aż do końca wczesnego Średniowiecza. Wielki Książę Gedymin (Gediminas) (1275 – 1341 ) zagwarantował wszystkim ówczesnym wyznaniom wolność religijną, tłumacząc to tym, że wszyscy wielbią Boga, każda religia na swój sposób. Nie powstrzymało to ekspansji katolicyzmu.
Wielki Książe Litewski Mendog (Mindaugas) zgodził się na przyjęcie wiary chrześcijańskiej i w 1251r. został ochrzczony. W 1253r. został koronowany jako pierwszy król Litwy. Jednak w 1263r Mendog został zamordowany i kraj pozostał pogańskim
Tak więc pierwsza próba nie powiodła się. Istniały dwie możliwości: przyjęcie wiary ze Wschodu od Słowian prawosławnych, albo katolicyzmu z Zachodu. Kiedy litewski książe Jagiełło (Jogaila) w 1385r. zgodził się na chrzest i objęcie tronu królewskiego w Polsce, zobowiązał się również by ochrzczono Litwę.
Chrześcijaństwo na Litwie przyjmowało się się powoli. Litwini praktykowali swoje pradawne wierzenia aż do czasu kampanii ewangelizacyjnych prowadzonych zarówno w czasach Reformacji jak również Kontrreformacji.
Rodzima religia Litwinów, współcześnie określana mianem pogańskiej, rozwijała się przez wieki aż do końca wczesnego Średniowiecza. Wielki Książę Gedymin (Gediminas) (1275 – 1341 ) zagwarantował wszystkim ówczesnym wyznaniom wolność religijną, tłumacząc to tym, że wszyscy wielbią Boga, każda religia na swój sposób. Nie powstrzymało to ekspansji katolicyzmu.
Umieszczone na niniejszej stronie treści i fotografie zapożyczone są z Internetu i są własnością autorów i witryn. Publikującym należą się podziękowania co niniejszym ☻ czynię. Cały zbiór w witrynie stanowi wyłącznie materiał informacyjno -edukacyjny